Polski raj

Dodano:   /  Zmieniono: 
Na powrót czeka 120 tysięcy Polaków z Kazachstanu
"Dlaczego Polacy przymusowo wysiedleni do Kazachstanu i innych republik byłego ZSRR nie mogą na stałe wrócić do rodzinnego kraju?" - pytał jeden ze 140 rodaków z Kazachstanu, którzy na Boże Narodzenie przyjechali do Polski. Publiczna telewizja pokazała przy tej okazji starą kobietę całującą płytę lotniska na Okęciu. Zwolennicy ustawy rozwiązującej problem repatriacji Polaków z zagranicy chętnie powołują się na przykład Węgier, które w ostatnich latach przyjęły 100 tys. swoich rodaków z Rumunii, Słowacji i byłej Jugosławii, mimo że są krajem znacznie mniejszym od Polski. Przeszkodą jest to, że polskie korzenie odkryło w ostatnich latach aż 3 mln obywateli Wspólnoty Niepodległych Państw.

Repatriacja to nie tylko problem sentymentalno-patriotyczny. Trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że do Polski chcą przyjechać osoby, które w całym swoim życiu nie zetknęły się z wolnym rynkiem i nie pracowały na własny rachunek. Często zachowują się tak jak ukraińscy lub białoruscy kołchoźnicy, którzy nie chcą brać ziemi i prowadzić samodzielnych gospodarstw. Prawdopodobnie dlatego w 1997 r. tylko 300 rodzin (ok. 1200 osób) przyjechało do starego kraju. Tymczasem część z tych, którym władze polskich gmin podarowały ziemię, mieszkanie i pieniądze na zagospodarowanie, uciekła z powrotem do Kazachstanu. Niektórzy sprzedali przedtem cały ruchomy majątek. Te przykłady nie mogły zachęcić władz gmin do przyjmowania repatriantów: koszt osiedlenia jednej rodziny sięga bowiem 50-75 tys. zł.
Aż 70 proc. Polaków ze Wschodu pracowało w kołchozach, zaś minimalny odsetek ma jakiekolwiek wykształcenie. Jedna z rodzin, która przez kilkanaście dni nie zdołała ustawić podarowanych jej w Polsce mebli, tłumaczyła, że nikt im tego nie nakazał. - Powracający do Polski należą do sfery homo sovieticus. Są bezradni, nie potrafią żyć samodzielnie w wolnym kraju - podsumowuje dr Krystyna Iglicka z Ośrodka Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego.
Na powrót do Polski czeka 120 tys. osób z Kazachstanu. Franciszek Bogusławski, kiedyś lider kazachskich Polaków, od ponad roku obywatel III RP, stwierdził, że rodacy w Azji są zdezorientowani i rozczarowani brakiem zdecydowanych działań polskich władz. - Trzeba przyznać, że żaden z dotychczasowych rządów nawet nie przymierzył się do konkretnej pracy. Wiele było i jest deklaracji, ale nikt nie zdobył się na działania państwowe na skalę Izraela bądź Niemiec - mówi prof. Jerzy Szacki.


Od ośmiu lat systematycznie wzrasta liczba osób przyznających się do polskości. Jeszcze niedawno było ich nieco ponad milion, obecnie już trzy razy tyle.
- Wydaje się, że najbardziej wiarygodna jest liczba podawana w radzieckim spisie z 1989 r. Wtedy istniał jeszcze ZSRR, a co za tym idzie system represji, których w przeszłości doświadczyli ci ludzie. Przyznanie się do polskości było aktem odwagi i jednocześnie bezdyskusyjną deklaracją przynależności narodowej - twierdzi dr Iglicka.
- Szacunki mówiące o 3 mln Polaków, którzy żyją na Wschodzie, biorą się z mechanicznego liczenia wszystkich osób związanych w jakikolwiek sposób z polskością. Czasem całkowicie zasymilowani Polacy nagle zauważyli szansę poprawy swoich warunków bytowych - mówi Wiesław Łagodziński, rzecznik prasowy GUS. - Wydaje się, że podstawowym impulsem skłaniającym do powrotu do kraju ojców jest ekonomia. Ten czynnik działa na młode, wynarodowione pokolenia - zauważa prof. Szacki. - Nie wszyscy tak patrzą na Polskę. Dla mnie był to kraj wspomnień rodziców i dziadków. Względy ekonomiczne były na drugim planie - mówi Nina Rupecka, która od trzech lat mieszka w Zakrzowie koło Krakowa.
- Niewiele wiemy o motywach powrotu do Polski. Nigdy nie prowadzono szczegółowych badań tej populacji - dodaje prof. Szacki.

KAZIMIERZ BARCZYK
minister, sekretarz
Komitetu Społecznego
Rady Ministrów


Sto tysięcy Polaków wywiezionych do Kazachstanu i setki tysięcy w całej Azji stanowią wielkie moralne wyzwanie dla współczesnej Polski. Należy jednak pamiętać, że obok wymiaru moralnego sprawa ma charakter polityczny, obywatelski i gospodarczy. Działania te wymagają radykalnego przyspieszenia - Polacy są ofiarami odwetu za lata rosyjskiego kolonializmu. Izrael i Niemcy już dokonały repatriacji swoich ziomków z Rosji czy Rumunii. Sprowadzenie do kraju naszych rodaków jest testem wiarygodności III RP. W moim odczuciu ci ludzie nigdy nie stracili obywatelstwa polskiego. Jednak faktyczne jego odzyskiwanie odbywało się w ostatnich latach w poniżający sposób. Polacy ze Wschodu byli de facto traktowani jak przeciętni uchodźcy.

Pierwsza ustawa repatriacyjna powstała w 1920 r. Układy repatriacyjne z Ukraińską, Białoruską i Litewską Socjalistyczną Republiką Radziecką z 1944 r. oraz układ z 6 lipca 1945 r. zawarty z rządem ZSRR wymusiły utworzenie Państwowego Urzędu Repatriacyjnego. Zasady jego działania ostatecznie skodyfikowały ustawy z lat 1951 oraz 1962. Na ich mocy powróciło do kraju 4,4 mln osób (2,1 mln - z Niemiec, 200 tys. - z Francji, Jugosławii, Czechosłowacji oraz obu Ameryk, 2,1 mln - z ZSRR). Po 1989 r. okazało się, że potrzebny jest nowy akt prawny, regulujący zasady powrotu do kraju rodaków, głównie z Azji Środkowej.
Przyjęto założenie, że powroty będą miały charakter indywidualny. Politycy uświadomili sobie, że Polski nie stać na masową repatriację. Ustawa z 25 czerwca 1997 r. zakładała, że Polacy będą mogli wracać na podstawie imiennego zaproszenia wystawionego przez radę gminy. Ocenione przez MSWiA zaproszenie było przesyłane do właściwej placówki konsularnej. Gruby komplet dokumentów (wniosek, kwestionariusz repatriacyjny, oświadczenie o zamiarze osiedlenia się w RP) musiał być wypełniony w języku polskim. Podobne założenia zawiera nowelizacja ustawy, wprowadzająca wizę repatriacyjną. Tymczasem w wielu wypadkach właśnie kwestionariusz stał się zmorą repatriantów i pretekstem do tworzenia negatywnych opinii o polskich władzach. - Uważam, że obok deklarowanej woli i dokumentów, często fałszowanych, wypełnienie po polsku kwestionariusza jest najlepszym sitem. Przez jego oczka nie przejdą wynarodowieni i całkowicie zasymilowani obywatele dawnych republik radzieckich - uważa dr Krystyna Iglicka.

Jacek Szczęsny
Współpraca: Ryszard Kamiński
Więcej możesz przeczytać w 3/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.