Dom wariatów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Administracja centralna się nie zmniejszy. Przeciwnie, planowane jest dalsze jej powiększenie
Niemalże do wczoraj politycy AWS i UW prześcigali się w zapowiedziach, jak bardzo reforma samorządowa odmieni oblicze Polski. Większość władzy skoncentrowanej do tej pory w rękach warszawskich biurokratów miała być przekazana na dół, do wyłonionych przez obywateli zarządów województw, powiatów i gmin. Najdobitniej wyrażało tę myśl wyborcze hasło AWS, wprost stwierdzające, że akcja zdobyła władzę w 1997 r. tylko po to, aby w 1998 r. poprzez wielką reformę samorządową przekazać ją milionom obywateli. Zgodnie z tymi deklaracjami administracja rządowa miała być radykalnie zmniejszona, zaś samorządy miały otrzymać nie tylko nowe, poważne uprawnienia, ale i tysiące etatów urzędniczych, nie- potrzebnych już odchudzonej centrali. Wszystkie te obietnice prysły niczym mydlana bańka, kiedy rząd ujawnił projekt budżetu na 1998 r. Okazało się, że administracja centralna nie zmniejszy się ani o jedną osobę. Wręcz przeciwnie, planowane jest dalsze jej powiększenie. Najwięcej, bo o czterdzieści etatów, ma się rozrosnąć kancelaria premiera. Nowi urzędnicy, jak oficjalnie poinformowano Sejm, są niezbędni w Zespole ds. Odbiurokratyzowania Gospodarki. Tego by chyba i Mrożek nie wymyślił. Samorządową impotencją grożą też skandaliczne dysproporcje planowanego podziału etatów między podlegające rządowi urzędy wojewódzkie a urzędy samorządowe. Jak ujawnił Jan Maria Rokita, przewodniczący sejmowej Komisji Spraw Wewnętrznych i Administracji, wojewodowie będą dysponowali średnio 1000 podwładnych, zaś marszałkowie wojewódzcy i starostowie - zaledwie 50 urzędnikami. Oznacza to zepchnięcie samorządu na równię pochyłą, zakończoną całkowitą jego kompromitacją. Tak szczupłe urzędy nie będą przecież w stanie dobrze funkcjonować. Zwłaszcza że tabuny rządowych urzędników jak amen w pacierzu będą się domagać wypełniania kolejnych formularzy i sprawozdań. Najwyraźniej też rząd nie zamierza przekazać samorządom tak rozległych kompetencji, jak do niedawna zapowiadał. Zakonserwowanie rządowego stanu zatrudnienia ma przecież sens tylko z jednoczesnym utrzymaniem przysługujących tym ludziom uprawnień. Czas zweryfikuje wszystkie te obawy, ale już dzisiaj trudno nie podzielić krytycyzmu posła Rokity. Domem wariatów nazwał on rzeczywistość, w której deklarowanemu oficjalnie radykalnemu odchudzaniu administracji rządowej towarzyszą posunięcia zmierzające do jej rozbudowania. Nie ma się jednak z czego cieszyć. Wszyscy przecież jesteśmy lokatorami tego gmachu, a sam Rokita nawet jego reprezentacyjnego salonu.
Więcej możesz przeczytać w 48/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.