Bitwa morska

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kto zdobędzie Puchar Ameryki?


Ponad 156 mln USD pływa u wybrzeży Auckland. Tyle pieniędzy musiały wydać na swoje jachty syndykaty z ośmiu państw rywalizujące o stary, szpetny "kubek" ze srebra. Puchar Ameryki - przez żeglarzy traktowany niekiedy jak święty Graal - to najstarsze trofeum w historii sportu. Regaty łodzi lekkich jak wydmuszki i szybkich jak wodoloty są dla Nowej Zelandii tym samym czym dla Brazylii mistrzostwa świata w piłce nożnej. Kiedy przed trzema laty puchar został zniszczony przez aktywistę maoryskiej organizacji separatystycznej, który do siedziby Royal New Zealand Yacht Squadron wdarł się z młotem kowalskim ukrytym w torbie, sir Peter Blake mówił o "bolesnym ciosie". Brad Butterworth, taktyk z jachtu Black Magic, popularny w Auckland jak Michel Platini w Paryżu, wydarzenie określił mianem "absolutnej tragedii". Na szczęście puchar był ubezpieczony na 500 tys. USD, można więc było przywrócić jego dawny wygląd i rozegrać kolejne regaty.
Dwadzieścia lat temu wystarczyło zainwestować 4 mln USD, by walczyć o to trofeum. W 1987 r. inwestycje syndykatów sięgały 15 mln USD. Dziś żeglarskie załogi muszą dysponować sztabem naukowców, nowoczesną stocznią, wyrafinowaną techniką komputerową, co najmniej jednym rezerwowym jachtem i kilkudziesięcioma milionami dolarów na koncie, dzięki czemu mogą przygotować team do startu. Niektórzy twierdzą, że chcąc zwiększyć prędkość jachtu o 0,1 proc., trzeba zasilić budżet zespołu o kilka milionów dolarów. Przed tegorocznymi zawodami syndykatom udało się zgromadzić łącznie ok. 300 mln USD. Samo wpisowe do regat kosztowało 250 tys. USD. Pieniądze przekazały firmy telekomunikacyjne, producent zegarków, komputerów i kserokopiarek, przemysł motoryzacyjny, medialny oraz linie lotnicze. Konstruktorom stawia się jasne zadanie. Mają budować kadłuby zgodnie z zasadą: maksimum szybkości, minimum bezpieczeństwa. Trwa więc wyścig zbrojeń, którego nie wytrzymują łodzie. Przed pięciu laty przy średnich wiatrach jacht "France 2" zgubił kil i przewrócił się, a słynna "One Australia", warta 2 mln USD, na oczach widzów złamała się jak łupinka i zatonęła. W tegorocznych regatach włoska "Prada" złamała maszt. To, co budowniczy i skipperzy wyprawiają dziś z najszybszymi jachtami, wprawia w osłupienie nie tylko żeglarzy turystów, lecz także profesjonalnych regatowców. Gra toczy się tu jednak nie tylko o kawałek blachy, ale głównie o prestiż, narodową dumę i sukces marketingowy, wszystkie chwyty są więc dozwolone. Amerykanie jeden ze swoich jachtów nazwali patriotycznie "Stars and Stripes". Australijczycy wieszają na masztach flagę z boksującym kangurem. Nowozelandczycy złożyli 360 tys. podpisów na nowym żaglu, a po zwycięstwie ogłosili święto oraz dzień wolny od pracy. Gdy ich lider, Peter Blake, wyznał, że zawsze pływa w tych samych czerwonych skarpetach, co drugi obywatel kupił za kilka dolarów identyczną parę i zasilił w ten sposób konto swojej drużyny. Większość syndykatów wynajmuje szpiegów, których zadaniem jest podpatrywanie rywali oraz ochroniarzy mających strzec technicznych nowinek przygotowanych przez własnych konstruktorów. Prace nad kolejnymi jachtami prowadzą renomowane instytuty badawcze. Członkowie załóg i ekip pomocniczych podpisują niekiedy deklaracje lojalności, jakby pracowali w wojskowej fabryce rakiet. Bój toczy się praktycznie bez przerwy, a same regaty są tylko finiszem. Pierwszy wyścig o Puchar Ameryki zorganizowano w 1851 r. Zanim wymyślono rower, zanim zdobyto Matterhorn i zanim rozegrano pierwszy międzypaństwowy mecz piłki nożnej. Żeglarskimi zmaganiami Brytyjczycy mieli uświetnić światową wystawę przemysłową w Londynie, potwierdzić swoje panowanie na oceanach, chcieli też zabłysnąć przed tłumem widzów i królową Wiktorią, która ufundowała nagrodę wartą 100 srebrnych gwinei. Przez ocean przepłynął jednak szkuner "America" i na trasie wokół wyspy Wight pokonał szesnaście brytyjskich jachtów. Gdy wyścig dobiegał końca, czekająca na mecie królowa zapytała: "Kto prowadzi?". "'America'". "A kto jest drugi?". "Drugiego nie ma, wasza wysokość".
Pierwsi zwycięzcy postanowili, że puchar będzie przechodnią nagrodą, ale przez następne 132 lata nikt im go nie odebrał. W końcu przyzwyczajeni do zwycięstw Amerykanie zaczęli żartować, iż skipper, który odda wazę w obce ręce, będzie musiał zostawić w pustej gablocie własną głowę.
Pierwszy był tym zagrożony Dennis Conner, słynny żeglarz związany z walką o puchar jak z własnym życiem. W 1983 r. przegrał z jachtem "Australia II" Alana Bonda, milionera, który karierę w biznesie rozpoczynał od malowania szyldów reklamowych, a majątek zbił na handlu ziemią w zachodniej Australii. Bond zamówił łódź u konstruktora Bena Lexena, na skippera mianował Johna Bertranda - ten zaś w finale regat pokonał amerykański jacht "Liberty". Francis Ford Coppola nakręcił o tym wydarzeniu film - "The Wind", a prezydent Ronald Reagan uspokajał w telewizyjnym przemówieniu, że utrata pucharu nie wpłynie na pozycję Stanów Zjednoczonych na świecie. Cztery lata później Dennis Conner odzyskał puchar, wygrywając z Australijczykami do zera. Został wówczas trzecią najpopularniejszą osobistością w USA, był witany z honorami w Białym Domu i trafił na okładkę magazynu "Time". Był to jednak dopiero początek wojny. Nowozelandczycy, studiując dokładnie przepisy regat, znaleźli w nich lukę i postanowili zbudować czterdziestometrowe monstrum pod żaglami, przypominające swymi rozmiarami mały lotniskowiec. Amerykanie chcieli zbojkotować wyścig, sprawa trafiła więc do sądu, który orzekł: stajecie do walki albo oddajecie puchar. Dennis Conner przyjął wyzwanie, ale wcześniej korzystając z pomocy prawników, znalazł kolejną nieścisłość w regulaminie i zbudował lekki, szybki katamaran, który pływał koło gigantycznej łodzi Australijczyków jak deska surfingowa obok tankowca. Puchar pozostał w USA.
Drugą porażkę w historii Amerykanie ponieśli w ostatniej edycji regat w 1995 r. Zwyciężyli uparci Nowozelandczycy. Peter Blake, szef syndykatu, stał się bohaterem narodowym. Jego jacht wygrał z Dennisem Connerem (pięć do zera) - nigdy wcześniej pretendent do tytułu nie zdobył takiej przewagi nad obrońcą. Tegoroczne regaty mają się zakończyć na początku marca. Przez trzy miesiące zawodnicy rozegrają ponad 200 biegów. Do walki mającej wyłonić najlepszy jacht spośród pretendentów stanęło jedenaście załóg: pięć amerykańskich, japońska, francuska, włoska, szwajcarska, hiszpańska i australijska. Na zwycięzcę czekają obrońcy z Black Magic.


Więcej możesz przeczytać w 3/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.