Krew na piasku

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jedna z największych kampanii medialnych w dziejach polskiego filmu przygotowuje naszą widownię na konfrontację z filmem "Quo vadis" według Henryka Sienkiewicza
Powieść pozostaje najwybitniejszym dokonaniem polskiej kultury popularnej, a jednocześnie przedmiotem skrajnych kontrowersji wokół istoty naszej kultury narodowej.

Marzy mi się wielki epos chrześcijański, w który chciałbym wprowadzić św. Piotra, Pawła, Nerona, pierwsze prześladowania i dać szereg tak ogólnoludzkich i wspaniałych obrazów, żeby je musiano tłumaczyć z polskiego na wszystkie języki" - napisał Sienkiewicz w liście z 1893 r. Materiały zaczął gromadzić rok później. "Tacyta studiuję da capo, no i przewertowałem prawie całą bibliotekę dzieł dotyczących I wieku naszej ery" - powiedział dziennikarzowi tygodnika "Kraj". Kiedy latem tego samego roku odczytał fragment powieści zakopiańskim góralom (traktując to wystąpienie jako działanie charytatywne na rzecz budowy nowego kościoła) i spotkał się z aplauzem słuchaczy, nabrał pewności, że książka spodoba się także czytelnikom mało biegłym w literaturze. Druk wiosną w 1895 r. przeprowadził metodą wypróbowaną na "Trylogii": rzecz ukazywała się równolegle w największych pismach trzech zaborów, co potrajało pisarskie honoraria. Powieść okazała się na tyle nośna, iż przejął ją na swe łamy wiedeński dziennik "Fremdenblatt", szybko czyniąc dzieło Sienkiewicza popularnym w całej Europie. Autor tymczasem wykonywał codzienną katorżniczą pracę, ponieważ zmuszony był dostarczyć każdego dnia po dwa niewielkie arkusze gazetom. Poza tym jak zwykle nie wytrzymywał długiego przebywania w jednym miejscu, więc powieść powstawała w austriackim Kaltenleutgeben, w Zakopanem, Cieplicach, Rogalinie i w Warszawie. "Siedzę i siedzę, i piłuję, a zachęca mnie myśl, że moja powieść urośnie samą siłą rzeczy w wielką chrześcijańską, pełną różnych typów - pisał Sienkiewicz do przyjaciela. - Winicjusza, który jest gwałtownik, nawrócę, Lygię pokażę na rogach byka, ale oboje nawróconych połączę, bo trzeba, żeby choć w literaturze było więcej miłosierdzia i szczęścia niż jest w rzeczywistości".
"Quo vadis" wkrótce po ukazaniu się zaczęło wieść własny żywot. Już dwa miesiące po wydaniu książki "żywe obrazy" z powieści wystawił jeden z cyrków warszawskich. Kilka lat później podobne sceny miał w swym repertuarze każdy szanujący się cyrk europejski. W początkach XX wieku rosyjskie trupy wędrowne wystawiały tę fabułę w formie pantomimy. Takie spektakle można było zobaczyć w Genewie i Odessie. "Quo vadis" trafiło zarówno na sceny Lwowa, jak i Londynu, Nowego Jorku czy Chicago. Kiedy sztukę zaczęto wystawiać w teatrach paryskich, nawet damy z towarzystwa ubiegały się o możliwość statystowania w scenie uczty u Nerona. Światowa popularność fabuły nie dziwi, jeżeli pamiętać, że tylko w tłumaczeniu angielskim z 1896 r. książka rozeszła się błyskawicznie w jednym z najwyższych jak na owe czasy nakładów. Po otrzymaniu przez pisarza Nagrody Nobla powieść przetłumaczono na przeszło 40 języków. W całej Europie dzieło uprzystępniano w dziesiątkach przeróbek i streszczeń na użytek młodzieży.
O ile rynek przyjął dzieło w sposób triumfalny, o tyle polska krytyka od początku wyrażała wobec niego wiele zastrzeżeń. Najostrzej wyraził je Stanisław Brzozowski twierdzeniem, że "filozofia historii Sienkiewicza jest wyrazem, symptomem naszego upadku umysłowego. Jest ona absolutnym zrzeczeniem się myśli wobec dziejów". Kiedy pisarz otrzymał od narodu dworek w Oblęgorku, Stanisław Przybyszewski wypomniał mu, że to rekompensata za "dostawę na cukry i łakocie". Socjalista Wacław Nałkowski określił wręcz powieść mianem "roboty pieczeniarskiej dla zjednania sobie chlebodawców, arystokracji, plutokracji i kleru". Z pobłażaniem odnosił się do Sienkiewicza pół wieku później Witold Gombrowicz, nazywając go "geniuszem łatwej urody" i "Homerem drugiej kategorii".
Były to oceny skrajne i niewątpliwie krzywdzące, zwłaszcza jeżeli pamiętać, że Sienkiewiczowi również przy pisaniu powieści towarzyszyła intencja przekazania w swoim dziele akcentów patriotycznych. Czytelnicy z całego świata właśnie w takich kategoriach rozumieli walkę pochodzącego z terenów nadwiślańskich Ursusa z germańskim turem. Sienkiewicz tłumaczył w liście: "Moich Lygów wziąłem dlatego, że mieszkali między Odrą a Wisłą. Miło mi myśleć, że Lygia była Polką - i jeśli nie Litwinką, to przynajmniej Wielkopolanką. To także jest poczciwy gatunek".

Zdjęcia: Krzysztof Wojciewski
Chronos Film
Więcej możesz przeczytać w 33/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.