Odpieprzcie się od Euro?

Odpieprzcie się od Euro?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rodzimi komentatorzy prasowi, politycy i znawcy spraw ukraińskich niemal jednogłośnie uznali płynące z Europy wezwania do bojkotu Euro 2012 na  Ukrainie za zbędne i szkodliwe. Zadziwiająca jest ta jednomyślność; wyłamał się z niej jedynie, przykro to przyznać, Jarosław Kaczyński. Słyszymy opowieści o zepsutym piłkarskim święcie, ubolewania nad skutkami nieudanych mistrzostw dla stosunków polsko-ukraińskich oraz dla  tamtejszej demokracji. Nie słyszymy tylko ukraińskich demokratów. Ich nikt nie pyta o zdanie.

Pobrzmiewa za to znajoma nuta twierdzeń o  niemieckiej perfidii. Ponoć Niemcom jest na rękę storpedowanie mistrzostw, zantagonizowanie reżimu Janukowycza z Europą i zepchnięcie Ukrainy do rosyjskiej strefy wpływów. Tymczasem – jak twierdzą znawcy znad Wisły – wzorowo przeprowadzone mistrzostwa Europy w piłce nożnej, z  udziałem liderów demokratycznych państw, obściskujących się z  prezydentem Janukowyczem przyczynią się do wzmocnienia ukraińskiej demokracji.

Cóż, ciekawie byłoby się dowiedzieć, co o tym sądzą ukraińscy demokraci. Ale ich nikt nie pyta o zdanie. I nic dziwnego. Musieliby nam powiedzieć parę gorzkich słów. O tym, że to Polska od  dwóch lat najgorliwiej wynajduje kolejne alibi dla reżimu Janukowycza, który traktuje nas jak pożytecznych idiotów. Że to Polacy, nieraz ci sami, którzy przed ośmiu laty, podczas pomarańczowej rewolucji, wołali „Razom nas bahato" (czy wszyscy pamiętają, co to znaczy, czy już trzeba tłumaczyć?) – teraz sprawiają wrażenie, jakby woleli autorytarne rządy Janukowycza od demokratycznych rządów „banderowców”. Bo Ukraińcy na nic lepszego nie zasługują.

Polskie media, unurzane po łokcie w fetowaniu „piłkarskiego święta", kreują taką wizję świata, w której większym problemem ma być stan demokracji na Litwie czy na Węgrzech – niż na  Ukrainie. Niemal codziennie czytamy doniesienia o antypolskich posunięciach władz litewskich. Nikt jakoś nie interesuje się warunkami, w jakich żyją Polacy na Ukrainie. Pouczamy Wilno – a dlaczego nie Kijów? Otóż wiadomo dlaczego. Widmo krąży nad Polską. Widmo podłej, dwulicowej Realpolitik.

Tak wiele zainwestowaliśmy czasu i pieniędzy (podatników) w  przygotowanie Euro 2012, tak wiele ubiliśmy piany, wmawiając sobie, jakie to wynikną z tego finansowe, sportowe i geopolityczne korzyści, że  teraz niektórzy z nas – celują w tym dziennikarze telewizyjni – użalają się nawet nad ukraińskimi kibicami – że niby w razie bojkotu stracą piłkarskie święto.

Cóż za żałosna hipokryzja! Nie słyszałem jakoś, by  ktoś użalał się nad kibicami hokeja z Białorusi, gdy z Europy dobiegły głosy o możliwym bojkocie mistrzostw świata w Mińsku w 2014 roku. Tymczasem akurat prezydent Łukaszenka bez hokeja żyć nie może. Jak usłyszał plotki o bojkocie, to zaraz ułaskawił kilku więźniów politycznych. Niestety, prezydentowi Janukowyczowi najwyraźniej futbol zwisa kalafiorem, on, zdaje się, w młodości uprawiał inne sporty, dlatego przyplątał mu się ten wyrok za rozbój, no i za gwałt zbiorowy, ale to było dawno, i wszystko z nudów, jak to na osiedlu, Wysoki Sądzie.

Kurica nie ptica, Białoruś nie Ukraina – powiedzą amatorzy Realpolitik. Jasne, ale jak długo jeszcze? Podczas gdy były kandydat na stanowisko prezydenta Białorusi Andrej Sannikau dopiero co wyszedł na wolność, przywódczyni największej partii opozycyjnej na Ukrainie Julia Tymoszenko na pół roku przed wyborami nie tylko wciąż przebywa w więzieniu, ale  jeszcze ostatnio poślizgnęła się na mydle. Tak, wiem – została skazana za podpisanie niekorzystnej dla kraju umowy gazowej z Rosją. Przepraszam, ale gdyby za takie rzeczy wsadzać do kicia w Polsce, za  kratami siedzieliby już niejeden nasz premier, wicepremieri minister.

Przez ostatnie dwa lata polska dyplomacja cyzelowała bite tysiąc stron umowy o wolnym handlu z krajem, w którym nie ma nawet wolności słowa – a  o tym, czy odbędą się jeszcze wolne wybory, przekonamy się już za pół roku. Od pięciu lat nie mówimy o budowie społeczeństwa obywatelskiego na  Ukrainie, tylko o budowie stadionów. A są, i owszem, pojemne. Oby nie  przydały się jeszcze do innych celów.

Pytam – co zrobi Warszawa, gdy reżim Janukowycza znów sfałszuje wybory? Machniemy ręką, bo to już będzie po Euro? Czy może udzielimy azylu prześladowanym ukraińskim politykom, tak jak to robi już teraz rząd w Pradze? A może najpierw będziemy sprawdzać, każdego po kolei, czy aby nie pochwalił kiedyś Stepana Bandery. A wtedy odeślemy takiego „faszystę" ciupasem do Kijowa?

Broniąc Euro 2012 na Ukrainie przed bojkotem ze strony europejskich polityków, bronimy złej sprawy. Dowodzimy, że doraźny interes znaczy dla  nas więcej niż zasady. Zarzucamy hipokryzję Zachodowi, ale to Zachód mógłby się jej od nas nauczyć.

Autor jest pisarzem i niezależnym publicystą

Więcej możesz przeczytać w 19/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.