Lato zimą

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy nowe metody leczenia depresji zimowej przyniosą ulgę?


Jeśli w krótkie, pozbawione słońca zimowe dni jesteś przygnębiony i smutny, nic ci nie wychodzi, wszystko cię nudzi lub drażni, bez powodu wpadasz w gniew lub zachwyt - prawdopodobnie cierpisz na sezonowe zaburzenie nastroju, zwane depresją zimową. Mimo że na dolegliwość tę skarży się co dziesiąty mieszkaniec krajów rozwiniętych, lekarze nadal nie bardzo mogą im pomóc.
Zima podcina ludziom skrzydła. Tracą wówczas chęć do pracy, są rozbici. Kładą się wcześnie, późno wstają, lecz mimo to nie mają na nic ochoty. Tracą radość życia. Nie widzą sensu do tej pory satysfakcjonującej ich pracy. Nie mają ochoty nawet na seks. Mają zaś nieodparty apetyt na słodycze. Dotyczy to nawet tych, którzy nie lubią słodkości. Ze zdziwieniem stwierdzają później, że przytyli. Według danych Narodowego Instytutu Zdrowia w Marylandzie, co dziesiąta osoba z nadejściem zimy odczuwa pewną zmianę nastrojów. Dotyczy to przede wszystkim kobiet, które cztery razy częściej niż mężczyźni skarżą się na zimową depresję. Naukowcy uważają, że w wypadku 4 proc. mieszkańców krajów rozwiniętych jest ona na tyle poważna, że wymaga konsultacji specjalistów. Im dalej na północ, tym gorzej: cierpiących na nią jest więcej. Psychiatrzy szacują, że na sezonowe zaburzenia nastroju cierpi 3,5 proc. Holendrów, 4-5 proc. Polaków, 8 proc. Finów i 10 proc. Szwedów.
Zimowa depresja wywołuje najczęściej spadek zainteresowania seksem, odrętwienie, wzrost wagi. Zdaniem naukowców, są to zmiany typowe dla całego świata zwierzęcego szykującego się do zimy i nie powinny nikogo niepokoić. Kłopoty zaczynają się wówczas, gdy z powodu jej nadejścia pojawiają się poważne zaburzenia nastroju. Dolegliwości te przypominają typową depresję, z tą różnicą, że nasilają się w grudniu i styczniu, a mijają w kwietniu, kiedy dni stają się dłuższe i cieplejsze. Thomas Wehr, szef Kliniki Psychobiologii w Narodowym Instytucie Zdrowia Psychicznego w Waszyngtonie, przypomina, że dawniej człowiek był bardziej uzależniony od następstwa pór roku. "Dlaczego więc dziś, kiedy tak bardzo przeobraziliśmy środowisko, kiedy granice pór roku zacierają się, jesteśmy podatni na zmiany pogody?" - zastanawia się Thomas Wehr. Czyżby tempo życia i stawiane sobie nadmierne wymagania były bezpośrednią przyczyną splinu?
"Ciemna, mroźna zima przenika w głąb ciała aż do mózgu" - opisuje swoje odczucia pacjent dotknięty depresją. Wbrew powszechnej opinii, w tym okresie nie myślimy jednak wolniej ani nie mamy większych kłopotów z pamięcią. Do takich wniosków doszli norwescy naukowcy z uniwersytetu w Tromso, najdalej na północ położonej uczelni. W mieście tym przez dwa miesiące w roku słońce nie pojawia się w ogóle. Dyskusja nad wynikami ich badań zdominowała ubiegłoroczne obrady Brytyjskiego Towarzystwa Psychologicznego.
Kiedy piętnaście lat temu psychiatrzy po raz pierwszy opisali depresję zimową, stwierdzili, że wpływa ona niekorzystnie na pamięć i zdolność koncentracji. Dziś teza ta raczej nie znajduje potwierdzenia. Norwescy uczeni poddali swoich kolegów różnym testom sprawdzającym tempo formułowania myśli, wydolność pamięci i zdolność koncentracji. Najpierw badania przeprowadzili w grudniu, a następnie powtórzyli je w czerwcu. Ku swemu zdziwieniu stwierdzili, że większość pytanych lepiej rozwiązywała testy zimą niż latem. Psycholog Tim Brennen z uniwersytetu w Tromso nie potrafi na razie wyjaśnić, dlaczego sprawność myślenia wzrasta - a na pewno nie maleje - zimą. "Sądziliśmy, że o tej porze roku następuje pogorszenie możliwości intelektualnych człowieka. Okazało się, że byliśmy w błędzie" - przyznał na łamach "New Scientist" Tim Brennen. Svein Magnussen, psycholog z uniwersytetu w Oslo, ocenia wyniki tych badań jako bardzo zaskakujące, ale pewne. Psychiatrzy podejrzewają, że obniżenie nastroju czy depresja nie wpływają na możliwości intelektualne, lecz powodują spadek samooceny chorych. Lepsza sprawność intelektualna zimą może wynikać z mniejszej o tej porze roku liczby czynników rozpraszających uwagę. Latem działa na nas więcej zapachów, barw i dźwięków. Zdaniem Magnussena, wyniki najnowszych doświadczeń mogą pomóc chorym w pokonaniu ich dolegliwości. Dodadzą im odwagi.
Jest to na razie jedyna pocieszająca wiadomość dla osób z zimową depresją. Nadal nie ma bowiem skutecznych sposobów jej leczenia, mimo że początkowo wydawało się, iż znaleziono rozwiązanie problemów tej grupy pacjentów. Badania przeprowadzone już na początku lat 80. wskazywały jednoznacznie, że nastrój tych osób pogarsza się z nastaniem krótkich i zimnych dni. Zaczęto więc produkcję specjalnych lamp emitujących silne światło. Instalowano je w pomieszczeniach o białych ścianach, aby zwiększyć wrażenie jasności. Chorzy przebywali w nich do 45 minut codziennie lub kilka razy w tygodniu. Po serii zabiegów przeprowadzonych w różnych ośrodkach na dużej grupie pacjentów okazało się jednak, że nie wszyscy odczuwali poprawę. Najlepsze efekty przynosiła terapia przeprowadzana wczesnym rankiem. Trzy czwarte osób korzystających o tej porze z naświetlania doświadczało znacznego przypływu energii. W grupie leczonej po południu lub wieczorem poprawę odczuwało o wiele mniej chorych: niekiedy zaledwie co drugi. Specjaliści zaczęli się zastanawiać, dlaczego nie mogą pomóc tak wielu osobom, skoro przyczyna dolegliwości jest znana. Zdaniem Teodora Postolache?a, waszyngtońskiego psychiatry, organizm człowieka jest jednak bardziej złożony. Postolache uważa, że pory roku budzące nadzieję i optymizm kojarzą się nam nie tylko ze słońcem. Towarzyszą im także tysiące zapachów. Swoim pacjentom zaleca zatem aromaterapię. Odpowiednio dobrane mieszanki zapachowe mają, jego zdaniem, łagodzić skutki zimowych dolegliwości. Kłopot polega tylko na tym, że nie wiadomo na razie, jak mają być one skomponowane.
Już na początku lat 90. Postolache zwrócił uwagę na rolę, jaką w leczeniu depresji sezonowej mogą odegrać zapachy. Zauważył związek między nastrojem pacjentki (leczonej wówczas w Beth Israel Medical Center w Nowym Jorku) a otaczającymi ją aromatami. "Gdy podczas spaceru w Central Parku poczuła zapach gnijących liści, wiedziała, że będzie lepiej" - mówi Postolache. Inna pacjentka wpadała w depresję, kiedy świat zapachów stawał się dla niej niedostępny, gdy nie czuła nawet tak silnej woni, jaką wydziela organizm podczas intensywnych ćwiczeń gimnastycznych. Wiosną, kiedy zmysł powonienia zaczynał normalnie funkcjonować, mijały także objawy depresji. Zimą brakuje nam takiej stymulacji, jakiej doświadczamy latem. "Nie pachną wtedy ani kwiaty, ani liście. Powietrze ma niską wilgotność. W takich warunkach śluzówka nosa jest wysuszona, co ogranicza powonienie. Ponadto zimą częściej zdarzają się infekcje górnych dróg oddechowych, czemu towarzyszy katar. Możemy wówczas odbierać niewiele zapachów" - tłumaczy na łamach "New Scientist" Postolache. Naukowcy podejrzewają, że może to być przyczyną większej podatności na zimową depresję. Sama terapia światłem nie wystarczy zatem, aby pomóc wszystkim osobom cierpiącym na zaburzenia nastroju.
Postolache wraz z Alexandrem Neumeisterem, psychiatrą z Allgemeines Krankenhaus w Wiedniu, badania nad skutecznością aroma- terapii rozpoczął od mężczyzn, którym najbardziej dokucza spadek sprawności seksualnej. Naukowcy przygotowali spray zawierający mieszankę ludzkich feromonów. Preparat stosowany trzy razy dziennie ma nie tylko wzmocnić libido, lecz także poprawić ogólny nastrój. Celem tych zabiegów jest również odpowiedź na fundamentalne pytanie dotyczące depresji zimowej: czy odpowiednio skomponowane mieszanki zapachowe rzeczywiście mogą niwelować skutki zmiany pór roku? Część naukowców uważa bowiem, że aromaterapia nie może w tym pomóc.
Kilkunastominutowe seanse, podczas których pacjenci są naświetlani specjalnymi lampami, są traktowane dziś jak codzienna czynność - mycie zębów czy poranny prysznic. Tuż przed pójściem do pracy osoby źle znoszące zimową ciemność wstępują do specjalnych ośrodków zajmujących się takimi zabiegami. Ale fototerapia nie daje takich efektów, jakich spodziewali się chorzy. W Szwecji, gdzie zima jest wyjątkowo długa i dokuczliwa, znaleziono inny sposób radzenia sobie z sezonową depresją. Niezmiernie popularne stało się leczenie dźwiękiem. Kasety z nagranym szumem morza, śpiewem ptaków i odgłosami plaży rozchodzą się jak świeże bułeczki, mimo że kosztują 250 koron (ok. 150 zł). Dźwięki kojarzące się z karaibską plażą czy dryfowaniem żaglówką po Morzu Śródziemnym pozwalają zapomnieć o otaczających ciemnościach. I problemach.

Więcej możesz przeczytać w 6/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Autor:
Współpraca: