Internet poza prawem

Internet poza prawem

Dodano:   /  Zmieniono: 
W Polsce prowadzi się obecnie 22 dochodzenia dotyczące cyberprzestępstw
Globalna sieć stała się ziemią niczyją, gdzie prawo praktycznie nie obowiązuje. Mimo coraz bardziej szczegółowych rozstrzygnięć legislacyjnych, prawo w światowej pajęczynie jest lekceważone. Sieć wymyka się spod kontroli przede wszystkim ze względów technicznych. Praktycznie niemożliwa jest w niej cenzura. Zakaz rozpowszechniania pornografii w wypadku stron WWW jest iluzoryczny. Trudno sobie nawet wyobrazić kontrolę cyfrowej transmisji danych o objętości ponad dziesięciu tysięcy stron maszynopisu na sekundę. Nie wiadomo też, jakie prawo i policja miałyby ścigać obywatela kraju europejskiego, który umieści zakazane fotografie na kanadyjskim serwerze zarejestrowanym pod adresem znajdującym się na wyspach Tonga.

W Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej przestępstwa internetowe są prawdziwą plagą i kosztują setki milionów dolarów. W Polsce prowadzone są obecnie tylko 22 dochodzenia dotyczące tego typu przestępstw. Dziesięć spraw dotyczy rozpowszechniania pornografii, treści rasistowskich i obrażających grupy wyznaniowe, siedem - handlu pirackimi programami komputerowymi i fonograficznymi, pięć - korzystania w sklepach internetowych ze skradzionych kart płatniczych lub ich wygenerowanych komputerowo numerów.
W 1999 r. policja zatrzymała szesnastoletniego licealistę i jego dwudziestoletniego kolegę, którzy posługując się numerami cudzych kart płatniczych, narazili polskie banki na straty sięgające 10 tys. zł. Dużo większe straty spowodowali dwaj młodzi hakerzy, którzy "zakupili" w USA sprzęt komputerowy o wartości prawie 500 tys. zł. - Kopiowanie i generowanie numerów kart oraz ich sprzedaż i wykorzystywanie jest obecnie zjawiskiem powszechnym. Każdy, kto decyduje się podać w sieci numer swojej karty, powinien się dwa razy zastanowić, gdyż niektóre wirtualne sklepy są zakładane wyłącznie po to, by go od nas wyłudzić - mówi podinspektor Jan Hajdukiewicz z zespołu do zwalczania przestępczości intelektualnej Komendy Głównej Policji. Do tej pory tylko jedno polskie cyberprzestępstwo zakończyło się wyrokiem sądowym. W 1997 r. skazany został mężczyzna, który korzystając z komputera w zakładzie pracy, przesłał zdjęcia pornograficzne małoletnich pod adresem grupy dyskusyjnej w Szwecji. Tamtejszy administrator powiadomił polską policję, a sprawcę udało się wykryć, ponieważ użył firmowego adresu e-mailowego. Został skazany na dziewięć miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. Co ciekawe, przepisy starego kodeksu karnego, według których był sądzony, przewidywały kary wyłącznie za rozpowszechnianie przedmiotów, co może oznaczać również nośniki z treściami pornograficznymi, a tego kryterium ów czyn nie spełniał. Obecnie przed sądem toczy się sprawa studenta informatyki, który włamał się do serwerów kilku polskich uczelni i placówek naukowych, niszcząc przechowywane tam dane, m.in. wyniki obserwacji astronomicznych. Straty spowodowane jego działalnością wyniosły ok. 50 tys. zł. Na całym świecie niewiele tego typu naruszeń prawa kończy się wyrokiem sądowym. W USA w latach 1989-1993 zapadło tylko 76 wyroków skazujących. - W Polsce tego typu przestępstwa to ułamek procentu wszystkich naruszeń prawa, ale także nowum, z którym nie zawsze potrafią sobie poradzić organa ścigania, prokuratorzy i sędziowie. Mimo to idzie nam coraz lepiej - twierdzi podinspektor Hajdukiewicz. Rzeczywistość nie jest jednak różowa: - Nie ma jasnej interpretacji przepisów, brakuje przeszkolonych policjantów, prokuratorów i sędziów, co sprawia, że nie bardzo wiadomo, jak prowadzić śledztwo, co zostanie przez sąd zaakceptowane, a co odrzucone. Skala zjawiska natomiast gwałtownie rośnie. Straty banków wynikające z generowania numerów kart kredytowych są olbrzymie, liczone już w milionach złotych, podobnie zresztą jest z telekomunikacją. Poza tym firmy przeważnie nie zgłaszają policji tych przestępstw, gdyż nie chcą utracić wiarygodności w oczach klientów - mówi chcący zachować anonimowość oficer policji.
Niepokojącą skalę zjawiska potwierdzają statystyki Zespołu ds. Bezpieczeństwa Sieciowego TP SA. Od września 1998 r. do września 1999 r. zanotowano w Polsce ponad dwa tysiące takich naruszeń prawa. Ponad 30 proc. stanowiły próby skanowania systemów komputerowych. Kolejna grupa to sabotaż komputerowy. Polega on na wysyłaniu do atakowanego serwera dużych pakietów informacji w celu zablokowania jego działania. Równie częstym zjawiskiem są włamania do systemu i przejęcie uprawnień operatora. Około 18 proc. przestępstw stanowią wypadki publikowania różnego rodzaju nielegalnych bądź szkodliwych treści. Wszystkie te przestępstwa, poza sabotażem komputerowym, który ścigany jest z urzędu, rozpoznawane są wyłącznie na wniosek pokrzywdzonego. W większości wypadków odpowiedzialność sprawcy kończy się na pouczeniu go przez pracowników ZBS TP SA, że jego działalność została wykryta i ma jej zaprzestać. Ze statystyk prowadzonych przez CERT-NASK (organizację zajmującą się reagowaniem i rejestrowaniem naruszeń bezpieczeństwa w polskiej domenie Internetu) wynika, że sprawcami włamań do systemów komputerowych najczęściej są przedstawiciele środowiska akademickiego.
Naruszanie dóbr osobistych jest znane w Internecie od dawna, nowością jest natomiast walka rynkowa polegająca na niszczeniu wizerunku firmy za pomocą sieciowych publikacji. W 1998 r. agencja Edelman na zlecenie Phillips Millennium Import Company utworzyła witrynę poświęconą rzekomym nieprawidłowościom w polityce informacyjnej i fałszerstwom francuskiego producenta butelek do alkoholu grupy Belvedere. W efekcie tej publikacji akcje spółki Belvedere notowane na giełdzie paryskiej spadły o kilkadziesiąt procent. Francuska Komisja Operacji Giełdowych wszczęła śledztwo, które wykazało, że Phillips Millennium jest stroną w procesie przeciwko Belvedere na rynku amerykańskim, a publiczna krytyka spółki jest w większości nieuzasadniona. Francuski sąd gospodarczy wydał zarządzenie wycofania z sieci witryny, a sprawą jej zamieszczenia zajęła się prokuratura.
Kontrola treści i usług pojawiających się w polskiej domenie internetowej jest iluzoryczna. W większym stopniu wynika ona z działań organizacji zajmujących się incydentami sieciowymi niż pracy policji, która wydaje się słabo przygotowana na informatyczne wyzwania trzeciego tysiąclecia. Policja dysponuje skromnymi siłami siedmioosobowego zespołu oficerów w strukturze Komendy Głównej i pojedynczymi funkcjonariuszami w nowych komendach wojewódzkich. Tymczasem już wkrótce Polska może być narażona na cybernetyczne akty terroru rodem z "Hakerów" Iaina Softleya.

Więcej możesz przeczytać w 5/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.