Zimna wojna religijna

Zimna wojna religijna

Dodano:   /  Zmieniono: 
Epopeja zaledwie czternastoletniego chłopca nie bez powodu wstrząsnęła chińską polityką. Po raz kolejny przypomniała bowiem światu o wciąż nie rozwiązanej sprawie Tybetu
28 grudnia 1999 r. zbiegł z tybetańskiego klasztoru Curpu jeden z najlepiej strzeżonych ludzi w Chinach - Ugjen Trinlej Dordże, XVII Karmapa, jeden z najwyższych dostojników buddyzmu tybetańskiego.
Karmapa jest trzecim po dalajlamie i panczenlamie dostojnikiem buddyzmu tybetańskiego. W rękach dalalamy spoczywa najwyższa władza religijna i polityczna w Tybecie, zaś panczenlama (uczony) sprawuje tylko władzę religijną. Kolejnymi w hierarchii są przywódcy czterech głównych szkół buddyzmu tybetańskiego. Jedną z tych szkół jest Kagju i to na jej czele stoją kolejni karmapowie. Karmapa nie ma bezpośredniej władzy, ale ma ogromny autorytet wśród Tybetańczyków. To właśnie w szkole Kagju zapoczątkowano w XII wieku rozpoznawanie tulku, czyli kolejnych inkarnacji lamów.
Ugjen Trinlej Dordże został intronizowany jako XVII Karmapa w 1992 r. Władze ChRL, które od pewnego czasu usiłują przekonać zachodnią opinię publiczną, że ich brutalne działania w Tybecie zostały znacznie złagodzone, uznały tę intronizację. Karmapę zaproszono nawet w 1994 r. do Pekinu na obchody 45. rocznicy proklamowania ChRL. W czasie obchodów zasiadł na balkonie bramy Tiananmen razem z Deng Xiaopingiem i innymi przywódcami KPCh. Agencja Xinhua napisała, że "żywy Budda modli się na placu Tiananmen za duszę Mao Zedonga".
Dlaczego postać XVII Karmapy ma takie znaczenie dla władz ChRL? Jego obecność w Tybecie wykorzystywano do celów propagandowych, przeciwko przebywającemu na emigracji dalajlamie. Starano się stworzyć wrażenie, że istnieje przywódca religijny Tybetu, który współpracuje z komunistycznym państwem, i że buddyzm tybetański nie jest aż tak prześladowany, jak to wynika z doniesień zachodnich mediów. Jednocześnie rozpoczęto restaurowanie pałacu Potala w Lhasie i odbudowę kilku zniszczonych świątyń. Była to jednak odbudowa pozorna. W rzeczywistości zaczęto niszczyć budynki mieszkalne i redukować liczbę mnichów w istniejących klasztorach. Ucieczka XVII Karmapy burzy z trudem budowany przez propagandę ChRL mit, że kultura tybetańska ponownie rozwija się na fali liberalizacji. Wbrew twierdzeniom propagandy ChRL, Tybet nie jest "odwieczną" częścią Chin, lecz krajem przez nie podbitym. Kultura tybetańska jest całkowicie odrębna od chińskiej i ma inne korzenie. Tybet przez wieki był niepodległym państwem. Niemal natychmiast po proklamowaniu ChRL (1 października 1949 r.) komuniści przystąpili do podbojów. Na początku października 1950 r. Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza wkroczyła do wschodniego Tybetu, a w maju 1951 r. delegacja tybetańska, nie mająca pełnomocnictw do zawierania umów międzynarodowych, została zmuszona do podpisania "Ugody między centralnym rządem ludowym a lokalnym rządem Tybetu dotyczącej warunków pokojowego wyzwolenia Tybetu". Pod tym kuriozalnym dokumentem, przewidującym "wyzwolenie" niepodległego państwa, postawiono sfałszowane przez stronę chińską pieczęcie tybetańskie. "Ugoda" przewidywała wejście wojsk chińskich do Tybetu, przekazanie polityki zagranicznej Pekinowi, ale też zapewniała, że Chiny nie będą zmieniać istniejącego systemu politycznego, uszanują suwerenność władzy dalajlamy i pozycję panczenlamy oraz nie będą "wprowadzać reform" bez uzgodnienia z rządem tybetańskim. To zawarte pod przymusem porozumienie nie było nigdy przestrzegane. Po wkroczeniu wojsk chińskich (ostateczna inwazja nastąpiła 9 września 1951 r.) rozpoczęła się samowola okupacyjnej administracji.
Opór Tybetańczyków został krwawo stłumiony. Według roboczego sprawozdania II Dywizji Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, w jednym tylko niewielkim rejonie Kanhlo w Amdo (Tybet dzieli się na trzy regiony: U-Cang, Kham i Amdo) w latach 1952-1958 stłumiono 996 buntów i zabito 10 tys. Tybetańczyków. Według gazety "China Spring", ludność rejonu Golok w Amdo "zredukowano" ze 130 tys. do ok. 60 tys. Tybetański rząd emigracyjny podaje następujące zestawienie przyczyn śmierci 1,2 mln Tybetańczyków: tortury - 173 tys.; egzekucje - 157 tys.; walka zbrojna - 433 tys.; głód - 343 tys.; samobójstwa - 9 tys.; "wiece walki klas" - 93 tys. osób. X Panczenlama tak opisał tłumienie powstania: "W Goloku ciała zabitych spychano ze wzgórza do głębokiego rowu. Żołnierze mówili krewnym zabitych, że powinni się cieszyć ze zdławienia rebelii. Zmuszano ich do tańczenia na ciałach pomordowanych, a potem wystrzelano ich z karabinów maszynowych." Największą część terytorium Tybetu przekształcono w Tybetański Region Autonomiczny. Znaczne części Khamu i Amdo włączono do chińskich prowincji Qinghai, Syczuan, Gansu i Yunnan.
Po klęsce powstania w 1959 r. XIV Dalajlama zbiegł do Indii, gdzie powołał emigracyjny rząd Tybetu (według propagandy chińskiej został porwany). X Panczenlama został w Tybecie. Historia jego życia to tragedia człowieka uwikłanego wbrew woli w imperialną politykę Chin. Gdy wojska chińskie w 1949 r. zaczęły zajmować Tybet, był jedenastoletnim chłopcem. Został zmuszony do napisania telegramu do Mao Zedonga, w którym prosił o "jak najszybsze wyzwolenie Tybetu". Po stłumieniu powstania władze chińskie uczyniły młodego, pozostającego cały czas pod ich kontrolą panczen- lamę przewodniczącym Komitetu Przygotowawczego Tybetańskiego Regionu Autonomicznego. W tym okresie panczenlama stracił cały autorytet należny mu z racji funkcji religijnej.
Czas mijał i chłopiec stał się mężczyzną, który rozumiał więcej, niż życzyli sobie jego nadzorcy. Coraz częściej wypowiadał poglądy niezgodne z linią KPCh. W 1964 r., gdy okupanci spodziewali się przemówienia potępiającego dalajlamę i odcięcia się od "kliki dalaja", panczenlama zawołał z trybuny: "Głęboko wierzę, że Tybet odzyska wolność. Niech żyje dalajlama!". Tybetańczycy spędzeni siłą na uroczystość, która miała być kolejnym prochińskim spektaklem, szaleli ze szczęścia. Panczenlama odzyskał miłość i szacunek narodu. Miał 27 lat.
Reakcja władz była szybka i brutalna. Zamknięto i splądrowano oszczędzany do tej pory klasztor Taszilhumpo. Rozpoczęto propagandową nagonkę i aresztowania osób z otoczenia panczenlamy. W prasie i radiu pojawiły się hasła: "Zmiażdżyć reakcyjną klikę panczenlamy". Jego samego aresztowano, poddano siedemnastodniowemu publicznemu procesowi, połączonemu z "wiecem walki klas". Potem panczenlama zniknął. Powszechnie uważano, że został zamordowany. Dopiero w 1979 r. okazało się, że przez dziesięć lat był więziony w jednoosobowej celi i torturowany. Kolejne pięć lat spędził w areszcie domowym. Po przejęciu władzy w Chinach przez Deng Xiaopinga uwolniono panczenlamę. W pierwszej chwili wydawało się, że został złamany "reedukacją". Wkrótce jednak okazało się, że panczenlama coraz ostrzej występuje przeciw chińskiej okupacji. W czasie rozmowy telefonicznej, którą udało mu się przeprowadzić z dalajlamą, mówił: "Tylko przypadek zrządził, że muszę służyć Chińczykom". W 1988 r., kiedy po serii rozruchów ogłoszono w Tybecie stan wojenny, panczenlama powiedział, że do kryzysu doszło, gdyż władze nie dostrzegły prawdziwych potrzeb ludu. Zaproszony na posiedzenie chińskiego rządu walił pięścią w stół i oskarżał Chiny o niszczenie narodu tybetańskiego. Po powrocie do Tybetu wyświęcił zbezczeszczone grobowce swoich poprzedników. Następnego dnia zmarł. Wielu Tybetańczyków uważa, że został otruty. Inni sądzą, że jak starzy mistrzowie medytacji, świadomie wybrał czas i miejsce swojej śmierci, jeszcze raz robiąc na przekór okupantom. Jeśli obecny dalajlama umrze, nowy panczenlama odegra zasadniczą rolę w poszukiwaniu kolejnego wcielenia dalajlamy. Dla komunistycznych władz chińskich stwarza to nie lada okazję. Jeśli udałoby im się od początku zapanować nad nowym panczenlamą, zyskają raz na zawsze możliwość mianowania tybetańskich przywódców religijnych i narodowych. Władze chińskie powołały własną grupę poszukiwawczą kolejnego wcielenia panczenlamy, niezależną od otoczenia dalajlamy. 14 maja 1995 r. dalajlama uroczyście ogłosił, że nowym XI Panczenlamą jest sześcioletni Gendyn Czokji Nima.
Chińczycy natychmiast aresztowali opata Czadrela Rinpocze, klasztor Taszilhumpo zamknięto dla zwiedzających, mnichów poddano "reedukacji", chcąc na nich wymusić potępienie Czadrela Rinpocze i dalajlamy. Agencja Xinhua określiła decyzję dalajlamy jako "nielegalną i niezgodną z tradycją". Rzecznik chińskiego biura ds. religii oświadczył: "Dalajlama podważył wszystkie religijne rytuały. Posunął się do ogłoszenia inkarnacji zza granicy kraju. Jest to nielegalne i nieważne". W czerwcu 1995 r. sześcioletni Gendyn Czokji Nima i jego rodzice zniknęli. Władze chińskie "nic nie wiedzą o ich losie". W październiku Chińczycy dokonali "wyboru" własnego panczenlamy, Gjalcena Norbu, syna ateistów należących do KPCh. W "wyborze" brało udział kilku skruszonych terrorem tybetańskich mnichów. Ostatnio "chiński panczenlama" został uroczyście przywieziony do Tybetu, czemu propaganda ChRL nadała spory rozgłos, ale według źródeł tybetańskich, "właściwie nikt go nie widział". Ucieczka XVII Karmapy stawia pod znakiem zapytania całą misterną intrygę Pekinu. Z trzech najwyższych dostojników buddyzmu tybetańskiego dwóch przebywa na emigracji, a jeden siedzi w więzieniu. Na wolności (też dyskusyjnej) w Tybecie znajduje się tylko fałszywy i przez nikogo nie uznawany "panczenlama". Upadek tej mistyfikacji tłumaczy pokrętną reakcję władz ChRL. Agencja Xinhua twierdziła, że karmapa wcale nie zbiegł, lecz wyjechał do Indii po instrumenty muzyczne. Po kilku dniach, 11 stycznia, ogłoszono, że władze chińskie "odkryły" kolejną "inkarnację żywego Buddy", zmarłego w 1977 r. VI Rinpotche z klasztoru Reting. Komuniści chińscy nie chcą zrezygnować z prób zapanowania nad buddyzmem tybetańskim, ale ich kolejne "odkrycia" kończą się fiaskiem. Postępowanie władz ChRL wobec Tybetu jest skutkiem tego, co dzieje się w samych Chinach. Za rządów Mao Zedonga zniszczono całe życie duchowe społeczeństwa. Jedyną ideologią stał się specyficzny chiński marksizm. W okresie rynkowych reform Deng Xiaopinga ideologia komunistyczna zaczęła obumierać. Deng Xiaoping, a później Jiang Zemin, starali się wypełnić ideologiczną pustkę wojowniczym nacjonalizmem. Zapomnieli jednak, że nacjonalizm nie zawiera żadnego systemu wartości i światopoglądu. W ChRL zaczęły się więc odradzać ruchy religijne i najróżniejsze specyficzne chińskie idee, jak zwalczany ostatnio ruch Falun Gong. Pojawiły się też opozycyjne ruchy polityczne, odżyły marzenia niepodległościowe Tybetańczyków, Ujgurów, Kazachów i Mongołów. Tymczasem komunistyczne władze nie życzą sobie żadnej liberalizacji politycznej oraz istnienia ideologii czy religii poza kontrolą. Od kilku lat przybiera na sile brutalna kampania antyreligijna, antyopozycyjna, antyseparatystyczna, która uległa radykalnemu zaostrzeniu w ciągu ostatniego półrocza. Oficjalnie prowadzone są cztery kampanie: "tworzenie nowej duchowości i cywilizacji" (w Tybecie i Xinjiangu jawnie nazywana kampanią ateizacji), "zdusić w zarodku wszelkie ruchy destabilizacyjne" (tłumienie opozycji politycznej), "stalowy mur przeciw separatyzmowi" oraz "zwalczanie sekt i heretyckich kultów". Twórczy wkład w represje w Tybecie wniósł obecny wiceprezydent Hu Jintao. Zapoczątkował on akcję "reedukacji" mnichów, którzy umieszczani są w obozach pracy, skąd wyjdą, jeśli się "zreedukują". Prowadzona jest przy tym akcja zmniejszania liczby mnichów i burzenia niektórych i tak już nielicznych budynków klasztornych (w czasach Mao zniszczono 6 tys. klasztorów i rozstrzelano 110 tys. mnichów, skarby świątyń zrabowano). Niszczone są wszelkie zdjęcia i wizerunki XIV Dalajlamy, które najpierw zabroniono umieszczać w miejscach publicznych, a następnie nawet przechowywać w domu. Hu Jintao, nazywany "katem Tybetu", jest wynalazcą metody "drzwi obrotowe", polegającej na aresztowaniu na chybił trafił dużej grupy ludzi i poddaniu ich wszystkich torturom. Ci, którzy pod wpływem tortur zaczynają się do czegoś przyznawać, torturowani są dalej, a pozostałych się zwalnia i aresztuje następnych. Dodatkowym tłem anty- religijnych represji w Tybecie i Xinjiangu jest konflikt ateistycznego państwa ze społecznościami, dla których religia jest podstawową treścią życia. Tymczasem nie tylko w obecnym komunistycznym państwie, ale i w całej kulturze chińskiej pojmowanie religii jest krańcowo inne niż w buddyzmie tybetańskim czy islamie. W kulturze chińskiej nie ma podziału człowieka na ciało i duszę, a przyrody na martwą i ożywioną. Człowiek jest całością i tworzy jedność z przyrodą, w której kamień jest tak samo żywy jak zwierzę. Przeciętny Chińczyk nie rozumie takich pojęć jak dusza, sacrum i Bóg. Zupełnie inne rozumienie religii nie usprawiedliwia jednak brutalnego jej zwalczania średnio-wiecznymi metodami, za pomocą tortur i egzekucji.

PS. Dziękuję Adamowi Koziełowi za pomoc w przygotowaniu artykułu.
Więcej możesz przeczytać w 4/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.