Z ręką na sercu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przewodniczący Krzaklewski chce mi dać prezent i chce na dodatek, żebym za niego zapłacił. No bo z czyjej kieszeni jest prezent w postaci skróconego czasu pracy, na który - przynajmniej teraz - Polski nie stać?
Na początek drobna uwaga. Ten tekst powstał dzięki Marianowi Krzaklewskiemu (nie wszyscy powiedzą mu za to "dzięki", ale ja tak). To znaczy nie powstał dzięki temu, że przewodniczący coś zrobił, ale dzięki temu, że czegoś zrobić nie zdążył. Nie zdążył skrócić tygodnia pracy do 40 godzin. W zeszłym tygodniu spędziłem w pracy trzy dni, więc gdybym jeszcze coś napisał, to wyszedłbym poza limit. Ale przewodniczący nie zdążył i oto jestem.
Mam pewien problem z prezentem, jaki szykuje nam przewodniczący Krzaklewski. Nie, że prezent mi się nie podoba, to swoją drogą. Nie podoba mi się to, że przewodniczący chce mi dać prezent i chce na dodatek, żebym za niego zapłacił. No bo z czyjej kieszeni jest prezent w postaci skróconego czasu pracy, na który - przynajmniej teraz - Polski nie stać? Jest z naszej wspólnej kieszeni, czyli także z mojej. Ponieważ mamy z żoną wspólny bud-żet, można to powiedzieć o każdym prezencie, który żona dostaje ode mnie, a ja od żony. Jest jednak pewna różnica. Żona daje mi prezent, żeby zrobić mi przyjemność, a przewodniczący daje mi prezent, żeby przyjemność zrobić sobie. Ktoś powiedział, że prezydentura nie jest w Polsce ważna. To przesada, ale nawet gdyby była to prawda, nie znaczyłoby to wcale, że nieważna jest także kampania prezydencka. Już widać, że jest ważna. Oprócz skrócenia czasu pracy jest przecież jeszcze wiele innych rzeczy, na które nas nie stać, a które przewodniczący w tej kampanii spróbuje nam podarować. Jeśli mu się to uda, cena tej kampanii może bardzo wzrosnąć. Tym bardziej że będziemy płacić nawet nie za prezydenturę, ale za utrzymanie przywództwa przewodniczącego na prawicy.
Po czym poznać, że polityk kłamie? Po tym, że rusza ustami (no dobrze, to przesada, ale prawda, że to wpada w ucho?). Kłamstwo w polityce jest - jak wszędzie - problemem. Ale często o wiele większym problemem niż kłamstwo jest prawda. Przecież przewodniczący Krzaklewski nie mówi, że skróci nam tydzień pracy, żeby go nie skracać. Nie, on naprawdę chce to zrobić. Duży problem będzie problemem jeszcze większym, jeśli słowa dotrzyma. Na przykład w Rosji zaczyna być niedobrze, bo Putin konsekwentnie dotrzymuje swoich obietnic. Obiecał dyktaturę prawa, no i stało się - zaczyna się dyktatura prawa, tak jak to prawo rozumie gospodarz Kremla. Media są niegrzeczne? Nasyłamy kontrolę, potem jakichś Ramboszczaków, a jak i to nie pomoże, wsadzamy właściciela stacji telewizyjnej do pudła. Oligarchowie podskakują? To grozimy, że ich firma zostanie poddana renacjonalizacji. Partia opozycyjna się stawia? Zaczynamy ją infiltrować. Broń Panie Boże, nie porównuję Putina do Krzaklewskiego. Mówię tylko, że czasem z dotrzymanymi obietnicami wyborczymi jest gorzej niż z nie dotrzymanymi. Na dodatek zwykle polityka rozlicza się z obietnic nie dotrzymanych. A jak rozliczyć go z dotrzymanych? Na szczęście w sprawie przedłużonych godzin pracy trzeźwo zareagował SLD. SLD był wprawdzie za skróceniem tygodniowego czasu pracy do 40 godzin i to zaraz, ale pod jednym warunkiem. Pod warunkiem, że nie jest za tym przewodniczący Krzaklewski. Przewodniczący wraz z AWS był za tym, by całą operację przeprowadzić w ciągu dwóch lat, więc SLD był za operacją natychmiastową. Teraz jednak poparł to przewodniczący, więc SLD jest przeciw. I już widzimy, co zrobić, by SLD stał się rzecznikiem gospodarczego rozsądku. Wystarczy, żeby przewodniczący był przeciw.
Prawda nie jest w polityce wartością bezwzględną. Wartością niezaprzeczalną jest natomiast zaufanie. A co to jest zaufanie? Proste. To wiara, że polityk wie, gdzie nas zaprowadzić, i potrafi nas tam zaprowadzić, wiara, że jeśli nawet nie powie nam całej prawdy, to nie okłamie nas, patrząc nam prosto w oczy. Tylko jak zdobyć to zaufanie? W 1984 r. Walter Mondale, kandydat Partii Demokratycznej na prezydenta, przekonywał Amerykanów, że niezbędne będzie podwyższenie podatków. "Reagan też to wie, ale wam tego nie powie. Ja wam to mówię". Czy Mondale dostał nagrodę za szczerość? Guzik dostał. Ale niełatwo znaleźć polityka, który dostał nagrodę za taką szczerość. Kto poważny mówi, że trzeba będzie podnieść podatki, i liczy na zwycięstwo? Cztery lata później George Bush zachował się rozsądniej. "Czytajcie z moich ust: nie będzie żadnych nowych podatków" - powiedział. W nagrodę dostał prezydenturę, ale przepadł, bo złamał obietnicę. Naiwny. Ktoś powie, że mój wywód jest absolutnie niekonsekwentny, ponieważ najpierw sugeruję, że dzieje się coś bardzo złego, bo przewodniczący Krzaklewski chce dotrzymać swoich obietnic, a potem mówię, iż gigantycznym politycznym błędem jest niedotrzymanie obietnicy. Otóż nie do końca. Problem Busha nie polegał na tym, że nie dotrzymał on obietnicy. Polegał on na tym, że złożył ją w sposób, który gwarantował, że za jej niedotrzymanie zapłaci wysoką cenę. Problem Krzaklewskiego polega zaś na tym, że obiecuje i dotrzyma, ale może dotrzymać, zanim zakończy się kampania wyborcza. A my nigdy nie będziemy mieć nawet okazji, by go z dotrzymanych obietnic rozliczyć. Bo wcześniej z przegranych wyborów rozliczą go koledzy z AWS.

Więcej możesz przeczytać w 27/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.