Te listy to zapis szczerej przyjaźni dwóch wielkich pisarzy. Można też na ich podstawie sporządzić poradnik motoryzacyjny z lat 60. Właśnie ukazał się opasły tom korespondencji Stanisława Lema i Sławomira Mrożka.
Cała historia zaczyna się w styczniu 1956 r. – niczym w jakiejś XIX-wiecznej powieści. Młody literat, rysownik i dziennikarz, autor skeczów dla studenckiego teatru Bim- -Bom, mający już wprawdzie za sobą debiut literacki (dwa zbiory nowelistyczne: „Opowiadania z Trzmielowej Góry" i „Półpancerze praktyczne”), lecz nadal nieopierzony i niezdecydowany, pisze list do starszego o blisko dekadę pisarza. Renoma Stanisława Lema zaczyna się już wówczas powoli ugruntowywać. Jest to list z prośbą o rozmowę, zaproszenie do dyskusji – tekst dość w gruncie rzeczy bezczelny, ale jednocześnie przenikliwy. Przyszły autor „Tanga” zastrzega z sarkazmem, że nie chce prowadzić kurtuazyjnej pogawędki „między członkami Związku Literatów”. „Krótko, na piśmie i po raz ostatni (przysięgam): 1. Nie jestem egzaltowany. 2. Przy najbardziej złej woli nie można by się w tym przypadku doszukać u mnie podstaw do podejrzeń o interesowność”.
To musiało być przekonujące. Lądujemy bowiem zaraz w samym środku korespondencji o trzy lata późniejszej, a świadczącej o ożywionych relacjach towarzyskich: żadnego tu stosunku mistrz – uczeń, raczej komiczne słowne przepychanki będące dowodem zarówno przyjaźni, jak i nieco szczeniackiej rywalizacji.
Więcej możesz przeczytać w 40/2011 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.