Międzynarodówka terrorystów

Międzynarodówka terrorystów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Po zamachach w Hiszpanii, Grecji i Bretanii powraca psychoza zagrożenia terroryzmem
Akty terroru znowu stają się chlebem powszednim w Europie. Krew leje się wszędzie. Ofiarą bandytów wyposażonych w broń automatyczną i bomby padają zarówno obywatele biedniejszej, jak i zamożnej części kontynentu. Tylko w czerwcu terroryści dali o sobie znać co najmniej w sześciu krajach europejskich.
W Hiszpanii ETA zabiła radnego z baskijskiego miasta Durango. W Atenach lewacy z grupy 17 Listopada zastrzelili brytyjskiego attaché wojskowego. W Paryżu członkowie korsykańskiego FNLC podłożyli pod międzynarodowe centrum kongresowe (o dwa kroki od Łuku Triumfalnego) 23 laski dynamitu, które szczęśliwie nie wybuchły. Ledwo uszedł z życiem z kolejnego zamachu lider serbskiej opozycji Vuk Drasković. We Włoszech zamierzano wysadzić w powietrze symbol Mediolanu - kościół św. Ambrożego. W Albanii i w Kosowie zamachy terrorystyczne są na porządku dziennym. W Irlandii, mimo zawartego pokoju, nie ustają zamachy i prowokacje, na szczęście już nie tak krwawe jak przed laty.
August Hanning, szef niemieckich służb specjalnych (BND), stwierdził niedawno, że wszystkie większe organizacje terrorystyczne z całego świata mają w Niemczech swoich przedstawicieli. We Francji od kilku lat obowiązuje plan "Vigi-Pirate", zakładający zwiększoną czujność sił antyterrorystycznych. Alarmy o zagrożeniu terroryzmem ogłaszają niemal wszystkie rządy europejskie. O wspólnej walce z tą plagą wspomina się już w akcie konstytucyjnym unii.
Była niedziela, zbliżała się pora obiadu, po ulicach Durango przechadzały się elegancko ubrane pary. Z pogawędki z przyjaciółmi wracał też do domu 57-letni Jesus Maria Pedrosa Urquiza, radny miejski z ramienia Partii Ludowej premiera Aznara. Miał jeszcze do pokonania sto metrów, kiedy z tyłu podszedł do niego młody człowiek z odkrytą twarzą. Spokojnie wyciągnął parabellum kaliber 22 i strzelił Pedrosie w tył głowy.
Była to już piąta w tym roku ofiara ETA, organizacji, która od początku swej działalności zamordowała 820 osób. Euskadi ta Askatasuna, czyli Ojczyzna Baskijska i Wolność, powstała w 1959 r., założona przez uczniów benedyktyńskiego seminarium duchownego w Lazkao. Młodzi baskijscy patrioci chcieli niepodległości i - zgodnie z myślą Sabino Arany, odnowiciela narodowego ducha baskijskiego - zamierzali ją osiągnąć przemocą. Z czasem nad patriotyzmem wziął górę marksizm, a zwłaszcza maoizm. Dlatego błędnie uważa się ETA za organizację niepodległościową.
Na czele organizacji stoi obecnie… kobieta, 38-letnia Soledad Iparraguire, pseudonim Anboto, która w ten sposób mści się za śmierć swego narzeczonego José Manuela Arisimuo, zabitego w latach 80. przez policję podczas ulicznej strzelaniny. Pod koniec 1988 r. ETA ogłosiła zawieszenie broni i wezwała rząd do rozmów. José Maria Aznar (który 19 kwietnia 1995 r. cudem uszedł z życiem z zamachu bombowego przygotowanego przez ETA) zgodził się na podjęcie dialogu, jednakże żądania terrorystów były zbyt wygórowane: przenieść wszystkich uwięzionych eta-rras do Kraju Basków i rozpocząć rozmowy w sprawie niepodległości. Ubiegłoroczne spotkanie w Szwajcarii nie przyniosło więc rezultatów i ETA znów zaczęła zabijać.
"Słabym ogniwem Europy w walce z terroryzmem" nazywana jest w oficjalnych dokumentach Departamentu Stanu USA Grecja. 8 czerwca te-go roku lewacka organizacja terrorystyczna 17 Listopada zamordowała attaché wojskowego ambasady brytyjskiej w Atenach, generała brygady Stephena Saundersa. Przez otwarte okno samochodu dwóch ludzi na motocyklu oddało do niego cztery strzały z pistoletu kaliber 45, tego samego, którego użyto już w pięciu innych zamachach. Były prezes CIA James Woosley oraz przewodniczący Narodowej Komisji ds. Walki z Terroryzmem Paul Bremer oskarżyli socjalistyczny rząd premiera Costasa Simitisa o "krycie" terrorystów.
Fakt pozostaje faktem: ani jeden członek grupy 17 Listopada nie został do tej pory aresztowany. Organizacja ta była ściśle związana z podziemnym ugrupowaniem socjalistycznym PAK, w latach 1967-1974 zwalczającym dyktaturę pułkowników. Trudno się więc dziwić, że sprawujący władzę socjaliści nie aresztują swoich ówczesnych towarzyszy broni. Sama nazwa 17 Listopada odnosi się do rewolty studentów Politechniki Ateńskiej z 1973 r. Dała ona początek ruchowi, który doprowadził do obalenia faszyzującej dyktatury. Na dodatek od dawna krąży po Grecji pogłoska, że cała organizacja 17 Listopada składa się zaledwie z kilku, najwyżej kilkunastu osób i wszyscy pochodzą ponoć z tej samej rodziny! Nie wiadomo, czy wytworem fantazji jest przekonanie, że ojciec, weteran wydarzeń z 1973 r., jego kilku synów i bratanków - a zatem cała organizacja terrorystyczna - należą do ateńskiego establishmentu i na co dzień reprezentują szacowne, zgoła burżuazyjne zawody.
Organizacja odwołująca się do tamtych wydarzeń powstała w 1975 r. Jej pierwszą ofiarą był rezydent CIA w Atenach, Richard Welch. W sumie grupa 17 Listopada zabiła 23 osoby oraz dokonała niezliczonej liczby zamachów bombowych i rakietowych, niemal wyłącznie w centrum Aten. Przy okazji zamachów, ale nie tylko, publikuje dokumenty przesycone ideologią antyamerykańską, antyimperialistyczną i antynatowską. Ostatnio mści się za ubiegłoroczne ataki NATO na Serbię.
Grecja to jednak nie tylko lewacy z 17 Listopada, ELA (Rewolucyjna Walka Ludu) czy z FGF (Walczące Formacje Guerilli), to także nie ukrywane poparcie, jakiego przez lata Ateny udzielały terrorystycznej organizacji kurdyjskiej PKK. Założona w 1974 r. przez Abdullaha Öcalana Partia Pracujących Kurdystanu często błędnie uznawana jest za wyrazicielkę narodowych aspiracji tureckich Kurdów. Tymczasem głównym celem jej liderów jest doprowadzenie do powsta-nia państwa o charakterze maoistowskim. PKK stosuje szczególnie brutalne i krwawe metody walki. Mimo to wieloletni, trwający co najmniej od czasu tureckiej inwazji, konflikt cypryjsko-turecki skłaniał kolejne rządy Grecji do wspierania PKK i samego Öcalana, pojmanego zresztą w ambasadzie greckiej w Nairobi.
Dziesięć lat po upadku komunizmu i mocarstw wspierających ruchy wywrotowe, znowu szaleją w Europie terroryści. Te same organizacje, te same hasła i - niestety - te same metody. Co sprawia, że odżywają demony lat siedemdziesiątych? Europa jest dziś przecież oazą dobrobytu. Niemcy i Włochy, bo-rykające się 30 lat temu z problemami gospodarczymi, dziś mogą się pochwalić dużymi osłonami socjalnymi. Hasła rewolucyjne nie mogą liczyć na szerokie poparcie społeczne. Eksperci podejrzewają jednak, że przyczyny odradzającego się ruchu rewolucyjnego są znacznie bardziej prozaiczne. Wywrotowcy nie rosną w siłę. Zawsze stanowili margines społeczny, ale przez ostatnie dziesięć lat ściśle kontrolowani byli przez siły antyterrorystyczne. Koniec lat 90. to malejące nakłady na policję i - podobnie jak w początkach lat 70. - swoista nonszalancja rządów Europy Zachodniej, jeżeli chodzi o grupy i organizacje społeczne głoszące nienawiść. To dalej nie daje jednak odpowiedzi na pytanie, skąd dziewięć lat po upadku ZSRR terroryści czerpią pieniądze na zakup broni i budowanie nowych struktur podziemnych.
Więcej możesz przeczytać w 28/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.