Serce Austrii

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Österreich ist ein kleines Land" (Austria to mały kraj) - tak zatytułował jeden z publicystów wiedeńskiego tygodnika "Der Falter" swój komentarz, kiedy w latach 80. analizował stosunek Austriaków do innych krajów i do własnej historii.
Banalne poniekąd stwierdzenie wyjaśnia bowiem wiele rzeczy, które obserwatorom z zewnątrz tak często wydają się w Austrii niezrozumiałe, a nawet dziwaczne i śmieszne.

Austria to mały kraj, tak różny od Niemiec. Niemcy to niewątpliwie duży kraj, traktujący Austrię często protekcjonalnie. Wiele rzeczy, które niemieccy obserwatorzy bez wahania akceptują w innych krajach jako wymagające szacunku dowody odmienności, w Austrii wydaje się im niedorzecznością. Od kultu znaczków skarbowych zaczynając, a na przywiązaniu do (bądź co bądź wymuszonej przez powojenne realia) konstytucyjnej zasady neutralności w polityce zagranicznej kończąc. Austria to mały kraj, co oznacza też, że nie miała ona wielkiego wpływu na losy świata. Wobec czego nie powinno się jej winić choćby za kolaborację z hitlerowskimi Niemcami.
Austria była wtedy małym krajem i co mogła zrobić? Austria to mały kraj, a to każe jej się trzymać z daleka od miejsc, gdzie wielcy się kłócą. Może wtedy występować jako uczciwy makler, pośrednik, jak to miała zwyczaj robić w czasach kanclerza Brunona Kreisky?ego. Takie usługi były chętnie przyjmowane i na Bliskim Wschodzie, i po obu stronach żelaznej kurtyny. Dzisiaj supermocarstwa nie potrzebują już pośrednika, rozmawiają z sobą bezpośrednio, a mniejsi awanturnicy proszą o pośrednictwo Unię Europejską lub OBWE. Niezaprzeczalny fakt, że Austria jest małym krajem, teraz nabiera innego znaczenia. Jest ona nie tylko niegroźna, potulna i śliczna (jak sugerują reklamy nawet w polskich kinach), ale też słaba i bezbronna. Akurat Polaków nie powinno dziwić, że Austria się zamyka, że widzi niebezpieczeństwa i zagrożenia tam, gdzie kilkanaście lat temu dostrzegała jeszcze wyzwania i szanse. Podobnie jak Polska, Austria kiedyś była bardzo dużym i silnym krajem, ale - tak jak w Polsce - rozbiory i najazdy doprowadziły do rozpadu imperium, wcielenia do Trzeciej Rzeszy i powojennej okupacji. W dużym stopniu zamazało to w świadomości społecznej pamięć o potędze w przeszłości. Nikt w Polsce nie twierdzi, że Polska jest małym krajem, ale obawy, lęki i frustracje towarzyszące otwarciu Polski na świat po 1989 r., ujawniające się dziś w debacie o przystąpieniu do Unii Europejskiej, są łudząco podobne do tych, jakie wywołała kampania na rzecz przystąpienia Austrii do UE w 1994 r. Czterdziestomilionowa Polska, członek NATO, uczestnik wielu akcji ONZ, mogący się pochwalić gospodarką o najwyższej dynamice w Europie, w opinii jej mieszkańców też jest małym krajem.
Kiedy pod koniec 1993 r. unia rozpoczęła negocjacje akcesyjne, pozycja Austrii była lepsza niż obecna sytuacja Polski. Austria miała duże doświadczenie w gospodarce rynkowej. Mimo że spora część austriackiego przemysłu była własnością państwa, integracja Austrii z rynkiem światowym wymusiła na nim zachowania rynkowe. Jednym z największych problemów było rolnictwo, ale z przyczyn całkowicie odmiennych niż w Polsce - austriackie rolnictwo podlegało większej ochronie, niż przewidywała to UE. W negocjacjach Austria domagała się więc powolnego dostosowania do niższego poziomu dotacji i uzyskała to w postaci rekompensat. Konsumenci cieszyli się licząc na to, że po przystąpieniu do unii potanieją artykuły w sklepach. Ceny zbytu rzeczywiście znacznie spadły, ceny detaliczne drgnęły tylko o 2 proc. - resztę połknęły niewydolne struktury handlowe, które krótko potem zostały przejęte przez kapitał zagraniczny.
To była jedna z głównych przyczyn spadku poparcia dla UE w sondażach opinii publicznej: korzyści obiecane przez rząd były mniejsze od oczekiwanych, za to pojawiły się zagrożenia, przed którymi nikt nie ostrzegał. Nagle okazało się, że Austria znów jest małym krajem, to znaczy, że może zostać wykupiona przez duże zagraniczne koncerny. Nic takiego oczywiście się nie stało, ale dla opinii publicznej otwarcie rynku, które oznaczało przejęcie przez obcych typowych dla austriackiego krajobrazu piekarni i sklepików, miało swój symboliczny wymiar. Negocjacje z Brukselą były łatwiejsze, ponieważ Austria już wcześniej należała do Europejskiej Przestrzeni Gospodarczej i przejęła 60 proc. unijnego prawa. Większą rolę odegrały za to inne kwestie, które świetnie nadawały się do tego, by podkreślać, że to jest mały kraj walczący z potężnym tygrysem. Unia chciała Austrię potraktować jak każdy inny kraj europejski, zapominając, że przejazd ciężarówek przez Alpy powoduje większe zniszczenia nawierzchni, a co za tym idzie - większe koszty utrzymania dróg, większy hałas i zanieczyszczenie środowiska niż na przykład w Niemczech. Austria chciała więc ograniczyć tranzyt, unia jednak sprzeciwiała się dyskryminowaniu zagranicznych przewoźników.
Spór ten toczy się do dziś, ponieważ Austria od czasu do czasu podwyższa opłaty za przejazd po alpejskich drogach, nie zważając na protesty Komisji Europejskiej. W związku z planowanym rozszerzeniem UE Alpom grozi teraz zalew tanich, nieekologicznych, ale za to bardzo dużych i hałaśliwych ciężarówek ze środkowo wschodniej Europy. Nie należy zapominać, że Austria jest krajem małym. Łatwo go zajeździć na śmierć. Innym twardym orzechem do zgryzienia była sprawa kupna ziemi przez obcokrajowców. Austriaccy negocjatorzy domagali się, by obcokrajowcy nie mieszkający na stałe w Austrii nie mieli prawa do zakupu nieruchomości w ich kraju. Mimo że jednym z ważniejszych powodów była niechęć Tyrolczyków do obcych (w tym także z innych części Austrii), negocjatorzy uzasadniali to względami ekonomicznymi i ekologicznymi: w górskich miejscowościach odsetek gruntów nadających się pod zabudowę jest niewielki. Otwarcie rynku spowoduje więc nadmierną rozbudowę wiosek, co zagrozi środowisku naturalnemu i pociągnie za sobą wzrost cen nieruchomości dla stałych mieszkańców . Unia zgodziła się w tym wypadku na pięcioletnie ograniczenie sprzedaży i to tylko w odniesieniu do obcokrajowców, którzy nie będą mieszkać w nieruchomościach, jakie zamierzają kupić. Nie dotyczyło to ani inwestycji, ani Niemców czy Francuzów chcących kupić nieruchomość i na stałe osiedlić się w Alpach. Kwestia ta wyraźnie zaważyła na wynikach referendum w sprawie członkostwa Austrii w UE. Austriacka gospodarka w dużym stopniu skorzystała na otwarciu granic środkowo-wschodniej Europy, lecz dla przeciwników rozszerzenia unii nie jest to wystarczający argument. W austriackiej telewizji posłanka FPÖ argumentowała chytrze, że skoro Austria i tak odnosi korzyści z handlu z krajami środkowoeuropejskimi, to po co te kraje jeszcze przyjmować do UE? Eksperci z wiedeńskiego Instytutu Badań Gospodarczych (WIFO) nie mają wątpliwości, że rozszerzenie unii przyniesie Austrii dalszy wzrost PKB. W przeciwieństwie do Niemiec wzrost gospodarczy wpłynie także na obniżenie i tak już niskiego (ok. 4 proc.) bezrobocia. Austriacki rynek pracy jest bowiem na tyle elastyczny, że zdołał wchłonąć migrację zarobkową lat 80. - większą niż ta, która ma towarzyszyć rozszerzeniu unii UE.
Strach przed skutkami otwarcia rynku (nie tylko rynku pracy, ale i usług) wynika więc z czegoś innego. Uważny czytelnik już wie, że przyczyna jest jedna: Austria to mały kraj. A taka Polska ma kilkakrotnie więcej mieszkańców i... ciężarówek. Oni nas zaleją i tak jak zachodnie koncerny kupiły nasze śliczne sklepy, tak Polacy wymuszą zmiany naszego systemu opieki socjalnej, naszych instytucji, zniszczą nasze drogi i góry. Jeśli będziemy marudzić, to zarzucą nam ksenofobię i oskarżą nas w Brukseli i Strasburgu o rasizm. Proszę zobaczyć, co się dzieje po wyborczym zwycięstwie Haidera! Taka Polska nie może nas zrozumieć! Ona boi się Niemców, co jest dużym nietaktem w kraju, który kilkakrotnie chciał się przyłączyć do Niemiec. Poza tym jest jedna zasadnicza różnica, jeżeli chodzi o strach: małym krajom wolno się bać, ale Polska jest przecież duża!

Więcej możesz przeczytać w 4/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.