Dwie potężne siostry

Dwie potężne siostry

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wrogami dobrej polityki gospodarczej są grupy nacisku oraz niewiedza lub - co gorsza - błędna wiedza na temat rozwoju ekonomicznego
Kraje biedniejsze potrzebują rozwoju jak powietrza - bez niego zawsze będą tkwić w biedzie. Szybki awans materialny z pozycji biedy jest możliwy, dowodzą tego przykłady krajów dziś bogatych, a niegdyś bardzo biednych, takich jak Japonia, Finlandia, Irlandia, Tajwan, Korea Południowa. O wiele więcej jest jednak krajów, które są biedne i nie wychodzą z biedy. Dlaczego jedne kraje awansują, a inne, liczniejsze, nie nadrabiają dystansu w poziomie życia swoich mieszkańców?
Nie da się tego zróżnicowania wyników gospodarczych przypisać głównie siłom zewnętrznym. Większość okoliczności zewnętrznych jest wspólna dla wszystkich państw; chodzi tu o tendencje w rozwoju światowej techniki czy stan gospodarki światowej. Kraje silniej dotknięte zewnętrznymi wstrząsami gospodarczymi niekiedy szybciej wychodzą z opresji niż te, które mniej ucierpiały.
Przyczyn istnienia lub braku szybkiego rozwoju należy więc szukać wewnątrz poszczególnych krajów. Głównym, bardzo potężnym czynnikiem różnicującym ich wyniki są różnice w jakości polityki gospodarczej.
Jedne państwa prowadzą politykę zdrowych finansów publicznych, niskich i prostych podatków, bezpiecznego systemu bankowego, oddzielania sfery przedsiębiorstw od bieżącej polityki, jasnych i jednolitych warunków gospodarowania. Takie kraje poprawiają warunki życia swoich mieszkańców i są zwykle odporne na kryzys, czyli załamanie gospodarczego wzrostu. Więcej jest jednak krajów, w których narusza się co najmniej niektóre fundamenty zdrowego i szybkiego rozwoju. Częstą sytuacją są deficyty w finansach publicznych, prowadzące do załamania krajowej waluty, a następnie do wybuchu inflacji i recesji. Ostatnie przykłady to Rosja i Brazylia. Nie brak także "niebezpiecznych związków" między sferą polityki a krajowymi bankami i przedsiębiorstwami. Przyczynia się to do kumulacji umotywowanych politycznie, a błędnych gospodarczo decyzji i w efekcie do narastania niespłacalnych długów w bankach i nadmiernego zadłużenia przedsiębiorstw za granicą. Takie zjawiska wystąpiły ostatnio m.in. w Japonii, Korei Południowej i Indonezji.
Jak to się dzieje, że choć społeczeństwa potrzebują rozwoju jak powietrza, to zła polityka gospodarcza częściej się przebija niż dobra i w efekcie powolny rozwój lub wręcz kryzys są częstszym zjawiskiem niż szybki awans materialny społeczeństw?
Otóż zła polityka gospodarcza ma dwie potężne siostry: 1) grupy nacisku (interesu) oraz 2) niewiedzę lub - co gorsza - błędną wiedzę na temat rozwoju gospodarki. Jeśli zwolennicy rozwoju w danym kraju nie zmobilizują się do działań politycznych, to owe dwie wielkie siostry przeważają i w rezultacie spychają politykę gospodarczą na zły tor. Jak uczy doświadczenie, taki brak mobilizacji jest, niestety, częstym zjawiskiem i dlatego tak mało jest krajów, które rozwijają się szybko i nieprzerwanie. Szczególnie zła sytuacja panuje w świecie posocjalistycznym, gdzie dwie siostry złej polityki gospodarczej są szczególnie potężne, a skłonność do politycznej mobilizacji zwolenników rozwoju jest szczególnie mała. Potencjalni zwolennicy polityki rozwoju cierpią tam - właśnie wtedy, gdy trzeba działać! - na chorobę "apolityczności" lub wręcz z dumą obnoszą się ze swoją awersją do "brudnej" polityki. W praktyce oznacza to, że zostawiają wolne pole do działania dwóm potężnym siostrom polityki zastoju i kryzysu. Nic więc dziwnego, że większość krajów posocjalistycznych ma obecnie niższy poziom życia niż dziesięć lat temu i ponure perspektywy. Popatrzmy na Rosję, Ukrainę, Białoruś, Rumunię. Polska jest jedynym większym krajem świata posocjalistycznego, w którym poziom PKB jest wyraźnie wyższy niż dziesięć lat temu i który nie przeżywał załamania gospodarki w trakcie transformacji. Ale i u nas polityka rozwoju ciągle jest celem ataku dwóch potężnych sióstr, a ostatnio to natarcie się wzmogło. I to akurat wtedy, gdy wokół nas jest tyle przykładów skutków złej polityki gospodarczej i gdy tak komplikują się zewnętrzne warunki naszego działania.
Racją bytu grup nacisku jest forsowanie ekonomicznych interesów swoich członków. Silna grupa nacisku nie musi być liczna. Przeciwnie - perspektywa dużej wywalczonej korzyści materialnej przy małej liczebności grupy obiecuje duże profity w przeliczeniu na członka i w efekcie dostarcza grupie potężnej motywacji. Przykładem małej agresywnej grupy nacisku jest w Polsce Związek Zawodowy Anestezjologów.
Grupami nacisku są generalnie związki zawodowe, szczególnie branżowe. Teoria i praktyka pokazują, że często forsują one takie podwyżki płac (albo przywileje emerytalne), które - poprzez pogorszenie warunków działania przedsiębiorstw - rodzą bezrobocie. A na kogo ono spada? Głównie na ludzi nie zrzeszonych w związkach zawodowych, czyli przede wszystkim ludzi młodych, którzy dopiero wstępują na rynek pracy.
Trzeba dodać, że są kraje, w których ogólnokrajowe centrale związkowe są silne i rozumieją, że wzrost zatrudnienia i spadek bezrobocia wymagają reform zwiększających wydajność pracy i konkurencyjność przedsiębiorstw oraz umiarkowania płacowego. Takim rzadkim przykładem jest Austria.
Nie należy mylić społeczeństwa z poszczególnymi grupami nacisku. Społeczeństwo nie jest też sumą zwalczających się grup nacisku. Interes społeczny - albo inaczej: dobro wspólne - wymaga, aby w obronie prawa i rozwoju przeciwstawiać się agresywnym grupom nacisku. Na tym polega podstawowy obowiązek władzy państwowej. Uległość wobec agresywnych grup nacisku nie powinna być traktowana jako wyraz "wrażliwości społecznej", lecz jako zaniedbywanie interesu społecznego. Jeszcze gorszym przewinieniem wobec dobra wspólnego, jakie może popełnić przedstawiciel władzy państwowej, jest wzmacnianie "resortowych" grup nacisku po to, aby się nimi posłużyć w walce politycznej i w walce o pieniądze podatników. Obserwuję to gorszące zjawisko w polskiej praktyce politycznej.
Grupy nacisku - pierwsza potężna siostra złej polityki gospodarczej - ściśle współdziałają z drugą siostrą, a mianowicie niewiedzą albo złą wiedzą ekonomiczną. Taki stan świadomości ułatwia lub wręcz napędza działalność grup nacisku. Rozpowszechnionym mitem jest na przykład to, że rozwój zależy od wydatków budżetowych bez pokrycia (czyli od deficytu budżetu). W rezultacie budżet określa się jako "dobry", jeśli zawiera dużo tych wydatków, a jako "zły" lub "trudny", "restrykcyjny", jeśli ich zawiera mało. Takie przekonanie sprzyja oczywiście ekspansji roszczeniowych grup. Tymczasem - według powyższych kryte- riów - "dobry" budżet ma Rosja, gdzie nastąpiło głębokie załamanie, a "zły" budżet ma Polska, która próbuje się uodpornić na kryzys.
Innym pospolitym poglądem jest to, że do rozwiązania każdego konkretnego problemu (np. bezrobocia, mieszkalnictwa, niedostatecznych dochodów na wsi itp.) potrzebne są głównie specjalne, bezpośrednie interwencje państwa (roboty publiczne, ulgi mieszkaniowe czy podbijanie cen żywności). Takie przekonanie sprzyja forsowaniu rozmaitych odcinkowych polityk, które tworzą niespójną całość, rodzą szarą strefę i korupcję oraz blokują właściwe rozwiązania w postaci zdrowych, jednolitych fundamentów rozwoju.
Działanie dwóch potężnych sióstr złej polityki gospodarczej sprawia, że o szybki rozwój gospodarczy trzeba pokojowo walczyć, a walka ta nigdy się nie kończy. Dotyczy to z całą mocą Polski, która do tej pory nie dała się zepchnąć z drogi rozwoju, choć straciła sporo czasu, na przykład w dziedzinie prywatyzacji, uzdrawiania finansów publicznych, reformy podatków czy reformy instytucji rynku pracy. W tych dziedzinach musimy szybko poprawić naszą politykę gospodarczą, aby w trudniejszych warunkach międzynarodowych móc się szybko rozwijać. Czy zwolennicy rozwoju zrozumieją, że wymaga to od nich zdecydowanego politycznego zaangażowania?
Więcej możesz przeczytać w 7/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.