Bank nastolatka

Bank nastolatka

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dwie trzecie siedmiolatków dysponuje własnym budżetem
Regularne "pensje" wypłaca swoim dzieciom 80 proc. rodziców. Już pierwszoklasiści twierdzą, że bez pieniędzy nie da się żyć. Coraz częściej zdarza się więc, że terroryzują rodziców, żądając kolejnych podwyżek i premii za piątkę lub grzeczne zachowywanie się. - Kieszonkowe to często pierwsza własność, którą dziecko może dowolnie rozporządzać. W ten sposób powoli zdobywa niezbędną w dorosłym życiu umiejętność zarządzania pieniędzmi - twierdzi Barbara Smolińska z Laboratorium Psychoedukacji.

Współczesne nastolatki nie wyobrażają sobie życia bez własnych pieniędzy. Podobnie jak rodzice planują wydatki, często ledwo wiążąc koniec z końcem. - W mojej klasie pieniądze mają wszyscy - mówi piętnastoletni Miłosz Małysa, który z 50 zł kieszonkowego co miesiąc odkłada 20 zł na konsolę do gier. - Brak pieniędzy albo nieumiejętność zarządzania nimi stawia dziś młodego człowieka w bardzo niekorzystnej, często upokarzającej sytuacji - mówi Andrzej Samson, psychoterapeuta. Uważa on, że kieszonkowe powinno się wypłacać dzieciom od początku podstawówki: należy jednak uwzględniać potrzeby i kontrolować wydatki. - Ośmiolatek powinien otrzymywać drobne na gumę do żucia albo ciastka, a nie kwotę stanowiącą równowartość roweru - podkreśla Samson. - Dzięki własnym pieniądzom kilkulatek szybciej zrozumie, że się one wyczerpują. Regularna "pensja" ma również znaczenie psychologiczne: jest dowodem zaufania rodziców i uznania dojrzałości dziecka - dodaje dr Kazimierz Bujak z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Tylko co piąty młody człowiek nie ma dziś własnych pieniędzy, a pięć lat temu w takiej sytuacji był co trzeci nastolatek - wynika z badań SMG/KRC Poland. Średnia wysokość dziecięcych dochodów sięga 25 zł miesięcznie. W dużym mieście oznacza to możliwość kupienia biletu do kina, puszki coca-coli i torby popcornu albo nabycia trzech komiksów o Asteriksie. Nie starcza na kasety, czekoladę, kosmetyki, dyskotekę i na wiele innych "niezbędnych" rzeczy, na które mogą sobie pozwolić zamożniejsi koledzy. - Jeśli nie masz kasy, wypadasz z towarzystwa. Nikt przecież nie przyzna się przed kumplem, że dostaje za mało. Prędzej będzie udawał, że oszczędza na grę komputerową albo dżinsy. Pieniądze dostaje się nawet za malowanie płotu na własnym podwórku - żali się czternastoletni Piotrek Jasiński.
Własnymi pieniędzmi dysponuje prawie 90 proc. dzieci i młodzieży (w wieku od 11 do 16 lat), ponad 80 proc. dziewięciolatków i aż dwie trzecie siedmiolatków. Najmłodsi obracają kwotami w wysokości 10-20 zł miesięcznie. Kieszonkowe trzynasto-, czternastolatków waha się między 25 a 40 zł. Najwięcej, bo aż 80 zł co miesiąc, mają do wydania szesnastoletni chłopcy (dziewczynki w tym wieku dysponują 34 zł). Chłopcy wydają się bardziej obrotni w zdobywaniu pieniędzy: zawsze mają w kieszeni o kilka złotych więcej od rówieśnic. Ponadto wcześniej niż one zaczynają zarabiać. Szybciej i chętniej wydają pieniądze, najczęściej przepuszczając je na automatach, inwestując w hobby, kupując słodycze i czasopisma. - Żyjemy w świecie pieniądza. Kieszonkowe stało się niejako koniecznością, bo dziecko może dziś zrobić zakupy wszędzie. Automaty z napojami i słodyczami stoją przecież nawet na szkolnych korytarzach - zauważa Maria Bonaszewska, psycholog ze Stołecznej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej TOP.
Tylko siedmiu na stu młodych ludzi zarabia pieniądze samodzielnie: zbiera owoce, pracuje w gospodarstwie czy na płatnej praktyce. Nie brak też nastolatków dorabiających na giełdzie komputerowej albo "w sklepie u taty". Mniej zapobiegliwi dostają zaskórniaki przede wszystkim od rodziny. Hojni dziadkowie lub wujostwo nierzadko są jednak kłopotem dla rodziców. - Gdy prezenty w postaci pieniędzy przekazywane są dzieciom za plecami rodziców, należy wytłumaczyć rodzinie, że nadmiar samodzielności szkodzi nastolatkowi - mówi Zofia Szarota.
Jedna trzecia Polaków zgadza się z socjologami, że regularne kieszonkowe uczy dziecko gospodarowania pieniędzmi, rozsądnego ich wydawania i oszczędzania - wynika z ankiety MEMRB International Poland dla "Wprost". Co dziesiąty rodak twierdzi, że dzięki kieszonkowemu pociechy zaczynają szanować pieniądze. Dzieci rozważają: kupić drogi reklamowany baton czy kilka tanich lizaków? A może raczej ubranko dla Barbie? Dla kilkulatka dylemat nie jest prosty, ale takie decyzje pozwalają ocenić wartość wysypujących się z kieszeni drobniaków. Co sprytniejsi szybko orientują się w regułach rynku i pomnażają kieszonkowe, pożyczając na procent rodzeństwu albo... rodzicom. Z takiego awaryjnego budżetu korzystają najczęściej matki z rodzin o najniższym i średnim dochodzie.
Mimo że coraz więcej dzieci i młodzieży dysponuje własnymi pieniędzmi, dawanie kieszonkowego wciąż ma wielu przeciwników. Nawet ci, którzy wypłacają swym pociechom regularne pensje, nie zawsze robią to z przekonaniem. Prawie 6 proc. ulega presji - kieszonkowe dostają inne dzieci, zatem moje nie będzie gorsze. O zaspokojeniu własnego sumienia i płaceniu "dla świętego spokoju" wspomina aż 8 proc. ankietowanych przez MEMRB. Niektórzy przyznają, że kieszonkowe staje się jedyną formą "władzy" nad dorastającymi dziećmi, gdy na krnąbrnego szesnastolatka działa tylko groźba potrącenia pensji. Najczęściej rodzice boją się, że ich pieniądze zostaną źle wydane, na przykład na narkotyki, papierosy, alkohol. Dlatego wielu wolałoby kupić słodycze czy komiks osobiście lub co najmniej szczegółowo kontrolować wydatki. Co dwudziesty jest jednak przekonany, że dzięki takiej pensji dziecko nie kradnie, także z rodzicielskiego portfela. - Kieszonkowe to rodzaj kontraktu zawartego między rodzicami a dzieckiem: daję ci pieniądze, bo ci ufam i wierzę, że potrafisz z nich dobrze skorzystać. Dziecko musi też wiedzieć, za które ze swoich potrzeb płaci samo. "Pensja" może więc być wysoka, gdy przeznaczana jest na przykład na zeszyty, bilet czy śniadanie. Rodzice powinni pamiętać również o tym, że sprawdzanie, na co zostały przeznaczone pieniądze, nie musi oznaczać domagania się szczegółowych rachunków - mówi Maria Bonaszewska.
- Kontrolowanie wydatków lub wpływanie na decyzję o zakupach mija się z celem! Lepiej rozsądnie decydować o wysokości kieszonkowego niż ograniczać swobodę jego wydawania - twierdzi Barbara Smolińska.
Rodzice wypłacający swym pociechom kieszonkowe demonstrują zasobność portfela - uważają przeciwnicy młodzieżowych budżetów. W ten sposób rozpieszczają dziecko lub przeciwnie: brak czasu i zainteresowania rekompensują pieniędzmi. Często też niesłusznie czują się dzięki temu zwolnieni z obowiązku planowania z potomstwem wspólnych zakupów czy wprowadzania go w tajniki gospodarowania pieniędzmi. Nie brakuje nawet głosów, że kieszonkowe to "podlizywanie się" dzieciom, kupowanie wdzięczności i uniezależnianie ich od siebie. - Kiedy kieszonkowe nabiera charakteru uznaniowych datków od taty lub mamy, rzeczywiście istnieje niebezpieczeństwo, że podczas konfliktów małżeńskich każde z rodziców będzie starało się kupić życzliwość dziecka - mówi dr Bujak. Gdy wątpimy w dojrzałość dziecka, warto zaryzykować dawanie pieniędzy na próbę: przez jakiś czas rozliczać syna lub córkę co do grosza. - Wtedy przynajmniej nie będzie podatne na różne "finansowe" propozycje od obcych - dodaje dr Bujak.
Wypłacanie kieszonkowego wymaga od rodziców przede wszystkim konsekwencji. Najważniejsze jest ustalenie jasnych zasad. - Kieszonko- we ma uczyć prawdziwego życia - uważają respondenci MEMRB. Kiedy dziesięciolatek wyda całą tygodniówkę już w poniedziałek i przez następne dni z żalem będzie wpatrywał się w słodycze na wystawach, w następnym tygodniu prawdopodobnie wydatki zaplanuje rozsądniej. - Dlatego właśnie tygodniówki są dla młodszych dzieci lepszym rozwiązaniem niż kieszonkowe wypłacane raz na miesiąc. Ośmiolatek obejmuje swoją wyobraźnią dwa, trzy dni. Ważne jest jednak, by rodzice nie ulegali prośbom o wypłacenie kolejnych pieniędzy przed właściwym terminem, gdyż tylko wtedy kieszonkowe odegra swoją dydaktyczną rolę - mówi Andrzej Samson. Będąc przeciwnikiem płacenia dziecku za dobre zachowanie albo dobre stopnie, podkreśla: - Osiągnięcia i sukcesy dziecka powinny być nagradzane zadowoleniem rodziców. Synowi lub córce można zaś płacić za niektóre prace domowe, na przykład za posprzątanie samochodu, za co i tak trzeba by było zapłacić na stacji benzynowej.

Więcej możesz przeczytać w 4/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.