Bankowi kasiarze

Bankowi kasiarze

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przed polskimi sądami toczy się ponad 50 spraw przeciwko skorumpowanym pracownikom banków
Plagą wielu banków jest wyłudzanie kredytów metodą "na słupy", czyli łańcuszek fikcyjnych firm lub podstawionych osób. Tego typu proceder nie byłby jednak możliwy na szeroką skalę bez życzliwości pracowników banków. - Prawdopodobnie metodę "na słupy" zastosowano niedawno w II oddziale PKO BP w Olsztynie. Sprawdzamy około dwustu umów kredytowych tego banku. Jednym z podejrzanych jest Arkadiusz M., wicedyrektor oddziału. Podejrzewamy, że wyłudził on ok. 350 tys. zł na zakup samochodów. Luksusowe auta kupowano na kredyt, a potem odsprzedawano komisom - wyjaśnia prokurator Mieczysław Orzechowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Olsztynie.

Bankowcy współpracowali też z firmami klonami, które wzajemnie poręczały sobie kredyty. Firmy te następnie upadały, co przy zagmatwanym systemie pośredników i zależności bardzo utrudnia ustalenie sprawców przestępstwa. Tę metodę zastosowała najprawdopodobniej firma Digital i związane z nią spółki. Na początku lat 90. Digital - importer komputerów i anten satelitarnych - zakładał w całym kraju oddziały, własne składy celne i hurtownie. Według informacji gdyńskiej prokuratury, właściciele tej firmy stworzyli też skomplikowaną sieć spółek w kraju i za granicą. Banki udzielające im kredytów nie badały zbyt szczegółowo kredytobiorców, a zabezpieczenia (m.in. komputery i samochody) były po prostu sprzedawane. W tej sprawie oskarżono jedenaście osób, zaś łączną wartość wyłudzonych kredytów i strat spółek szacuje się na 20 mln zł. Na ławie oskarżonych zasiadł m.in. dyrektor departamentu rozliczeń kredytowych jednego z oddziałów Pekao SA.
Karę dwóch lat więzienia wymierzył niedawno Sąd Okręgowy w Łodzi Januszowi Ł., byłemu prezesowi Łódzkiego Banku Rozwoju. Ukarano go za "marnotrawienie publicznych pieniędzy". Na ławie oskarżonych zasiadają wreszcie nieuczciwi bankierzy. Dotychczas karano prawie wyłącznie osoby wyłudzające kredyty, a przecież było jasne, że proceder ten byłby niemożliwy bez skorumpowanych bankowców. Niektórzy przyjmowali posady w bankach tylko na kilka miesięcy i to wystarczało na zgromadzenie "oszczędności" na resztę życia. Zarzuca się im m.in. łapówkarstwo, niesprawdzanie wiarygodności kredytobiorców, przyjmowanie nierealnych zastawów. Błotnisty staw uznano na przykład za źródło wód mineralnych, a XIX-wieczny ewangeliarz, wyceniony przez ekspertów na 1500 zł, stał się starodrukiem (mszałem gregoriańskim), wartym 2,5 mln zł. Obecnie w całym kraju toczy się kilkadziesiąt procesów przeciwko nieuczciwym prezesom i członkom zarządów banków. - Tylko w naszym sądzie prowadzimy kilkanaście takich postępowań - mówi sędzia Barbara Piwnik, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Warszawie.
Postępowań procesowych nie zakończono tymczasem w największych polskich aferach bankowych, czyli w sprawach Art-B i FOZZ. W sprawie Art-B udało się wyłączyć tzw. wątek bankowy i doprowadzić do skazania kilku pracowników banków, m.in. głównego księgowego oddziału Banku Śląskiego w Ustroniu - za przyjmowanie łapówek.
Kilkanaście dni temu łódzka policja zatrzymała 16 osób, w tym kilku bankowców oskarżonych o pobieranie stałej, nieformalnej pensji za gotowość udzielania wysokich kredytów bez stosownych zabezpieczeń (pensja taka zwykle była wypłacana przez kilka miesięcy, a w jednym wypadku nawet przez dwa lata). Inny z zatrzymanych bankowców jest podejrzewany o przyjęcie 400 tys. zł łapówki. Prokuratura Okręgowa w Olsztynie prowadzi z kolei sprawę wyłudzania kredytów z II oddziału PKO BP w tym mieście, a jednym z podejrzanych jest wicedyrektor banku. Dochodzenia w sprawie pracowników wysokiego szczebla Banku Turystyki SA i XIII oddziału Powszechnego Banku Kredytowego zakończyła natomiast warszawska Prokuratura Okręgowa.
Wprawdzie sądy borykają się z nagłymi chorobami oskarżonych, w ciągu ostatnich kilku miesięcy wydano jednak kilkanaście skazujących wyroków w sprawach przeciwko nieuczciwym bankierom. Spore zamieszanie wywołał wydany w marcu tego roku wyrok Sądu Rejonowego w Lublinie (nieprawomocny), na mocy którego na kary pozbawienia wolności w zawieszeniu skazani zostali Stanisław M., prezes Wschodniego Banku Cukrownictwa w Lublinie (rok i osiem miesięcy więzienia), oraz jego zastępca Wojciech E. (dwa lata pozbawienia wolności). Sąd orzekł też karę dodatkową - zakaz zajmowania stanowisk we władzach banków - odpowiednio przez dwa i trzy lata.
Kilka miesięcy temu Sąd Okręgowy w Częstochowie skazał Zbigniewa S., który wyłudził z Banku Śląskiego w Oleśnie 800 tys. zł pod zastaw modlitewnika wycenionego przez biegłych na 1500 zł. Kierownictwo banku nie zleciło własnej ekspertyzy, lecz uznało za wiarygodne dokumenty, w których modlitewnik przeistoczył się w bezcenny mszał gregoriański. Tego typu mistyfikacja - według prokuratury - nie mogłaby się udać bez pomocy wysokich urzędników tego banku. Była dyrektorka tej placówki oraz główna księgowa zostały więc oskarżone o niedopełnienie obowiązków i małą staranność przy udzielaniu kredytu.
Jeden z banków jako zabezpieczenie przyjął działkę na torfowisku położonym na Pomorzu. - Zdaniem kredytobiorcy, miała się ona stać żyłą złota, a to dzięki eksportowi torfu do Arabii Saudyjskiej - mówi prokurator Julita Sobczyk, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie. To właśnie w tej prokuraturze zakończono ostatnio dwa śledztwa dotyczące nieuczciwych dyrektorów banków. W jednym wypadku członkowie oddziału Banku Turystyki w Warszawie są oskarżani o niedopełnienie obowiązków. Kilkudziesięciu osobom i co najmniej dziewięciu firmom bank ten udzielił kredytów ponadmilionowej wartości, które nie zostały spłacone. Podobne zarzuty warszawska prokuratura sformułowała przeciwko członkom zarządu XIII oddziału Powszechnego Banku Kredytowego SA. Tym razem chodzi o narażenie PBK na straty w wysokości ok. 13 mln zł.
Mimo że ta ostatnia sprawa dotyczyła początku lat 90., udało się ją zamknąć dopiero niedawno - dzięki informacjom uzyskanym przez Urząd Ochrony Państwa. - Prowadziliśmy co najmniej kilka spraw o wielomilionowe wyłudzenia kredytów z banków, do czego - naszym zdaniem - nie doszłoby, gdyby z przestępcami nie współpracowali pracownicy banków - mówi Magdalena Kluczyńska, rzecznik Urzędu Ochrony Państwa. Z szacunkowych danych UOP wynika, że na początku lat 90. co drugi kredyt był obciążony nadmiernym ryzykiem, co oznacza, że w praktyce okazał się nieściągalny.
Rozpoczęcie sprawy z udzia-łem wspomnianego wyżej dyrektora departamentu rozliczeń kredytowych jednego z oddziałów Pekao SA. odwlekano w sądzie przez dwa lata. Powodem odraczania rozpraw była nieobecność oskarżonych lub ich obrońców. Stosowano też różne wybiegi: obrońcy Jerzego F., bankowca i jednego z oskarżonych, posługując się opiniami biegłych, domagali się na przykład, by zeznania składał on tylko w pomieszczeniach dobrze wietrzonych. Wiedzieli, co robią - przeciąganie sprawy mogło doprowadzić do jej przedawnienia. Tym bardziej że przedawnienie objęło już na przykład przestępstwa skar-bowe popełnione przez innych podejrzanych. Wkrótce przedawnieniu może też ulec sprawa wyłudzenia na początku lat 90. - z udziałem urzędników bankowych - 2 mln dolarów z jednego z oddziałów PKO BP. Akt oskarżenia wpłynął do sądu w 1995 r., lecz wciąż nie odczytano go w sądzie. Nieustanne odraczanie procesu wynika z tego, że oskarżeni przedstawiają kolejne zwolnienia lekarskie. Jest wśród nich m.in. Andrzej J., były zastępca dyrektora jednego z trójmiejskich oddziałów Pekao SA, obecnie dyrektor innego tamtejszego banku. Również w tym wypadku z powodu przedawnienia prokuratura musiała wycofać zarzuty naruszenia ustawy karno-skarbowej (na przykład w sprawie nie zapłaconego podatku w wysokości 400 tys. zł).
W przyszłym miesiącu ma się rozpocząć proces kilkunastu pracowników oddziału banku PKO BP w Rykach. Są oni oskarżeni m.in. o pozorowanie udzielania kredytów oraz zagarnięcie 154 tys. zł na szkodę tego banku. Także ten proces nie rozpoczął się w terminie, gdyż jedna z oskarżonych przedstawiła zwolnienie lekarskie. - Sprawdzamy wiarygodność wszystkich zwolnień lekarskich i nie przewidujemy, żeby w tej sprawie mogło dojść do przedawnienia - deklaruje sędzia Cezary Wójcik, wiceprezes Sądu Okręgowego w Lublinie.
Polskim fenomenem jest zatrudnianie w instytucjach finansowych osób skazanych wyrokami sądowymi za przestępstwa bankowe. Banki są przecież instytucjami, w których liczy się nie tylko wiarygodność klientów, ale także osób dysponujących pieniędzmi depozytariuszy.
Kierownictwa banków tłumaczą to zwykle nieprawomocnością wyroków, na świecie jest jednak tak, że osoby uwikłane w procesy o przestępstwa bankowe są przynajmniej zawieszane w obowiązkach. W Polsce, także w bankach kontrolowanych przez skarb państwa, ta zasada w praktyce nie obowiązuje. Niektórzy oskarżeni w sprawie Banku Turystyki zajmują wysokie stanowiska w dwóch innych dużych bankach.
Były prezes Łódzkiego Banku Rozwoju wyłudził - zdaniem sędziów Sądu Okręgowego w Łodzi - 120 tys. zł z Banku Przemysłowego, przedstawiając fałszywe zabezpieczenia. Jego znajomej Joannie P., wtedy dyrektorce największego oddziału Łódzkiego Banku Rozwoju, zarzucono zaś, że nakłaniała swoich podwładnych do wystawienia prezesowi fałszywego kwitu depozytowego. Sąd skazał ją na rok więzienia w zawieszeniu. Joanna P. jest obecnie dyrektorem w Banku Przemysłowym, obsługującym m.in. rachunki gminy Łódź. - Nie zwalniamy pani dyrektor Joanny P., gdyż wyrok nie jest prawomocny, a poza tym jest ona bardzo dobrym i kompetentnym pracownikiem - mówi Jerzy Fornalczyk, prezes Banku Przemysłowego.
Polskich bankowców, ale także polityków oraz pracowników wymiaru sprawiedliwości należałoby spytać, czy tolerowanie zatrudniania takich osób nie utrudnia zwalczania korupcji w polskich bankach.

Więcej możesz przeczytać w 29/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.