Jak na garbatego...

Jak na garbatego...

Dodano:   /  Zmieniono: 
Po Komisji Prawa Europejskiego oczekiwano kopernikańskiego przełomu, tymczasem zredukowano jej nazwę, a także prerogatywy


"Ona jest wielka w swoim gatunku, ale jest to mały gatunek"
Angelica Catalani


Kąśliwa uwaga jednej diwy operowej o drugiej nie powinna zostać zupełnie zlekceważona, jeśli chcemy opisać charakter świeżo powstałej Komisji Prawa Europejskiego. Skreślenie przymiotnika "wielka" nie jest bowiem jedyną korektą wprowadzoną w toku prac sejmowych do pierwotnego projektu. Oczekiwano po niej kopernikańskiego niemal przełomu, tymczasem zredukowano nie tylko nazwę, ale i prerogatywy komisji wraz z procedurami, które miały przyspieszyć tempo pracy. Nie zdołano ograniczyć pola działalności różnych swawolnych Dyziów, nadużywających parlamentarnego forum do popisania się własnymi lukami edukacyjnymi lub wręcz zamanifestowania swej pogardy dla zdrowego rozsądku. Uzyskany instrument jest mało wysublimowany, bliższy klasycznej komisji parlamentarnej niż modelowi, który miał słabości naszego systemu legislacyjnego przezwyciężyć. Gdy piszę te słowa - nie wiadomo jeszcze, kto zdecyduje się wziąć sobie na głowę obowiązek przewodniczenia komisji i nadawania jej kierunku, tempa oraz tonu: jest to zajęcie dla doprawdy doświadczonego "majstra" parlamentarnego.
Zapewne pierwszym zadaniem komisji będzie przekonanie zasiadających w niej posłów, że nie jest ich zadaniem zmienianie prawa europejskiego, lecz raczej dopasowywanie kulawych przepisów polskich do rozwiązań stosowanych w państwach członkowskich unii. A przecież - wbrew popularnemu niestety poglądowi - rozbieżności między ustawami polskimi i całością acquis communautaire nie są problemem jedynie negocjatorów naszych i unijnych. To właśnie te różnice sprawiają, że w tak wielu sprawach standardy, w których porusza się polski obywatel, polski konsument i polski producent, różnią się tak bardzo na korzyść obywatela, konsumenta i producenta z krajów unii. Nie "dostosowujemy" więc najczęściej polskiego prawa do unijnego pod jakieś dyktando mitycznej Brukseli, lecz z zupełnie egoistycznego powodu - zgodnie z własnym, narodowym interesem.
Wielko-mała komisja nie zastąpi oczywiście agend rządowych w ich zadaniu dotarcia do najszerszych rzesz społecznych z informacją o naturze podejmowanych dostosowań. Nie uniknie się jednak sytuacji, w których praca posłów i ekspertów zderzać się będzie z rzeczywistością braku elementarnej wiedzy i stąd z oporem przynajmniej części opinii publicznej. Jaskrawy obraz pomieszania z poplątaniem daje niedawny artykuł monograficzny otwierający cykl "Piętnastu ostrożnych, dwunastu niecierpliwych", a poświęcony Polsce (w szczególności polskiemu rolnictwu) i pomieszczony w zeszłotygodniowym "Le Figaro". Francuski dziennikarz sam by tego nie wymyślił, więc ktoś musi być praautorem cytowanego przez niego poglądu, zdaniem gazety, rozpowszechnionego na polskiej wsi: oto Unia Europejska będzie konfiskowała gospodarstwa ośmiohektarowe.
Od dłuższego czasu docierają do uszu osób zajmujących się problematyką integracyjną żądania zastąpienia "prounijnej propagandy" "rzetelną informacją" o kosztach i stratach wynikających z wejścia Polski do unii. Traf chce, że bardzo często żądania te formułują te same osoby, które uprzednio serwują mieszkańcom wsi, a także wszystkim słabiej wykształconym telewidzom, słuchaczom i obserwatorom już nie "propagandę antyunijną", ale wręcz całą masę bałamuctw, idiotyzmów i opacznych plot na temat czekających nas okropieństw. Skutek jest łatwy do przewidzenia i - niestety - doświadczany już na co dzień poprzez wyniki badań opinii publicznej: trzeba próbować wyjaśniać, że oskarżony nie jest wielbłądem, że Ziemia jest okrągła, a nie płaska i że jednak to ona kręci się wokół Słońca, a nie odwrotnie. Pamiętamy, ile wysiłku i ile lat pracy potrzeba było Kopernikowi choćby na to ostatnie, i równocześnie widzimy, ile bożych istot wciąż dźwiga domniemany wielbłądzi garb pomimo oczywistego pochodzenia od innego gatunku. Czy zaradzi temu rzeczona komisja?
Więcej możesz przeczytać w 31/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.