Falszywy wstyd

Dodano:   /  Zmieniono: 
Łaźnie" Katarzyny Kozyry w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej



Zdumiewające, ile agresji przy jednoczesnej nieznajomości przedmiotu wywołały prace Katarzyny Kozyry "Łaźnie". Teraz, gdy nareszcie można je obejrzeć w warszawskim Zamku Ujazdowskim, łatwo się przekonać, że nie wynikają one z chęci prowokacji czy wywołania skandalu, nie są protestem przeciw czemukolwiek, lecz odwrotnie - wyrazem akceptacji życia i człowieka.

Kampania, jaka rozpętała się w prasie po ogłoszeniu, że "Łaźnia męska" Kozyry będzie reprezentować Polskę na 48. Biennale Sztuk Wizualnych w Wenecji, zajadłością pobiła nawet tę, która wybuchła po wystawieniu pracy dyplomowej artystki - pamiętnej "Piramidy zwierząt". Co szczególne, żaden z publicystów potępiających Kozyrę nie obejrzał dzieła. Niektórzy twierdzili, że nie muszą go widzieć, by mieć swoje zdanie na ten temat, oraz że kobieta, która przykleja sobie sztuczny penis, by wejść do męskiej łaźni, nie jest godna reprezentowania ojczyzny papieża na międzynarodowym forum. W Wenecji praca jednak otrzymała honorowe wyróżnienie, a kuratorka polskiego pawilonu Hanna Wróblewska wspomina, że nawet odwiedzający wystawę przybysze z kraju, negatywnie nastawieni po lekturze naszej prasy, zmieniali zdanie. Pawilon cieszył się dużym powodzeniem, a o pracy Kozyry mówiono, że w sposób delikatny - jak najdalszy od prowokacji - porusza niezwykle istotne problemy. W warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej do 13 lutego 2000 r. prezentowana jest "Łaźnia damska" (dwa lata temu pokazywana w Zachęcie jako "Łaźnia") oraz po raz pierwszy w Polsce "Łaźnia męska". Każda z instalacji znajduje się w osobnej sali. Widz - otoczony kilkoma ekranami, na których wyświetlane są filmy nakręcone przez Kozyrę w budapeszteńskich termach - ma poczucie niemal bezpośredniego uczestnictwa. Przed wejściem do "Łaźni męskiej" zamontowano monitor, na którym emitowany jest film dokumentujący proces charakteryzacji autorki. Obie prace tchną niewinnością, którą zna każdy, kto choć raz odwiedził plażę nudystów: zachowania lubieżne nie mają tu racji bytu. W dodatku z jednej łaźni rzadko korzystają mężczyźni i kobiety, a przy tym można się w nich odprężyć i poddać zabiegom oczyszczającym - katharsis w sensie dosłownym. Sfilmowanie łaźni męskiej było dla Kozyry naturalną konsekwencją wcześniejszego nakręcenia filmu w damskiej.
Kobiety zachowują się inaczej od mężczyzn i w życiu codziennym, i w termach. Inny jest nie tylko ich stosunek do własnej nagości, lecz także jej społeczne i artystyczne aspekty. W kulturze europejskiej na przestrzeni wieków akt kobiecy był naturalny. Pełny akt męski zaś od czasów starożytnych był właściwie zakazany (poza figurkami puttów) - "Dawid" Michała Anioła był wyjątkiem. To kobiece ciało było tematem dla artystów. Motyw kobiet w kąpieli jest jednym z najpopularniejszych w sztuce: malowali je Ingres, Renoir, Rubens czy Degas. Kozyra w swój film wmontowała dwa kadry: reprodukcje "Łaźni tureckiej" Ingresa i "Zuzanny w kąpieli" Rembrandta. Wielu krytyków wysnuwało z tych zestawień wnioski, że autorka chciała ujawnić dokonywaną przez malarzy idealizację ciał. Ale kobiety Ingresa mają kształty na tyle obfite, że kobiety z łaźni nie kontrastują z nimi w sposób aż tak rażący. Bliższe prawdy byłyby zapewne obrazy Rubensa, chociaż nawet on nie malował takich ciał, jakie zobaczyć możemy w pracy Kozyry. Duże brzuchy, obwisłe piersi i pośladki kobiet w wieku średnim obok starych, zwiotczałych i pomarszczonych ciał - to obraz, którego oglądać nie chcemy, gdyż burzy nasze poczucie estetyki. Chrześcijańskie rozdzielenie człowieka na ciało i duszę sprawiło, że ciało, traktowane jako siedlisko grzechu, stało się przedmiotem podlegającym ocenie estetycznej. Tymczasem Kozyra poprzez te prace zdaje się mówić: "Tacy po prostu jesteśmy i to jest normalne, nie ma się czego wstydzić". "Z nikogo się nie naśmiewam, nie ma kalekich ciał" - powiedziała artystka w jednym z wywiadów. Ostatnimi pracami artystka pokazuje: "Nadchodzi czas akceptacji przemijania, czas zachwiania obowiązującego dyktatu młodości i urody". Ten proces wydaje się nieuchronny właśnie teraz, kiedy pokolenia, które ten dyktat ustanowiły, się starzeją. Temat akceptacji starości pojawił się ostatnio nawet w filmach ("Buena Vista Social Club" Wima Wendersa i "Prosta historia" Davida Lyncha). Wchodząc do łaźni męskiej, Kozyra przywołała kolejne motywy i podteksty. Przede wszystkim sama znalazła się w odmiennej sytuacji. Wśród kobiet była jedną z nich (choć jej celem było podglądanie). Wśród mężczyzn była kimś obcym. Aby zapobiec zdemaskowaniu, wynajęła dwóch kamerzystów, którzy pracowali tą samą techniką co w łaźni damskiej - chowali kamery w plastikowych torbach. Sama, przebrana za mężczyznę, również filmowana, stała się jednym z aktorów własnego teatru, a raczej jedynym aktorem wśród ludzi zachowujących się naturalnie. Nie czuła się jednak na siłach, by rzeczywiście się wcielić w rolę: nie udawała, że jest mężczyzną, po prostu była tam i obserwowała, choć bała się zdemaskowania. To zdenerwowanie jest na ekranie widoczne - i tak miało być. Nie przekracza się bowiem tabu tak po prostu. W tym wypadku odsłonięto cudzą intymność i jednocześnie odkryto intymność męską, co w kulturze patriarchalnej jest gestem jeszcze mocniejszym. Kurator wystawy w Zamku Ujazdowskim Grzegorz Borkowski przyrównał tę sytuację do podglądania Diany przez Akteona (oczywiście, ' rebours). Dyrektor CSW Wojciech Krukowski przywołał z kolei historię fałszywej papieżycy Joanny czy - bliższej Polakom - Nawojki, która przebrała się za żaka. W tych wszystkich wypadkach prawda w końcu wyszła na jaw w sposób dramatyczny. Ale Kozyrze się udało - do tego stopnia, że nawet była zaczepiana jako mężczyzna. To jedna z różnic między termami: męskie są dla homoseksualistów swoistym rynkiem, na którym można się nawzajem obejrzeć i być może poderwać. Wszyscy mężczyźni poddają się jednak obowiązującej tu konwencji, nakazującej ograniczać kontakt fizyczny. Kobiety natomiast dotykają się bez oporów (jest w filmie wzruszająca scena, gdy dwie pomarszczone staruszki myją sobie nawzajem plecy) i oddają się zmysłowej przyjemności płynącej z czynności łaziebnych, zapominając o pozostawionym za bramą życiu. Nie udają niczego, nie mizdrzą się - są jak aktorzy za kulisami. Mężczyźni trzymają się od siebie z daleka, ale koncentrują na ocenianiu innych - jak w życiu. I tam, i tu są na scenie. Istotną cechą łaźni męskiej jest też brak odniesień do świata sztuki. Mężczyzn w kąpieli nie malował ani Renoir, ani Rubens. Zwłaszcza starszych, otyłych. A przecież nie trzeba się wstydzić. Tacy właśnie jesteśmy.

Więcej możesz przeczytać w 1/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.