Poczta

Dodano:   /  Zmieniono: 
Strachy na Lachy
Intencja listu Adama Bomersbacha z Madrytu "Strachy na Lachy" ("Wprost od czytelników", nr 1) jest dobra, choć argumentacja wydaje mi się trochę niezręczna. Pracowałem w przemyśle ciężkim na Zachodzie ponad 23 lata, zajmując się przekazywaniem licencji, między innymi także w Hiszpanii. Znam w tym kraju prawie każdy zakątek. Porównanie hiszpańskiego "zacofania" z polską "nowoczesnością" uważam za nieco pochopne. Wystarczy zestawić wielkość PKB w obu krajach. Trudno uwierzyć, by Hiszpania technologicznie mogła być dziesięć lat w tyle za nami - jest dużym producentem samochodów, ma rozbudowaną sieć autostrad, świetnie rozwiniętą hydroenergetykę z rozległym systemem zapór wodnych, potężne rolnictwo i turystykę. Nie wykluczam, że są tam przedsiębiorstwa czy całe dziedziny gospodarki, które przy stosowaniu starej technologii zachowały nadal konkurencyjność, ale subwencjonowanie gospodarki w takim zakresie, jak się to praktykuje w Polsce, jest w Hiszpanii nie do pomyślenia. Teza, że Polska nie powinna się bać Europy, jest słuszna, lecz czeka nas konieczna i długoletnia restrukturyzacja gospodarki. Jeśli są w naszym kraju dziedziny reprezentujące zachodni poziom, należą jeszcze do wyjątków.

KAZIMIERZ KARNKOWSKI Baden (Szwajcaria) Baden (Szwajcaria)


Ruchomy cel
Zmiany w przepisach o ruchu drogowym, które mają w założeniach wpłynąć na zmniejszenie liczby wypadków na naszych drogach, być może odniosą niewielki pozytywny skutek. Uważam, że w dużej mierze są to działania chybione, wyrażające naiwną wiarę w sprawczą moc przepisów czy rozporządzeń. Mnie się wydaje, że wystarczyłoby tylko rygorystycznie egzekwować obowiązujące ograniczenia prędkości. Żeby tego dokonać, nie trzeba wymyślać prochu, wystarczy skopiować rozwiązania wykorzystywane od lat u naszych zachodnich sąsiadów. Przebywałem tam kilka lat i miałem okazję obserwować, jak wprowadzano system ruchomych (przewożonych w samochodach) urządzeń, zwanych potocznie Blitzanlage, które robią zdjęcia autom jadącym z nadmierną prędkością. Na takiej fotografii widoczny jest nie tylko numer rejestracyjny samochodu, ale także twarz kierowcy. Zgodnie z obowiązującym w Niemczech prawem, stanowi to podstawę do wymierzenia kary pieniężnej, a nawet - w wypadku dużego przekroczenia prędkości - odebrania prawa jazdy. Zawiadomienie o wykroczeniu i sankcjach otrzymuje się pocztą, co eliminuje bezpośredni kontakt kierowcy z policjantem, a zatem możliwość korupcji. Prawdopodobnie są to urządzenia bardzo drogie, ale z całą pewnością zarabiają na siebie, a co najważniejsze - ten system w Niemczech okazał się skuteczny, może i u nas mógłby uratować zdrowie lub życie wielu osób.

JERZY KOWALSKI Szczecin Szczecin


Dymek i hucpa
"W temacie palenia" jestem ekspertem (paliłem 20 lat, nie palę od lat ośmiu), dlatego czuję się upoważniony, by skomentować felieton prof. Lecha Falandysza "Dymek i hucpa" (nr 1). Profesor Falandysz pisze, że w USA rodzą się wspaniałe pomysły (które - w domyśle - powinniśmy naśladować) oraz głupie. Z tonu felietonu wynika, iż amerykańskie sposoby walki z paleniem należą do tych drugich. Dalej autor stwierdza, że każdy palący niszczy sobie zdrowie na własną odpowiedzialność. I to jest prawda. Dziwnym jednak zrządzeniem profesorskiego pióra w felietonie nie ma ani słowa o biernym paleniu, a więc o tym, co głównie zwalczają niepalący w kontaktach z nałogowcami. O szkodliwości biernego palenia każde dziecko wie, dlatego bierzmy przykład z każdej skutecznej formy walki z tą plagą, wprowadzajmy godne naśladowania wzory, choćby ze Stanów Zjednoczonych. Czy w końcu XX wieku w Chicago Law School - instytucji niosącej młodzieży kaganek wiedzy i oświaty - powinno się zostawić palaczom choćby gram psychicznego komfortu, dając przyzwolenie na palenie? Po stokroć nie. I w żadnej innej uczelni na świecie, w żadnym innym miejscu, gdzie palący może zaszkodzić choć jednemu niepalącemu. Uważam, że palenie to temat, na który falandyzować nie można, nie powinno się, a nawet nie wypada.

ANDRZEJ WIOSNA Łódź

To był rok
W felietonie Tomasza Lisa "To był rok" (nr 2) przeczytałem: "Producenci komputerów udowodnili światu, że gdy w dacie pojawią się trzy zera, zgasną światła i pospadają samoloty. Nic takiego oczywiście się nie wydarzyło, ale zanim stało się to jasne, ludzie wydali miliardy dolarów na nowe komputery". Cóż, moim zdaniem, udało się uniknąć problemów, ponieważ tysiące ludzi wykonało kawał dobrej roboty. Nie nazywałbym tego szwindlem. Może trzeba było "poświęcić" jakąś elektrownię czy bank i tam nie zrobić nic. Efekty tego zaniedbania zapewne byłyby bardzo widowiskowe. Może wtedy doceniono by ogrom pracy i starań, włożonych w zabezpieczenie nas przed problemem roku 2000. Nie przeczę, że część pieniędzy została wydana niepotrzebnie i tylko dla asekuracji, ale na przykład jeden z polskich sądów nie dokonuje od początku roku wpisów do ksiąg wieczystych, bo ktoś nie dopilnował wykonania niezbędnych poprawek, a najpewniej po prostu pożałował na nie pieniędzy.

PAWEŁ KOMOS [email protected][email protected]
Więcej możesz przeczytać w 4/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.