Wprost od czytelników

Wprost od czytelników

Dodano:   /  Zmieniono: 
Arbat i okolice
Odnoszę wrażenie, że ostatnio wśród naszych felietonistów ("Mgnienie Moskwy", nr 23; "Arbat i okolice", nr 28) zapanowała swoista moda na dzielenie się swoimi obserwacjami z pobytu w Moskwie. Nie chcę powiedzieć, że to źle. Ale wydaje mi się, że powoli stolica Rosji (jak i cały Wschód zresztą) staje się coraz bardziej odległym, egzotycznym miejscem, o którym Polacy dowiadują się z felietonów czy przy okazji wydarzeń politycznych w Rosji. Raczej nie zdarza się, aby o Moskwie pisano w rubrykach poświęconych turystyce. Dlaczego? Czy jest to kolejny dowód na ignorancję Polaków i utratę zainteresowania naszymi wschodnimi sąsiadami? Przecież statystyczny Polak więcej wie o Tunezji, Grecji czy Hiszpanii. W jednej z największych stołecznych księgarni przewodnik po Moskwie dostępny jest tylko w języku angielskim. Europejski wschód się "egzotyzuje", coraz bliższe stają się tropikalne kraje śródziemnomorskie.
Na początku lipca, przecząc modom, spędziłem tydzień w Moskwie - mieście wspaniałych zabytków sztuki, kultury, muzeów na światowym poziomie (np. Muzeum im. Puszkina posiada kolekcję obrazów Moneta, van Gogha czy Picassa) i cen, które wbrew obiegowym opiniom o zawrót głowy nie przyprawiają. Mimo bacznego nasłuchiwania, wśród wielojęzycznego tłumu turystów nie udało mi się zauważyć Polaków. Amerykanie, Niemcy, Hiszpanie i szczególnie Włosi (!) - głośni i liczni. Polskie akcenty ograniczyły się do wywiadu, jaki przeczytałem we "Wremiach" z goszczącym w Petersburgu Krzysztofem Pendereckim. Również moskiewskie sklepy towarów z Polski nie oferują, a przecież tylko Moskwa to 12 mln potencjalnych konsumentów. Dlaczego nasze firmy ignorują ogromne możliwości handlu na Wschodzie? Czy Polacy są niewrażliwi na rosyjską kulturę, skarby tamtejszych muzeów i światowy poziom teatrów? Czy nikt nie zdaje sobie sprawy, że i za naszą wschodnią granicą istnieje cywilizacja?
PS Pociąg z Warszawy do Moskwy kursuje codziennie. Podróż trwa ok. 20 godzin, czyli mniej więcej tyle co jazda z Polski do Grecji czy Włoch.

WOJCIECH KONOŃCZUK
Białystok

Handel sterowany?
Kiedy zaczęły powstawać w Polsce hipermarkety, pomyślałem sobie, że drobni handlowcy nie mają szans przy takiej konkurencji. Było mi ich żal. Mały sklep to dla ogromnej liczby ludzi jedyna szansa, żeby tanio zrobić zakupy - rozważałem. Mimo to z przyjemnością jechałem do marketu, tłumacząc sobie, że starsi mieszkańcy osiedli pozostaną wierni "swoim" sklepikom, co pozwoli przetrwać ich właścicielom. Robiąc ostatnio zakupy na osiedlu, odwiedziłem pięć sklepów, a i tak wróciłem do domu bez majonezu, ogórków, cebuli i selera. Przy następnej próbie zaopatrzenia się w okolicy wzbogaciłem się o kolejne doświadczenia. Kiedy poprosiłem o wymianę produktu na inny (lepszy), usłyszałem, że wszystkie są takie same i o wymianie nie było mowy. Gdy właścicielce sklepiku zwróciłem uwagę, że trzymanie kota przy regale z pieczywem jest niewłaściwe, usłyszałem: "Jak się panu nie podoba, to może pan tu nie kupować". Faktycznie, mogę i nie kupuję. Jadę do marketu, wybieram produkt taki, jaki mi odpowiada, mam większy wybór, a do tego mogę zapłacić kartą kredytową. Jeśli zostanie wprowadzona ustawa utrudniająca otwieranie marketów, to proponuję, by jednocześnie ustalono przynajmniej listę produktów, które muszą mieć w swej ofercie małe sklepy.

ŁUKASZ A. KOWALSKI
Gdynia
Więcej możesz przeczytać w 31/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.