Kręgosłup

Dodano:   /  Zmieniono: 
We Francji Edyta Podoska spędziła pół życia na tłumaczeniu , że nie ma na świecie zdolniejszego narodu niż Polacy i dlatego trzeba z nimi budować Europę
Zdarzało mi się pisać różne artykuły, komentarze i felietony, ale nekrologicznego jeszcze nie. Ponieważ 4 listopada zmarła we Francji osoba pod rozmaitymi względami niezwykła i godna naśladowania, ale praktycznie zupełnie nieznana publicznie, pomyślałem sobie, że jeżeli ja o niej nie napiszę, to zapewne nikt tego nie zrobi, a byłoby szkoda.

Kiedy Edyta Podoska miała 84 lata, a ja chciałem zaprosić ją do nas na obiad, usłyszałem, że proponowanego dnia nie może. "Muszę się zająć moimi staruszkami" - oznajmiła, mając na myśli koleżanki wymagające pomocy i opieki. Mówiła to tonem dającym do zrozumienia, że słowo "staruszka" określa stan, w którym ona sama nie tylko się nie znajduje, ale nigdy nie będzie mogła się znaleźć, bo byłoby to równoznaczne z brakiem aktywności i skupianiem się na dolegliwościach. Jej pierwszy kontakt z lekarzem nastąpił, gdy miała ok. 80 lat. Pamiętam, że zadzwoniła wtedy i z zażenowaniem pytała, jak trzeba wypełniać formularz potrzebny do zwrotu kosztów leczenia przez ubezpieczalnię, bo nigdy przedtem nie miała go w ręce. Zażenowanie nie płynęło jednak z tego, że nie umie wypełnić rubryk, tylko z tego, że zdradziła się w ten sposób z porażką wobec choroby. Dziesięć lat później, parę miesięcy po skończeniu 90 lat, ostatecznie pokonał ją nowotwór.
Edyta Podoska żyła w rodzinie, która z dużym wyprzedzeniem ilustrowała swoimi losami potrzebę zjednoczonej Europy. Oboje rodzice byli Niemcami, ale bardzo odbiegali od stereotypów określających ten naród. Matka - Emma Ewa Umgelter - urodziła się i wychowała w Polsce. Ojciec - Otton Johannes (później Jan) Deinhardt - pracował najpierw we Włoszech, potem w Ghanie i we Francji. Z każdego z tych krajów wywiózł znajomość języka: włoskiego, angielskiego, francuskiego. Kiedy właściciel francuskiej firmy handlującej winem zapytał go, czy zna rosyjski, ze spokojem odparł: "Nie, ale nauczę się". W ten sposób znalazł się na początku stulecia w Warszawie z zadaniem zlikwidowania tamtejszej filii owej firmy, ale zamiast ją zlikwidować, postawił ją na nogi i rozwinął handel z Rosją. Niedługo potem poznał swoją przyszłą żonę, a kiedy wybuchła pierwsza wojna światowa, miał już trzyletnią córkę Edytę. Dwa lata później urodził się jej brat Karol, lecz ojca w tym czasie zesłano na Syberię, a matka wzięła dzieci i pojechała za nim, chociaż miała możliwość wyjazdu przez Szwecję do Niemiec. Po ponad trzech latach pobytu na Syberii cała rodzina wróciła do Warszawy i do firmy.

Każda śmierć jest bolesna. Nieznośna staje się wtedy, gdy zabiera ludzi
o gorącym sercu



W październiku 1937 r. Edyta Deinhardt wyszła za Stanisława Podoskiego i znalazła się tym samym w rodzinie, która ją zachwyciła i zachwycać nie przestała przez całe życie, chociaż gdyby miała odrobinę mniej poczucia humoru, mogłaby uznać swoje w niej początki za pasmo tortur. "Czy mogę prosić o cukier?" - zapytała grzecznie w czasie pierwszej wizyty. "Możesz" - odpowiedziało chórem liczne rodzeństwo przyszłego męża i dalej spokojnie piło herbatę. "Hm..." - ciągnęła po chwili krępującego milczenia Edyta - "No to poproszę o cukier". "No to poproś" - odrzekło triumfalnie rodzeństwo. Ktoś zwyczajny by się załamał, ale Edyta zwyczajna nie była, a załamać jej nie zdołały nawet dużo bardziej ponure żarty, jakie zgotowało jej życie.
Jej mąż z błogosławieństwem MSZ i z obiecującymi wynikami pracował nad otwarciem dla Polski rynków afrykańskich. Wybuch drugiej wojny zastał Edytę w drodze z Ghany do Polski, bo lekarze powiedzieli jej, że jeśli chce mieć dzieci, to lepiej opuścić tropiki. Stanisław został w Ghanie. Na wiadomość o wojnie chciał natychmiast lecieć do Polski, ale Anglicy zarekwirowali wszystkie samoloty na cele wojskowe, więc popłynął statkiem. 17 września dotarł do Hawru. Widział się przelotnie z żoną, która też dopłynęła tylko do Francji. Na przedzieranie się do Polski było już za późno, pojechał więc do Bretanii, gdzie tworzono dwie polskie dywizje. Tylko jedna z nich zdążyła wziąć udział w walkach; on był właśnie w niej. Został zastrzelony w Ardenach podczas próby ucieczki z konwoju jeńców. Edyta szukała go - a potem jego grobu - bezskutecznie. Grób znalazła dopiero po wojnie. Edyta wróciła do Polski, przeszła przez powstanie warszawskie, obóz w Austrii i przedarcie się na stronę zachodnią z powrotem do Francji. Tam spędziła pół życia na tłumaczeniu Francuzom, że nie ma na świecie zdolniejszego narodu niż Polacy i dlatego trzeba z nimi budować Europę. Nigdy nie wystąpiła o francuskie obywatelstwo, a w 1989 r. po raz pierwszy postawiła stopę w ambasadzie PRL, by - legitymując się paszportem z orłem w koronie - oddać w wyborach głos na "Solidarność".
Czy była Polką, czy Niemką? Dobrze, że nie może tego przeczytać, bo oberwałoby mi się za samo pytanie. Była polską Europejką, która wiedziała, gdzie jest dobro, a gdzie zło. Dzięki niej łatwiej zrozumieć, co te słowa - dobro, zło, Europejczyk - naprawdę znaczą. Każda śmierć jest bolesna. Nieznośna staje się wtedy, kiedy zabiera ludzi o otwartej głowie, gorącym sercu i twardym kręgosłupie.

Więcej możesz przeczytać w 47/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.