Uwiecznione w kadrze

Uwiecznione w kadrze

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kamera wideo trafia pod strzechy
W ciągu ostatnich trzech lat ponaddwukrotnie wzrosła w Polsce liczba użytkowników kamer wideo. Sprzęt taki ma już przeszło pół miliona rodzin. Od wakacji w Zakopanem po imieniny teściowej - właściwie nie ma wydarzenia, którego nie uwiecznilibyśmy na kasetach wideo. Żelazny repertuar nadal tworzą chrzciny, śluby, a nawet pogrzeby. - Kamerzyści nagminnie wchodzą na przykład do prezbiterium - oburza się ksiądz Kazimierz Sowa. - Swą obecnością rozpraszają głównych aktorów uroczystości: nowożeńców, dzieci przyjmujące pierwszą komunię, a w skrajnych wypadkach rodzinę zmarłego. Większość z nich nie zna liturgii i dlatego nie wie, co i kiedy wolno filmować. Aby bronić się przed najazdem niekompetentnych filmowców, Kościół wydał specjalne zarządzenie dotyczące ogólnych zasad, jakimi powinni się kierować w świątyniach operatorzy kamer i fotograficy. W wybranych diecezjach zorganizowano nawet dla nich specjalne kursy. - Poznawali nie tylko liturgię, ale też ogólne przepisy savoir-vivre’u. Tłumaczyliśmy im, że nieelegancko jest wpychać się między księdza a pana młodego czy pannę młodą - wspomina ksiądz Sowa. Jeszcze kilka lat temu amatorska kamera wideo była luksusem dostępnym wyłącznie dla najzamożniejszych. W miasteczkach działały firmy, które specjalizowały się w uwiecznianiu na kasetach rodzinnych uroczystości. Dziś sklepy elektroniczne oferują kilkadziesiąt rodzajów kamer; ich ceny wahają się od 1,5 tys. zł za najprostsze urządzenie do 15 tys. zł za profesjonalny sprzęt cyfrowy. Kamera trafia pod strzechy tak jak kiedyś aparat fotograficzny, telewizor czy telefon. - Przed laty twórczość była ściśle związana z ekonomią. Sprzęt był bardzo drogi i twórca musiał się długo namyślać, co sfilmować. Dlatego na przykład na starych zdjęciach fotograficznych wszystko jest tak uroczyste. Dziś kamery i materiały są stosunkowo tanie, więc ludzie filmują wszystko. Aby to obejrzeć, musieliby dostać w prezencie jeszcze jedno życie - śmieje się Krzysztof Zanussi. - Zaciera się różnica między profesjonalistami a amatorami. Sprzęt jednych i drugich stał się bardzo podobny - dodaje Jan Jakub Kolski. Dzięki zarejestrowanemu na kasecie obrazowi ludzie mogą w pewnym sensie obcować ze zmarłymi. Kamera wideo pozwala przenieść rzeczywistość w ponad- czasowy wymiar. Autor zdjęć jeszcze raz obserwuje to, co było dla niego ważne, a czego nie da się ponownie przeżyć. - Kamera daje coś, co psychologicznie podbudowuje. Filmowanie jest syntezą utrwalania rzeczywistości; rozwinęło to, co przed wiekami było możliwe wyłącznie dzięki malarstwu - zauważa prof. Zbigniew Nęcki, psycholog z Polskiej Akademii Nauk. Podczas zbiorowych seansów odtwarzania nagranych przez siebie kaset bohaterowie jeszcze raz przeżywają to, czego doświadczyli. Psychologowie twierdzą, że właśnie dlatego tak silna jest chęć pokazania filmu znajomym, rodzinie, a nawet obcym. - Postronni obserwatorzy przeważnie jednak nie interesują się cudzą codziennością. Oglądanie nagranego filmu jest przeżyciem jedynie dla jego autora i najbliższych - mówi prof. Nęcki. - Cudzy film jest najczęściej pokutą, szczególnie gdy trzeba się zapoznać z wakacyjnymi wojażami szefa - dodaje Krzysztof Zanussi. - Ludzie filmują amatorskimi kamerami wideo, bo chcą zarchiwizować własne życie, przenieść codzienną rzeczywistość w wieczność. Któż z nas nie chciałby być nieśmiertelny? Kamera daje możliwość powtórnego zaobserwowania tego, co dla jednostki było bardzo ważne, choć większość uważa to za banalne życie - mówi prof. Nęcki. Zdaniem Jana Jakuba Kolskiego, poprzez nagrywanie filmów wideo rekompensujemy sobie to, że straciliśmy umiejętność komunikowania się. Podczas oglądania rodzi się naturalna potrzeba rozmowy, wymiany zdań. - Kamera wideo ułatwia stworzenie więzi między ludźmi. Promuje tradycyjne wartości rodzinne. Dzięki niej zatrzymujemy życie. Kasety są tym, czym kiedyś były pamiątki i fotografie rodzinne - twierdzi dr Hanna Palska, socjolog z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN. - Z drugiej strony, to pewien snobizm. Ameryka i Japonia pod polskimi strzechami. Ludzie myślą, że skoro stać ich wreszcie na wczasy na Malediwach, muszą to wszystkim pokazać. Wtedy utwierdzają się w dobrym samopoczuciu. Wyznawcami amatorskiego filmowania są przede wszystkim ludzie aspirujący do tradycyjnych wzorów mieszczańskich. Także rodząca się klasa średnia potrzebuje kaset wideo, by udowodnić, że odniosła sukces. - Inteligencji aż tak bardzo nie trzeba filmowania. Wystarczy, że ma książki i zdjęcia - mówi dr Palska. - Kręcenie wszystkiego jest fenomenem kulturowym. Unikają tego środowiska intelektualne, które na ogół uważają wideo za coś niewłaściwego. Z kolei dla tradycjonalistów zarejestrowanie na kasecie uroczystości rodzinnej jest obowiązkiem - twierdzi Sławomir Sikora, antropolog kultury z Instytutu Sztuki PAN. To, czym dla ludzi jest kręcenie i oglądanie filmów, doskonale wykorzystują twórcy reklam sprzętu wideo. W kilkusekundowym filmiku nie wmawiają potencjalnemu klientowi, że kamera jest najnowszym cudem techniki, ale pokazują, iż dzięki niej możemy uwiecznić najszczęśliwsze momenty w życiu. - Świat kręcony amatorską kamerą jest sielankowy, poprawny i trochę nierzeczywisty. Nie pokazuje kłótni rodzinnych, sporów i nieprzyjemnej codzienności - mówi dr Palska. Utrwalanie własnej egzystencji jest naturalnym pragnieniem każdego człowieka i ma swoje źródła jeszcze w prehistorii. - To, że coś zostało nakręcone, oznacza, że jest rzeczywiste i stało się naprawdę. Wśród kulturoznawców opowiada się o wypadkach powtórnego zainscenizowania chrztu czy ślubu, bo za pierwszym razem rodziny nie było stać na sprzęt potrzebny do uwiecznienia uroczystości - mówi Sławomir Sikora. Kamera wideo wdarła się dziś do najintymniejszych sfer życia. Wytwórnie filmów erotycznych i pornograficznych zasypywane są kasetami z nagraniami stosunków seksualnych ludzi, którzy o prawdziwym porno-biznesie nie mają pojęcia. Amatorskie filmy pornograficzne są w tej chwili najbardziej dochodowym interesem na Zachodzie; moda na nie powoli dociera do Polski. Kamery kupują najczęściej osoby młode. Według instytutu Pentor, ma je aż 6,2 proc. ludzi poniżej dwudziestego dziewiątego roku życia. Odsetek użytkowników tego typu sprzętu jest największy wśród osób z wyższym wykształceniem (17,8 proc.). - Posiadaczy kamer najliczniej reprezentują przedstawiciele wolnych zawodów (25,5 proc.) i pracowników umysłowych wyższego szczebla (24 proc.). Robotnicy niewykwalifikowani i rolnicy indywidualni prawie ich nie mają - mówi Andrzej Olękiewicz z Instytutu Badania Opinii i Rynku Pentor. Kamery są najbardziej popularne w wielkich miastach (posiadanie ich zadeklarowało 16,3 proc. warszawiaków), a najmniej - na wsi. Najwięcej tego typu urządzeń mają mieszkańcy północnej Polski, najmniej - środkowej i wschodniej. - Legalnie sprzedaje się w Polsce ok. 50 tys. kamer rocznie. Badania potwierdzają, że z roku na rok ich sprzedaż zdecydowanie rośnie. Do tego należy jeszcze dodać kamery sprowadzane do nas przez "zieloną granicę" i sprzedawane na czarnym rynku. Ich liczby nie sposób jednak oszacować - mówi Michał Gierpisz z firmy badającej rynek GFK Polonia. Przez ostatnich kilka lat zdecydowanie zmieniła się struktura majątkowa klientów zainteresowanych kupnem kamery. - Nie kupują ich jak dawniej wyłącznie ludzie bogaci. Większość klientów to amatorzy, którzy zupełnie nie znają się na sprzęcie. Bardzo często sugerują się reklamami - mówi Jarosław Markiewicz, dyrektor Centrum Handlowego Elektroland. Kupujący przy wyborze kamery najczęściej polegają na zdaniu sprzedawcy. Pytają przede wszystkim o cenę, a potem o żywotność akumulatora i obsługę. Preferują kamery, które mają tzw. taśmę matkę (zapisaną kasetę o niewielkich rozmiarach wkłada się do pudełka, dzięki któremu nagranie można odtwarzać za pomocą magnetowidu). Lubią też sprzęt wyposażony w dużo efektów specjalnych: możliwość dodania napisów czy zmieniania kształtu postaci. Bardziej wyrafinowanym klientom zależy, by kamera miała dobrą optykę (zbliżenie bez zniekształceń), stabilizator obrazu i możliwość filmowania w absolutnych ciemnościach. Czasem największych żniw dla sprzedawców kamer wideo jest lato. Okres przedurlopowy oznacza pieniądze większe nawet od zarobionych przed Bożym Narodzeniem. Zwyczaj uwieczniania codziennego życia na taśmie wideo przywędrował do nas z Zachodu. Zjawisko to podgrzała telewizja, która na początku lat 90. zaczęła emitować programy prezentujące amatorskie ujęcia wideo. Do jednego z najstarszych tego typu programów w TVP filmowcy amatorzy przysłali już ok. 60 tys. kaset. - Polacy mają zupełnie inne poczucie humoru niż Anglosasi. U nas filmuje się przede wszystkim uroczystości rodzinne, imieniny u wujka, święta, komunie itp. W przeciwieństwie do Brytyjczyków czy Amerykanów Polaków najbardziej śmieszą sytuacje, które powstały, gdy ktoś się upił i narozrabiał - mówi Krzysztof Bielecki, kierownik produkcji programu "Śmiechu warte". Nic dziwnego, że większość tego typu nagrań nie nadaje się do emisji i zalega w archiwum. - Amatorskie filmowanie jest zjawiskiem pozytywnym. Zaspokaja potrzeby artystyczne ludzi. Zawsze chcieliśmy się portretować. Poza tym filmy wideo pomagają ludziom dzielić się tym, co przeżywają. Ułatwiają wspominanie najpiękniejszych chwil - mówi prof. Ireneusz Krzemiński, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego.


Więcej możesz przeczytać w 2/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.