Niebezpieczna powolność myślenia

Niebezpieczna powolność myślenia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Po mojej polemice w sprawie prędkości na drogach nie przyszedł ani jeden list z próbą obalenia moich argumentów - same wymysły! Jest to dowód, że miałem słuszność, pisząc, iż "bezpieczeństwo" to po prostu bożek społeczeństwa, które przestało wierzyć w życie pozagrobowe, więc rozpaczliwie myśli tylko o przedłużeniu życia doczesnego.
Padały na przykład "argumenty", cytuję: "o pseudoekonomicznych kalkulacjach opartych na liczbach wziętych z sufitu nie ma sensu dyskutować" (Piotr Miaso z Kolbuszowej - pytający przy okazji, czy skorzystałem z odszkodowania za stłuczki. Odpowiadam - tak, gdyż powstały nie z mojej winy, a ubezpieczenie jest, niestety, przymusowe). Odezwał się (powtórnie) Zbigniew Gruss z Kuślina, twierdząc, że mój wywód przypomina mu "starożytną argumentację sofistyczną, że Achilles nigdy nie dogoni żółwia" (???). Po czym wytłumaczył, że samochód jest niebezpieczny, natomiast pociąg jest bezpieczny i nie zatruwa środowiska (jeśli zapomnieć o burych kominach elektrowni produkujących prąd dla elektrowozu...). Dalej oskarżył mnie, że chcę składać Molochowi pod nazwą "komunikacja" krwawe ofiary z ludzi. Otóż ja niczego nie chcę; twierdzę tylko, że jeśli składamy Molochowi rocznie 7000 ofiar za 700 mld zł, byłoby bez sensu nie złożyć 1000 ofiar za 300 mld zł. I tyle. Najbardziej podobał mi się list Huberta Krzemienia, studenta drugiego roku fizyki z UMK. Przypomniał on, że pierwszym ograniczeniem prędkości był Locomotive Act, nakazujący, by 50 m przed "pędzącym" pojazdem biegł człowiek z czerwoną chorągiewką. To istotnie gwarantowało bezpieczeństwo na drogach. Jeśli ktoś chce do tego wrócić... Poza tym Krzemień potwierdza moją tezę, że biorąc pod uwagę stan polskich dróg oraz masowo występującego na nich "malucha", który w wypadku zderzenia zmienia się w interesującą płaskorzeźbę, polscy kierowcy jeżdżą dobrze i powodują bardzo mało wypadków. Dalej pisze, że moje wytłumaczenia są słuszne, ale na przykład w Niemczech, nie zaś w Polsce, gdzie drogi obsadzone są drzewami, a na szosach są groźne koleiny. U mnie Hubert Krzemień nie byłby na drugim roku, gdyż na pierwszym nie zaliczyłby matematyki. Oczywiście na polskich drogach właściwa prędkość musi być niższa niż na niemieckich, ale zasada, że jadąc dłużej, jestem bardziej zmęczony i prawdopodobieństwo spowodowania wypadku gwałtownie rośnie, nadal obowiązuje. Także to, że jeżdżąc o 30 proc. szybciej, mo- gę wyeliminować z ruchu 20 proc. najgorszych kierowców i 20 proc. najgorszych samochodów (powodujących 45 proc. wypadków). Liczby się zmieniają, lecz zasada pozostaje. Znaj proporcyą, mociumpanie! Jest zdumiewające, jak student potrafiący zapewne biegle przeprowadzać rozumowania z fizyki kwantowej nie potrafi powtórzyć prostego rozumowania, jeżeli jest ono sprzeczne z dogmatami wiary. W tym wypadku wiary w bożka bezpieczeństwa. To, co mówię i piszę, jest absolutnie sprzeczne z tym, co machina totalitarnego państwa wbija ludziom do głowy od 80 lat. Przypominam sobie, że gdy kilka lat temu na propozycję wprowadzenia obowiązku jazdy w pasach powiedziałem z trybuny sejmowej, iż wskutek tego na pewno wzrośnie liczba śmiertelnych wypadków, wśród posłów wybuchł gromki śmiech. Po roku liczba wypadków śmiertelnych istotnie wyraźnie wzrosła (bo im bezpieczniej czuje się kierowca, tym ostrzej jeździ), ale oczywiście nikt mnie nie przeprosił. Natomiast obecnie rozważa się wprowadzenie obowiązku posiadania poduszek powietrznych. Bóstwa (i właściciele przedsiębiorstw gotowych produkować poduszki) wymagają ofiar... Tak nawiasem: morderca, który zarżnął ciocię, zawsze tłumaczy się, że nie zrobił tego, by zawłaszczyć spadek, lecz po to, by ulżyć jej cierpieniom. Dokładnie tak samo traktuję tłumaczenie szwedzkiego reżimu, że wprowadził przymus jazdy ze światłami "nie po to, by zarobić na podatku od dodatkowo spalanej benzyny, lecz by było mniej wypadków". Ryszard Krystek ufa czerwonym bez zastrzeżeń. Ja wierzę, że gdy nie wiadomo, o co chodzi, chodzi o pieniądze. Szczerze zazdroszczę panu Krystkowi gołębiej naiwności! Przy okazji przypominam, że również "dla dobrych obywateli" 25 lat temu socjalistyczny rząd Szwecji zakazał zakładania anten satelitarnych i oglądania telewizji innej niż szwedzka, fińska i... sowiecka! W swojej polemice nie napisałem, że "otóż samochód nie służy do zabijania", lecz "otóż samochód nie jest po to, byśmy się nie zabijali". Od bezpieczeństwa jest fotel i to nie bujany, na którym też można się zabić! Wsiadając do samochodu, zamieniamy część bezpieczeństwa na inne korzyści. I to jest normalne: wszelki postęp i dobrobyt pochodzi z ryzyka, a nie z bezpieczeństwa! Nie umiejącym liczyć wyjaśnię to po prostu. Mężczyźni są po to, by umierać. Nie ten jest dobrym samcem, który siedzi w jaskini i ewentualnie robi kilka ostrożnych kroczków do lasu, aby złapać jeża lub wygrzebać pędraka, lecz ten, który odważnie i ryzykancko wyprawia się z dzidą na mamuta. Czasem ginąc. Czasy się zmieniają, narzędzia walki i warunki życia też, ale natura ludzka mało się zmienia. Mimo wszelkich wysiłków "bezpieczniackiej" większości.

Więcej możesz przeczytać w 2/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.