Czy porozumienie rządu z górnikami nakręci spiralę roszczeń emerytalnych?
Jeśli kilkuset strajkujących górników (spośród ok. 170 tys.) skłoniło rząd do szukania dodatkowych 400 mln zł rocznie na utrzymanie przywilejów emerytalnych, co się stanie, gdy zastrajkują pracownicy służby zdrowia (650 tys.), nauczyciele (ponad 700 tys.) czy rolnicy (ok. 4 mln)? Istnieje groźba, że porozumienie rządu z górnikami kosztować będzie każdego podatnika (jeśli dodatkowego obciążenia nie udźwigną pracodawcy górników) 17 zł rocznie. Gdyby zaś o utrzymanie dotychczasowych zdobyczy emerytalnych upomnieli się przedstawiciele pozostałych 249 uprzywilejowanych grup zawodowych, każdy podatnik musiałby wysupłać dodatkowe 500-600 zł rocznie. Po raz kolejny okazało się, że rząd jest stroną w negocjacjach z poszczególnymi branżami, a strajk jest skuteczną metodą wymuszania ustępstw. To porozumienie jest więc zaproszeniem do wysuwania roszczeń przez kolejne branże. Czy jednak można było się nie ugiąć przed żądaniami górników? Gdyby nie obecne ustępstwa, w nowym roku strajkować mogłoby nie kilkuset, lecz 60-70 tys. górników. Rząd mógł liczyć na przetrzymanie protestów: w końcu od kilku lat nie było w Polsce strajków na masową skalę, a spore jeszcze bezrobocie skutecznie hamuje eskalację protestów. Taktyka na przeczekanie mogłaby jednak zrujnować program restrukturyzacji górnictwa, na który wydano już miliardy złotych. Jego skutki muszą być widoczne najpóźniej w 2001 r. - kopalnie powinny być wówczas rentowne. Przywileje emerytalne spowolnią ten proces, lecz go nie zahamują. Otwarta woj- na z górnikami - jak w Anglii za rządów Margaret Thatcher - oznaczałaby natomiast ogromne straty przez kilka kolejnych lat. Górnikom chodziło o to, by przechodzili na emeryturę po 25 latach pracy na dole i otrzymywali świadczenia nie niższe niż naliczane według dotychczasowych, korzystnych przepisów. Przywileje branżowe znosi tymczasem ustawa emerytalna podpisana właśnie przez prezydenta. Pracownicy uprawnieni do wcześniejszej emerytury otrzymywaliby przed osiągnięciem wieku emerytalnego (60 lat dla kobiet, 65 lat dla mężczyzn) tzw. emerytury pomostowe. Dodatkową składką za tych, którzy korzystaliby z wcześniejszych świadczeń po 2006 r., byliby obciążeni pracodawcy. Uprawnienia do wcześniejszych emerytur związanych z pracą w warunkach szkodliwych dla zdrowia ma zweryfikować do 15 stycznia komisja lekarska powołana przez ministra pracy.
Marian Krzaklewski, patron porozumienia, wie, że nie może pominąć tak ważnej i licznej grupy związkowej jak górnicy. To on szedł w Warszawie na czele manifestacji zorganizowanej przez śląsko-dąbrowską "Solidarność". Przed Barbórką dzięki jego interwencji załatwiono pracę strajkującym górnikom z likwidowanego Przedsiębiorstwa Budowy Szybów w Katowicach. Głosami posłów AWS i UW Sejm przyjął ustawę o restrukturyzacji górnictwa - z bogatym pakietem osłon socjalnych dla zwalnianych pracowników (mimo minimalnego bezrobocia na Śląsku), którego koszty szacowane są na 7 mld zł. Teraz lider "Solidarności" zaangażował się w sprawę emerytur. Umowa z górnikami może zachęcić inne branże do wysuwania podobnych roszczeń - przestrzegają pracodawcy i pytają: kto będzie następny? I Marian Krzaklewski, i członkowie rządu zdawali sobie z tego sprawę, dlatego do ostatniej chwili wydawano w tej kwestii sprzeczne komunikaty. Jeszcze parę godzin przed podpisaniem porozumienia Jarosław Sellin, rzecznik rządu, tłumaczył: "Nie ma takiego porozumienia, które mogliby podpisać zarówno górnicy z ťSolidarnościŤ, jak i przedstawiciele rządu". Wicepremier Leszek Balcerowicz dodał: "Ktokolwiek podejmował zobowiązania względem górników, nie mógł tego czynić w imieniu całego gabinetu". W końcu porozumienie podpisano: zrobił to Longin Komołowski, a nie Jerzy Buzek, który jednak był obecny w sali. Najwięcej na razie zyskał na porozumieniu Marian Krzaklewski - zdobył kolejny punkt, ważny w perspektywie wyborów prezydenckich. Jeśli umowa będzie zrealizowana, to on będzie ojcem sukcesu. W razie jakichkolwiek nieporozumień cała odpowiedzialność spadnie na premiera. Porozumienie może się okazać świstkiem papieru przede wszystkim dlatego, że dodatkowo opodatkowano pracodawców, czyli deficytowe kopalnie. Założono więc ostatecznie, że środki na realizację porozumienia będą pochodzić z budżetu. Tymczasem w projekcie przyszłorocznego budżetu tych pieniędzy nie ma i nie ma pewności, czy rząd je znajdzie. Nie umilkły jeszcze głosy niezadowolenia części ministrów i przedsiębiorców, a już okazało się, że umowa nie zadowala także górników. Co prawda, "Solidarność" zawiesiła strajk w kopalniach, ale podtrzymała decyzję o prowadzeniu akcji protestacyjnej. Związek Zawodowy Górników w Polsce zapowiada natomiast strajk generalny. Problemem jest to, że rząd nie ma już nic więcej do zaoferowania. W rozmowach z górnikami - wbrew zasadom negocjacji - od początku wyłożył wszystkie karty na stół. Czy miał jednak inne wyjście?
Marian Krzaklewski, patron porozumienia, wie, że nie może pominąć tak ważnej i licznej grupy związkowej jak górnicy. To on szedł w Warszawie na czele manifestacji zorganizowanej przez śląsko-dąbrowską "Solidarność". Przed Barbórką dzięki jego interwencji załatwiono pracę strajkującym górnikom z likwidowanego Przedsiębiorstwa Budowy Szybów w Katowicach. Głosami posłów AWS i UW Sejm przyjął ustawę o restrukturyzacji górnictwa - z bogatym pakietem osłon socjalnych dla zwalnianych pracowników (mimo minimalnego bezrobocia na Śląsku), którego koszty szacowane są na 7 mld zł. Teraz lider "Solidarności" zaangażował się w sprawę emerytur. Umowa z górnikami może zachęcić inne branże do wysuwania podobnych roszczeń - przestrzegają pracodawcy i pytają: kto będzie następny? I Marian Krzaklewski, i członkowie rządu zdawali sobie z tego sprawę, dlatego do ostatniej chwili wydawano w tej kwestii sprzeczne komunikaty. Jeszcze parę godzin przed podpisaniem porozumienia Jarosław Sellin, rzecznik rządu, tłumaczył: "Nie ma takiego porozumienia, które mogliby podpisać zarówno górnicy z ťSolidarnościŤ, jak i przedstawiciele rządu". Wicepremier Leszek Balcerowicz dodał: "Ktokolwiek podejmował zobowiązania względem górników, nie mógł tego czynić w imieniu całego gabinetu". W końcu porozumienie podpisano: zrobił to Longin Komołowski, a nie Jerzy Buzek, który jednak był obecny w sali. Najwięcej na razie zyskał na porozumieniu Marian Krzaklewski - zdobył kolejny punkt, ważny w perspektywie wyborów prezydenckich. Jeśli umowa będzie zrealizowana, to on będzie ojcem sukcesu. W razie jakichkolwiek nieporozumień cała odpowiedzialność spadnie na premiera. Porozumienie może się okazać świstkiem papieru przede wszystkim dlatego, że dodatkowo opodatkowano pracodawców, czyli deficytowe kopalnie. Założono więc ostatecznie, że środki na realizację porozumienia będą pochodzić z budżetu. Tymczasem w projekcie przyszłorocznego budżetu tych pieniędzy nie ma i nie ma pewności, czy rząd je znajdzie. Nie umilkły jeszcze głosy niezadowolenia części ministrów i przedsiębiorców, a już okazało się, że umowa nie zadowala także górników. Co prawda, "Solidarność" zawiesiła strajk w kopalniach, ale podtrzymała decyzję o prowadzeniu akcji protestacyjnej. Związek Zawodowy Górników w Polsce zapowiada natomiast strajk generalny. Problemem jest to, że rząd nie ma już nic więcej do zaoferowania. W rozmowach z górnikami - wbrew zasadom negocjacji - od początku wyłożył wszystkie karty na stół. Czy miał jednak inne wyjście?
Więcej możesz przeczytać w 2/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.