Dwie globalizacje

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy posocjalistyczne ciągoty - tęsknota za państwem, które interweniuje, paraliżuje i korumpuje - będą opóźniać nasz awans ekonomiczny?
Tekst ten piszę w pochmurny dzień nad polskim morzem, gdzie niezbyt skutecznie usiłuję się oderwać od uwłaszczeń i lustracji, wątków dominujących w bieżącej polskiej polityce. Może i Szanowni Czytelnicy chcieliby dziś od tych kwestii odetchnąć. Spróbujmy to zrobić razem, skupiając myśl na zupełnie innym temacie, a mianowicie na historii globalizacji. Właśnie skończyłem lekturę fascynującej książki "Globalizacja i historia" ("Globalisation and History") autorstwa Kevina H. O'Rourke i Jeffreya G. Williamsona, wydanej w 1999 r. Wprawdzie mówią oni głównie o drugiej połowie XIX wieku, ale wiele wyników ich badań brzmi zadziwiająco aktualnie. Globalizacja wcale nie jest nowym zjawiskiem, a w poszukiwaniu przyszłości warto się niekiedy przenieść w przeszłość.
Globalizacja jest przeciwieństwem izolacji poszczególnych krajów. Świat podlega globalizacji, gdy jego części są coraz bardziej połączone przepływami informacji, ludzi (migracja), towarów (handel międzynarodowy), kapitału (rynki finansowe). W miejsce odseparowanych rynków lokalnych o różnych poziomach cen powstają wtedy rynki globalne, a ceny wykazują tendencję do zrównywania się.
Autorzy pokazują, że nowożytny świat przeszedł przez dwa okresy głębokiej globalizacji. Pierwszy trwał od 1850 r. do 1914 r., a drugi od 1950 r. do dziś. Zostały one przedzielone okresem gwałtownej izolacji poszczególnych krajów w dziedzinie handlu, migracji, przepływu kapitału. Współczesna globalizacja jest więc w dużym stopniu odbudową poprzedniej, tej z drugiej połowy XIX wieku. W sferze międzynarodowej migracji ludzi odbudowa ta jest daleko niekompletna i niewiele wskazuje na to, aby wolność migracji mogła wrócić do swojego dziewiętnastowiecznego poziomu.
Postępy globalizacji szły w parze z ekonomiczną konwergencją, tzn. ze zmniejszaniem ekonomicznego dystansu między niektórymi biedniejszymi krajami a krajami bogatymi. W pierwszym okresie globalizacji największy awans był udziałem Skandynawii, szczególnie Szwecji; w drugim - biedniejszych krajów Europy Zachodniej (Włoch, Hiszpanii, Portugalii), a także azjatyckich "tygrysów". Europa Środkowa i Wschodnia, w tym Polska, ma szanse na nadrobienie dystansu dopiero od 1989 r. Gdy inni zbliżali się do czołówki, kraje dawnego socjalizmu - właśnie z powodu socjalizmu - jeszcze bardziej zostawały w tyle. Czy posocjalistyczne ciągoty - tęsknota za państwem, które interweniuje, paraliżuje i korumpuje, wiele zabiera i rozdaje - będą opóźniać nasz awans?
Załamanie się globalizacji najpierw zablokowało, a potem odwróciło proces wyrównywania się przeciętnych płac realnych między krajami biedniejszymi a bogatymi. Jest to wskazówka, że globalizacja sprzyja zmniejszaniu ekonomicznych różnic w skali międzynarodowej, natomiast powrót do izolacji owe różnice utrwala, a nawet pogłębia. Nie powinno to dziwić: międzynarodowa wymiana jest potężną siłą przyspieszania rozwoju krajów zacofanych. Nie każdy potrafi jednak z niej skorzystać.
Globalizacja nie tylko wywiera wpływ na rozpiętości dochodów pomiędzy krajami, ale także może wpływać na nierówności występujące w poszczególnych państwach. Szczególną rolę odgrywają tutaj dwa globalizacyjne mechanizmy: międzynarodowa migracja i wolny handel towarami.
Znaczenie migracji szczególnie jaskrawo ilustrują zmiany, jakie zachodziły w Irlandii w latach 1851-1913. W tym czasie ludność wiejska zmniejszyła się tam wskutek migracji prawie o 50 proc. Poprzez zmniejszenie podaży niewykwalifikowanej siły roboczej wpłynęło to na podniesienie płac, a przez to na zmniejszenie rozpiętości dochodów w tym kraju. Z kolei napływ Irlandczyków (i przedstawicieli innych narodowości) do Stanów Zjednoczonych wywierał skutek odwrotny - zwiększał podaż niewykwalifikowanej siły roboczej, hamował wzrost płac i pośrednio mógł się przyczynić do wzrostu rozpiętości dochodów w tym kraju.
Podobnie import z krajów biedniejszych do bogatych produktów wytwarzanych dużym nakładem nieskomplikowanej pracy podnosi płace biedniejszych ludzi w tych pierwszych krajach, ale może ograniczać wzrost wynagrodzeń słabo wykwalifikowanych pracowników w krajach bogatych. W pośredni sposób sprzyja to zmniejszaniu rozpiętości dochodów w tych pierwszych i zwiększaniu w tych drugich.
A zatem cofanie się globalizacji nie tylko paraliżuje procesy niwelowania różnic w poziomie życia w skali międzynarodowej, ale może się dodatkowo przyczyniać do zwiększania rozpiętości dochodów w krajach biedniejszych, a do ich zmniejszania w bogatych państwach. Tak się rzeczywiście stało w latach 1921-1938, w okresie gwałtownego zwrotu ku ekonomicznemu izolacjonizmowi. Nierówności ekonomiczne w biedniejszych krajach gwałtownie wzrosły, podczas gdy w krajach bogatych nieco zmalały.
Lata 1850-1914 były okresem zarówno masowej migracji, jak i wielkiego międzynarodowego przepływu kapitału. Do krajów eksportujących kapitał należały głównie Wielka Brytania, Francja i Niemcy. W szczytowym okresie eksport kapitału z tego pierwszego kraju sięgał 9 proc. PKB i prawie połowy krajowych oszczędności. Takich wskaźników nie osiąga żaden współczesny kraj. Ogromna była również rola importu kapitału w rozwoju niektórych krajów. W Stanach Zjednoczonych zagraniczne wierzytelności stanowiły w 1884 r. 26 proc. PKB, czyli więcej niż w Argentynie w 1980 r. (22 proc. PKB). Zagraniczny kapitał w latach 1870-1910 sfinansował aż 37 proc. globalnych inwestycji w Kanadzie, 70 proc. w Argentynie, 75 proc. w Meksyku. Wyjątkowo duża była też rola zagranicznego kapitału w rozwoju Szwecji. Dzięki jego napływowi w latach 1870-1910 majątek produkcyjny wzrósł o 50 proc., a płace realne o 25 proc. To był prawdziwy szwedzki cud.
Więcej możesz przeczytać w 33/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.