Azyl Brytania

Dodano:   /  Zmieniono: 
Brytyjczycy zastanawiają się, jak powinna wyglądać polityka imigracyjna państwa w XXI wieku
Konia z rzędem temu, kto widział, jak polska Straż Graniczna przepytuje Brytyjczyka w sprawie celu i planowanego czasu pobytu nad Wisłą. Tymczasem na lotnisku Heathrow lub w porcie Dover prawie każdy obywatel Polski jest dokładnie przesłuchiwany na okoliczność odwiedzenia Albionu. Wiele osób odsyła się z powrotem - brak wystarczających środków na pobyt, udzielanie nieprzekonujących odpowiedzi itp. Coraz częściej pojawiają się głosy o nierównym traktowaniu Polaków czy wręcz ich dyskryminacji.
Brytyjczycy mają jednak swoje racje - według Ministerstwa Spraw Eewnętrznych Zjednoczonego Królestwa w 1998 r. aż 1585 polskich obywateli poprosiło o azyl w Wielkiej Brytanii. Spośród państw europejskich więcej wniosków o azyl wpłynęło tylko z byłej Jugosławii, byłego ZSRR i Turcji. Przedstawiciele Home Office informują, że - podobnie jak w wypadku innych krajów - stale rozważana jest możliwość ponownego wprowadzenia wiz. Brytyjskie MSZ dementuje jednak te pogłoski i podkreśla, że takie kroki podjęto by tylko wtedy, gdyby wszystkie inne środki okazały się nieskuteczne. Według danych Home Office, do tej pory wydano 1070 decyzji w sprawie ubiegających się o azyl Polaków, wszystkie odmowne. Reszta czeka na rozpatrzenie.
Brytyjczycy uważają, że po przemianach ustrojowych Polska jest krajem demokratycznym, w którym nikt nie jest prześladowany, a ewentualne próby uzyskania statusu uchodźcy są podyktowane jedynie chęcią poprawy bytu. Według Home Office, pseudoazylanci dewaluują pojęcie uchodźcy, osoby prześladowanej, często torturowanej, która ucieka z własnego kraju z obawy o własne życie. W ocenie Brytyjskiej Rady ds. Uchodźców sam wyraz "azylant" stał się określeniem obraźliwym wśród dzieci w wieku szkolnym. Dodatkowo nieuzasadnione podania o azyl powodują przeciążenie systemu i szybkie wyczerpywanie się funduszy. Do niedawna każda osoba, która czekała na rozpatrzenie podania o azyl, otrzymywała od państwa zasiłek pieniężny i pomoc w zakwaterowaniu. Zdarzało się jednak, że Romowie z Polski przydzielone im kilkupokojowe mieszkania podnajmowali pracującym na czarno rodakom. Władze polskie i brytyjskie starają się wspólnie rozwiązać ten problem. Dużo więcej uwagi w brytyjskich mediach poświęcono Romom z Czech i Słowacji. Jedna z czeskich ekip telewizyjnych nakręciła materiał pokazujący, jak to "fantastycznie i przyjemnie być uchodźcą w Wielkiej Brytanii". W ciągu kilku tygodni do Dover zawitało kilkaset rodzin z prośbą o azyl. Interweniowało Foreign Office, starając się przekonać Czechów do przeprowadzenia rzetelnej kampanii informacyjnej, że Wielka Brytania to nie eldorado dla imigrantów. Wraz ze zwiększaniem się od dwudziestu lat liczby osób chcących na stałe zamieszkać w Wielkiej Brytanii władze podejmowały próby zahamowania napływu uchodźców. Na początku lat 90. ograniczono liczbę składanych wniosków, pięć lat później zredukowano świadczenia socjalne dla osób, których podania były rozpatrywane. Działania te jednak okazywały się skuteczne tylko na krótką metę.
O azyl proszą najczęściej obywatele byłej Jugosławii, Somalii, Sri Lanki, byłego ZSRR, Afganistanu i Turcji. Polska znalazła się na 9. miejscu, za Pakistanem i Chinami. W 1998 r. o azyl ubiegało się ponad 46 tys. ludzi. Według danych szacunkowych, w zeszłym roku złożono ok. 60 tys. podań, a 100 tys. czeka na rozpatrzenie. Pod względem ich liczby Wielka Brytania jest drugim po Niemczech krajem w Europie. W 1997 r. Niemcy przyjęły 136 tys. wniosków o azyl, Wielka Brytania - 41 tys., Holandia - 34 tys., Francja i Szwajcaria - po 24 tys. W zeszłym roku parlament uchwalił nową ustawę o imigracji i azylu. Jej główne założenia polegają na zastąpieniu zasiłków gotówkowych voucherami i wyznaczeniu miejsca zakwaterowania. Planuje się jednocześnie znaczne przyspieszenie rozpatrywania podań, tzn. w ciągu sześciu miesięcy od złożenia wniosku.
Kogo wpuścić do kraju, a komu odmówić wjazdu? Kogo wpuścić i aresztować, a komu dać wolną drogę? Komu udzielić azylu, a kogo odesłać tam, skąd przybył? Jak powinna wyglądać polityka imigracyjna nowoczesnego państwa w XXI wieku? Co zrobić z oskarżonymi o zbrodnie wojenne, którym w latach 40. pozwolono osiedlić się na Wyspach Brytyjskich? Oto pytania, z którymi Wielka Brytania ma stale kłopoty, czego dowodem są nieustające kontrowersje wokół decyzji ministra spraw wewnętrznych Jacka Strawa. Dopiero co udało mu się uporać z nader drażliwą sprawą generała Pinocheta, aresztowanego w londyńskim szpitalu w 1998 r. Powołana przez ministra niezależna komisja lekarska uznała, że Pinochet nie może stanąć przed sądem ze względów zdrowotnych. Generał wróci do Chile, a wydawało się, że żadne przeszkody prawne nie będą już utrudniać jego ekstradycji do Hiszpanii i procesu za zbrodnie popełnione podczas krwawych rządów dyktatora. Jedna sprawa nie ucichła, a pojawiła się nowa. Do Londynu przyjechał znany bokser Mike Tyson. Z pozoru te dwa zdarzenia nie mają wiele wspólnego, ale interweniować musiał minister Straw. Tyson jest karanym przestępcą, odsiedział wyrok za gwałt. W myśl brytyjskich przepisów imigracyjnych osoba, która została skazana za przestępstwo zagrożone w Wielkiej Brytanii karą powyżej roku więzienia, nie powinna otrzymać zgody na wjazd. W tym wypadku jednak minister spraw wewnętrznych użył swoich prerogatyw i wydał stosowne zezwolenie. Tyson ma się zmierzyć na ringu z brytyjskim pięściarzem. Dużo większe kłopoty miał brytyjski MSZ w wypadku Konrada Kalejsa, 86-letniego Łotysza, obywatela Australii, który zamierzał zamieszkać w domu starców w północnej Anglii. Okazało się, że był on członkiem oddziału Arajsa, odpowiedzialnego za zamordowanie w czasie wojny kilku tysięcy ludzi, głównie Żydów. Jak na ironię, sam Arajs został aresztowany przez Brytyjczyków po zakończeniu wojny, ale ostatecznie puszczono go wolno. Dopiero sąd w Niemczech skazał go w latach 70. za zbrodnie wojenne. Kalejs zaprzecza oskarżeniom. Wcześniej deportowano go z USA i Kanady. Na deportację z Wielkiej Brytanii nie czekał, odleciał do Australii. Ostatnio na biurko szefa brytyjskiego MSZ trafiła sprawa 78-letniego Austriaka Alexandra Schweidlera. Według doniesień, był on strażnikiem w obozie koncentracyjnym Mauthausen, gdzie zamordowano ponad 80 tys. ludzi. Po wstępnym śledztwie prokuratura postanowiła nie wnosić sprawy do sądu, ponieważ nie ma pewności, że zapadnie wyrok skazujący. Schweidler mieszka w spółdzielczym bloku w Milton Keynes. W 1964 r. otrzymał brytyjskie obywatelstwo, pobiera państwową emeryturę. Sąsiedzi uważają, że powinien pójść do więzienia. On sam mówi, że nic nie wiedział o zbrodniach popełnianych w obozie. Wypadki wykrycia "dziur" w brytyjskiej sieci imigracyjnej nie ograniczają się jedynie do okresu powojennego. I dziś przedostają się przez nią ludzie oskarżani o zbrodnie wojenne. Telewizja BBC dotarła do uchodźcy z Sudanu, który w 1989 r. poddawany był torturom fizycznym i psychicznym w swoim kraju. Amputowano mu nogę. Teraz okazuje się, że w Wielkiej Brytanii mieszka sudański lekarz uczestniczący w amputacji nogi ofiary. W ramach programu łączenia rodzin zamieszkał w Wielkiej Brytanii Tarcisse Muvunyi, przed kilkoma laty dowódca oddziału odpowiedzialnego za zamordowanie tysięcy Tutsi w Ruandzie. Istnieją przypuszczenia, że na Wyspach Brytyjskich znalazło schronienie wielu byłych funkcjonariuszy reżimu wojskowego z Bangladeszu.
Rodzi się pytanie, w jakim stopniu wiarygodny jest system kontroli napływu uchodźców? Jack Straw stara się skłonić partnerów z Unii Europejskiej do ograniczenia udziału Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawach przyznawania azylu. Liczy, że w ten sposób uda mu się szybko rozpatrzyć zaległe wnioski i pokazać opinii publicznej, że Europa nie zawaha się przed podjęciem odważnych i stanowczych decyzji. Kreślone są też plany paneuropejskiej jednostki policyjnej, która zwalczałaby gangi przewoźników korzystających ze zniesienia kontroli granicznych w krajach unii. Oczywiście, wszystkie tego typu problemy dotyczyć będą również Polski, i to raczej wcześniej niż później.

Więcej możesz przeczytać w 5/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.