Siła cedru

Dodano:   /  Zmieniono: 
Z ruin i zgliszczy ponownie wyłania się gospodarczy tygrys


Podczas wojny domowej w Libanie (1975-1991), w czasie której doszło do agresji izraelskiej połączonej z przejściowym zajęciem prawie całego kraju wraz ze stolicą, w komentarzach polityków i publicystów dominowało pytanie: Czy ta wojna kiedykolwiek się skończy? I czy po tak ogromnych ofiarach, zniszczeniach i cierpieniach Liban odzyska dawną świetność?
To, co stało się z krajem słusznie nazywanym Szwajcarią Bliskiego Wschodu, najlepiej oddaje często powtarzany motyw złamanego cedru. To piękne, wiecznie zielone drzewo iglaste jest godłem Libanu. Najstarsze libańskie cedry żyją już ponad 3000 lat. Widziały niejedno, a ich wartość i siła być może w jakimś stopniu udzieliła się również społeczności żyjącej w państwie, przez które wielokrotnie maszerowały obce wojska. Libańczycy wywodzą się podobno od Fenicjan, ale dziś na terenie ich państwa żyje wiele narodów, kultur i religii, a decydujące jest współdziałanie wyznawców dwóch największych religii objawionych: chrześcijaństwa i islamu. W wypadku chrześcijan dominują wyznawcy Kościoła maronickiego, będącego od czasów wypraw krzyżowych w unii z Rzymem. Dziś Jan Paweł II jest tu uwielbiany, a jego ostatnia wizyta w 1997 r. była tego przekonywającym dowodem. Pod względem etnicznym 95 proc. mieszkańców stanowią Ara- bowie, a 4 proc. - Ormianie. Około 70 proc. Libańczyków wyznaje islam, a najliczniejsi wśród nich są szyici i sunnici. Językiem urzędowym jest arabski, ale prawie wszyscy znają także francuski - efekt podporządkowania w okresie międzywojennym Libanu Francji, jako terytorium mandatowego Ligi Narodów. I - co typowe dla większości byłych kolonii francuskich - Francja nie jest postrzegana jako dawny okupant, lecz raczej jako sojusznik.
Po raz kolejny okazało się, jak bardzo trudno jest złamać libański cedr. Wszystko wskazuje na to, że po podpisaniu w 1989 r. w At-Taif (Arabia Saudyjska) porozumienia pod patronatem mediatorów z ramienia Ligi Arabskiej, rozbrojeniu organizacji paramilitarnych (z wyjątkiem Hezbollahu i Armii Libanu Południowego na terytorium okupowanym przez Izrael) i wcześniejszym opuszczeniu Libanu przez zbrojne oddziały OWP proces przywracania pokoju zakończy się sukcesem. Powinien on doprowadzić do całkowitego wycofania wojsk izraelskich z południa kraju i wreszcie, co wydaje się najtrudniejsze, do wycofania wojsk syryjskich. Obecnie suwerenność Libanu jest w znacznym stopniu kontrolowana i ograniczana przez Syrię. Paradoksalnie armia syryjska weszła do tego kraju na wezwanie chrześcijańskiej Falangi, by chronić zagrożoną ludność chrześcijańską. Dodatkowo Syria uzyskała od Ligi Arabskiej prawo nadzoru nad porozumieniem z At-Taif, co daje prezydentowi Syrii, generałowi Asadowi, ogromny wpływ na to, co dzieje się w Libanie. Dziś jednak to przede wszystkim chrześcijanie domagają się wyprowadzenia wojsk syryjskich. Warto również przypomnieć, że Syria nigdy nie uznała niepodległości Libanu, uważając ten kraj za część tzw. wielkiej Syrii, zaś w maju 1991 r. został podpisany traktat o braterstwie, współpracy i koordynacji pomiędzy Libanem i Syrią, ustanawiający przynajmniej teoretycznie federację tych państw. Faktycznie traktat ten, za cichą zgodą USA, Francji i wielu państw arabskich, sankcjonuje dominującą rolę Syrii. Przybywając do Bejrutu z Syrii, rządzonej twardą ręką przez widocznych wszędzie wojskowych, dokonujemy jednak przeskoku z kraju wojskowej dyktatury z pewnymi elementami socjalizmu do kraju wolności politycznych i gospodarczego liberalizmu. Istnieje wiele analogii pomiędzy Libanem a Polską, nieraz też splatały się nasze losy. To polski rząd w Londynie pierwszy uznał proklamowaną 22 listopada 1943 r. niepodległość Libanu. Na cmentarzu w Bejrucie znajdują się groby Polaków, którzy wyszli razem z armią gen. Władysława Andersa z sowieckiej niewoli i tu umarli z wycieńczenia i chorób. Tu została również pochowana Hanka Ordonówna. Warto też pamiętać, że Liban aż do 1956 r. utrzymywał stosunki dyplomatyczne nie z komunistycznym reżimem w Warszawie, lecz z emigracyjnym rządem Rzeczypospolitej w Londynie. Przypadkowo tak się złożyło, że rok 1989, będący rokiem odzyskania przez Polskę niepodległości, jest dla Libanu rokiem pokoju i początkiem odbudowywania gospodarki. Stabilizacji kraju sprzyja polityka prezydenta, którym od 15 października 1998 r. jest maronita, gen. Emile Lahoud. Jego kandydatura zyskała poparcie Syrii, a także USA i Francji. Co być może ważniejsze, gen. Lahoud okazał się politykiem skutecznym. Powołał na stanowisko premiera doświadczonego polityka starszej generacji, wykształconego w USA profesora ekonomii, sunnitę - Salima Al-Hossa. Wybór ten okazał się bardzo fortunny, a dr Al-Hoss utworzył cieszący się znacznym poparciem społecznym, sprawnie działający rząd polityków i fachowców, uwzględniający złożoną sytuację społeczną i religijną kraju. Niezła jest również kondycja ekonomiczna państwa. Ważną dziedzinę libańskiej gospodarki stanowi turystyka, przynosząca już około miliarda dolarów zysku rocznie, a jej dalszy rozwój zależy przede wszystkim od postępów procesu pokojowego. Izrael uznaje wprawdzie rezolucję nr 425 Rady Bezpieczeństwa ONZ, nakazującą bezzwłoczne i bezwarunkowe wycofanie wojsk izraelskich z południowego Libanu, ale rząd izraelski chce gwarancji, że różnego rodzaju organizacje militarne nie będą ostrzeliwały z terytorium Libanu północnych prowincji Izraela. Na razie armia libańska jest zbyt słaba, by to wyegzekwować, mimo to Libańczycy stale domagają się przywrócenia pełnej suwerenności na swoim terytorium. Warto przypomnieć przy tej okazji stanowisko rządu RP zaprezentowane przez ministra Bronisława Geremka w lipcu 1999 r. podczas wizyty w Damaszku i Bejrucie: "Wyrażamy nadzieję, że po objęciu władzy przez premiera Ehuda Baraka rysują się lepsze perspektywy procesu pokojowego na wszystkich jego odcinkach, w tym na odcinku libańskim". Bardziej sceptyczny jest jednak przewodniczący parlamentu libańskiego, wykształcony we Francji prawnik, Nabih Berri (kierują- cy od 1980 r. szyickim ugrupowa- niem Amal), który w wywiadzie dla "Wprost" mówił: "Myśleliśmy, że przełomem będzie dojście do władzy w Izraelu Ehuda Baraka. Nasze nadzieje spełzły na niczym. Negocjacje nie ruszyły do przodu".
Problemem jest nie tylko sąsiedztwo Izraela i Syrii. Kłopot sprawia także 400 tys. Palestyńczyków (10 proc. ludności Libanu) żyjących w obozach. Nie mają dokąd wyjechać ani też nie chcą nigdzie wyjeżdżać. Część żyje w biedzie, stanowiąc dobrą bazę społeczną dla wojowniczego fundamentalizmu. Atak na rosyjską ambasadę, przeprowadzony w ubiegłym tygodniu przez palestyńskiego mudżahedina pragnącego "umrzeć za Czeczenię", jest tego doskonałą ilustracją. Całkowite zintegrowanie Palestyńczyków z rdzennymi mieszkańcami kraju (niezależnie od tego czy w ogóle i w jakim czasie możliwe), jeszcze bardziej naruszyłoby kruchą równowagę demograficzną, a w konsekwencji religijną i polityczną. Liban i tak staje się coraz bardziej muzułmański, a tym samym poważnym problemem będzie ograniczanie roli chrześcijan w życiu społecznym i politycznym. Wciąż jest ona największa w gospodarce.
Oprócz Izraela to Liban jest jedynym w pełni demokratycznym krajem na Bliskim Wschodzie, ważnym czynnikiem stabilizacji politycznej i rozwoju gospodarczego regionu. Z tego rozwoju korzysta w dużym stopniu Syria, albowiem w Libanie pracuje ponad milion Syryjczyków. Nie są to jedyne korzyści, jakie przynosi Syrii polityczna i militarna obecność w tym kraju. Pokryty górami Liban obfituje w - będącą na Bliskim Wschodzie wielkim bogactwem - wodę, która często jest droższa niż ropa. Syryjczycy przepompowują do siebie wodę z rzeki Al-Assi, zezwalając Libańczykom na korzystanie tylko z 10 proc. jej zasobów. Trwa spór libańsko-izraelski o wody rzeki Al-Litani przepompowywane do Izraela, a dodatkowo konflikt syryjsko-turecki z udziałem Iraku o budowę przez Turcję zapory wodnej na Eufracie. Ponadto nie wygasł zadawniony konflikt jordańsko-izraelski o dostęp do wód Jordanu. Być może już niedługo wojny o dostęp do wody zastąpią tradycyjne w tym rejonie wojny o ropę naftową?
Tymczasem - będąc w Libanie - widziałem wielki plac budowy, jakim jest Bejrut. Wojna domowa to już tylko ślady kul na budynkach i resztki ruin. Trudno stwierdzić, jak trwałe są ślady w ludzkiej psychice i jak głębokie są powstałe podczas walk podziały w społeczeństwie. Patrząc na sklepy wypełnione najdroższymi towarami z całego świata, przeciskając się pomiędzy luksusowymi limuzynami, oglądając eleganckie restauracje, baseny i plaże, na których nie ma najmniejszego śladu islamskiego fundamentalizmu, kobiety ubrane bardziej szykownie niż w Europie Zachodniej, można chyba zaryzykować twierdzenie, że czas wojny to coraz bardziej odległa historia. Jak widać, libański cedr po raz kolejny w swoich burzliwych dziejach nie dał się złamać. Osiągnięcia Libanu są imponujące. Z państwa rozdartego wojną, w której interweniowały w sposób mniej lub bardziej jawny prawie wszystkie kraje ościenne, a także regionalne i globalne mocarstwa, różne ugrupowania walczyły pomiędzy sobą, dopuszczając się w aktów okrucieństwa i gwałtów na ludności cywilnej, znowu staje się oazą demokracji i dobrobytu. Z kraju, w którym nie istniała żadna władza centralna, z rządzonych przez wojskowych komendantów ruin i zgliszczy ponownie staje się gospodarczym tygrysem regionu. Byłoby najlepiej, by wszystkie obce wojska (w chwili obecnej syryjskie i izraelskie) jak najszybciej się wycofały i aby potężniejsi sąsiedzi pozwolili demokracji i gospodarce tego kraju rozwijać się bez przeszkód, zgodnie z wielowiekową tradycją.
Trudno odpowiedzieć na pytanie o przyszłość stosunków polsko-libańskich, w pewnym stopniu uzależnionych od przebiegu całego procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie. W każdym razie podstawy zostały zbudowane. W 1994 r. otwarta została ambasada libańska w Warszawie i mianowany został pierwszy w Polsce ambasador Libanu, którym jest bardzo doświadczony zawodowy dyplomata Ahmed Ibrahim. Od 1997 r., po szesnastu latach przerwy, w Bejrucie jest ambasador Rzeczypospolitej Tadeusz Strulak. Generalnie stosunki polsko-libańskie można określić jako dobre. Obroty handlowe są jednak bardzo niskie (9,31 mln USD w 1998 r.), ze znaczną przewagą polskiego eksportu. Dynamiczny rozwój i odbudowa Libanu stwarzają szansę współpracy gospodarczej z Polską, cieszącą się tu sympatią i szacunkiem. Ostatnia wizyta ministra Bronisława Geremka w lipcu 1999 r. stworzyła dobrą podstawę do tej współpracy.

Więcej możesz przeczytać w 3/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.