Tylko dla panów

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Świat zapełnia się niewykształconymi, nieżonatymi i bezrobotnymi mężczyznami, a ich życiowa elastyczność w podejmowaniu ważnych decyzjijest bliska zera" - stwierdzono w raporcie "The Economist"
Nic nie sprawia mi takiej przyjemności jak dowód emancypacyjnej niesprawiedliwości, potwierdzony i dostarczony z własnej i nieprzymuszonej woli przez mężczyznę. Tym razem nadszedł list, który zaczynał się tak: "Przyznaję, że niekiedy uważałem, że jest trochę przesady w doszukiwaniu się przejawów antyfeminizmu w życiu codziennym (niższe zarobki kobiet, gorsze stanowiska, molestowanie itd.). Nie negowałem istnienia tych zjawisk, ale sądziłem, że nie jest chyba aż tak źle". Tutaj mały wtręt - gdy prezydent Bill Clinton, wygłaszając ostatnie orędzie, obiecał Amerykanom, że już niedługo kobiety będą zarabiały tyle, ile mężczyźni, nagrodzono go owacją. Do tej pory dostają one za tę samą pracę tylko trzy czwarte wynagrodzenia trafiającego do męskiej kieszeni.

A wracając do listu: "Czytając >>Gazetę Wyborczą<<, trafiłem na ogłoszenie, które mną wstrząsnęło. Wielki koncern farmaceutyczny mający przedstawicielstwa w 76 krajach świata i zatrudniający 54 tysiące osób poszukiwał pracownika na stanowisko przedstawiciela naukowego". I tutaj przytoczony został fragment ogłoszenia: "Misją firmy jest produkowanie i dostarczanie nowych leków służących chorym i wspomagających ochronę zdrowia na całym świecie (...). Oferujemy niezwykle ciekawą pracę w dobrze rozumiejącym się zespole, bardzo interesujące perspektywy rozwoju i szkolenia (...). Poszukujemy mężczyzny, lekarza lub farmaceuty, potrafiącego łatwo nawiązywać kontakty z ludźmi, mającego predyspozycje lub doświadczenie w sprzedaży, dobrze zorganizowanego i ambitnego".
Z treści powyższego ogłoszenia łatwo wyciągnąć jeden wniosek. Mianowicie taki, że tych pożądanych predyspozycji, cech charakteru i życiowego doświadczenia nie mają kobiety, pracownice naukowe, a mają je ich koledzy po fachu. Aby nie być jednak posądzoną o kobiecy subiektywizm, powracam do listu: "Uważam, że jest to skandaliczne. Rzeczywiście, to dyskryminacja kobiet, w dodatku przebrana w humanistyczną maskę (misja firmy itd.). Rozumiem, że ktoś potrzebuje mężczyzn do wyjątkowo ciężkiej pracy fizycznej, ale w tym wypadku jest to absolutnie oburzające. Ponadto wydaje się, że treść tego ogłoszenia ma związek z tym, iż ukazało się ono w Polsce. Na Zachodzie firma nie odważyłaby się napisać czegoś takiego". Tyle czytelnik.
Aby odeprzeć posądzenia o emocjonalne przesłanki, nie zaszkodzi się podeprzeć faktami. Amerykanka Sally Helgesen w swojej książce "Przewaga kobiet. Kobiecy sposób zarządzania" udowadnia zawodowe różnice między płciami, o których wielki koncern farmaceutyczny - zdaje się - nigdy nie słyszał. Dokonując niezbędnych w tym celu porównań, pani Helgesen obala wiele stereotypowych przekonań. Okazuje się na przykład, że mężczyźni pracują bez przerw i w nierównym tempie. Prawie 60 proc. czasu zabierają im formalne spotkania. Natomiast kobiety pracują w równym tempie i z małymi przerwami, mimo że na spotkania przeznaczają 40-60 proc. czasu. Mężczyźni, w odróżnieniu od kobiet, nie zaplanowane zadania traktują jako poważne przeszkody.
Chociaż do końca nie wiadomo, na czyją korzyść zinterpretować informację, że w czasie pracy mężczyźni mają mało czasu na zajęcia z nią nie związane (także dla rodziny), podczas gdy kobiety zawsze potrafią go znaleźć. Czy kosztem zawodowych obowiązków? Nie wiadomo. Ponadto, gdy obie płci w równym stopniu utrzymują kontakty poza miejscem pracy, to mężczyznom brakuje już czasu na refleksję, a kobietom nie sprawia żadnych trudności skoncentrowanie się na tzw. ekologii zarządzania. I w końcu - zdaje się - najpoważniejsza różnica: mężczyźni identyfikują się z pracą i poprzez pracę, a ich zawodowe partnerki z korzyścią dla firmy identyfikują się poprzez wiele innych pól działania. Czy taka informacja zrobiłaby wrażenie na farmaceutycznym koncernie? Pewnie nie. Przecież wszyscy w nim wiedzą, że to kobiety rodzą dzieci i właśnie dlatego nie są tak dyspozycyjne jak mężczyźni. Itd. itd.
Gdyby do tego wszystkiego dodać opinię - nie z cytowanej książki, lecz z raportu magazynu "The Economist" - że "świat zapełnia się niewykształconymi, nieżonatymi i bezrobotnymi mężczyznami, a ich życiowa elastyczność w podejmowaniu ważnych decyzji jest bliska zera", to kto wie, może wreszcie ktoś poszedłby w koncernie po rozum do głowy. Nie mówiąc już o tym, co zrobiłby ze wstrząsającą informacją, że dzisiejsi mężczyźni nie nadają się ani na mężów, ani na szefów. Tak również napisano w "The Economist". Czy to też koncernowi nie wystarcza? Okazuje się również, że w krajach Unii Europejskiej na stu młodzieńców otrzymujących świadectwa ukończenia szkoły podstawowej przypadają aż 134 panny. W Finlandii wszystkie kobiety poniżej pięćdziesiątego roku życia są lepiej wykształcone od mężczyzn. W Ameryce dwie trzecie miejsc pracy powstałych w ciągu ostatnich dziesięciu lat wymaga wyższych kwalifikacji. Na naszych oczach rodzi się więc nowa upośledzona "druga płeć". Tym razem stają się nią mężczyźni. Niestety - jak zauważył czytelnik - koncern zdaje sobie sprawę z tego, że o tym wszystkim wiedzą już na świecie, a u nas jeszcze nie.
Więcej możesz przeczytać w 5/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.