Historia namiętności

Historia namiętności

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z JERZYM HOFFMANEM
Monika Paluszkiewicz: - Czy Sienkiewicz sprawdził się jako scenarzysta?
Jerzy Hoffman: - Ekranizacji należy dokonywać ostrożnie, ale i umiejętnie. Nasze zadanie było o tyle łatwiejsze, że Sienkiewicz potrafił myśleć obrazowo, a także umiał stworzyć barwnych, "żywych" bohaterów. Dziś byłby wspaniałym scenarzystą.
- Niektórzy literaturoznawcy uważają Sienkiewicza za infantylnego, wręcz prostackiego twórcę powieści popularnych. Porównują go z ambitnym - ich zdaniem - Prusem.
- Sądzę, że wszystkie zarzuty pod adresem Sienkiewicza biorą się stąd, iż my nie lubimy i krytykujemy ludzi sukcesu. Sienkiewicz był w swoim czasie najbardziej popularnym i najchętniej czytanym autorem w Polsce. Dostał Nagrodę Nobla, był tłumaczony na wiele języków, ekranizowano jego powieści. Tego nie chciano mu wybaczyć i dlatego wielu interpretatorów twierdzi, że był infantylny czy prostacki. Moim zdaniem, infantylni są właśnie tacy interpretatorzy. To przecież właśnie na Sienkiewiczu wychowywały się całe pokolenia i to nie tylko Polaków. Generał George Catlett Marshall i prezydent David Dwight Eisenhower przyznali, że to właśnie "Trylogia" Henryka Sienkiewicza zdecydowała o kierunku ich kariery zawodowej.
- Już Prus zarzucał Sienkiewiczowi zbyt lekkie traktowanie historii. Pan podkreślał wielokrotnie, że w "Ogniem i mieczem" starał się obiektywnie przedstawić historyczne racje stron konfliktu. Czy dzięki temu istnieje szansa, że film nie wzburzy Ukraińców? Może nawet porzucą przeświadczenie, że byłoby lepiej, gdyby powieść "Ogniem i mieczem" nigdy nie powstała?
- Od początku zwracaliśmy uwagę na ten problem. Przecież wcześniej dotacje na ten film cofano w obawie przed zaognieniem stosunków polsko-ukraińskich. W "Ogniem i mieczem" Chmielnickiego gra Bohdan Stupka, który przez wielu swoich rodaków został oskarżony o to, że "sprzedał się Polakom za zielone". Ten film nie jest dla oszołomów ani znad Dniepru, ani znad Wisły. "Ogniem i mieczem" jest dla ludzi myślących. Przedstawia tragiczny okres - początek końca Rzeczypospolitej. Sienkiewiczowi najczęściej zarzuca się, że najchętniej i najobszerniej pokazywał bitwy dla Polaków zwycięskie, natomiast z daleka i wybiórczo - nasze klęski. Ja starałem się zwrócić uwagę na inne aspekty - na to, że te właśnie konflikty przyczyniły się do późniejszego upadku naszego państwa. Filmowa opowieść "Ogniem i mieczem" zaczyna się od czytanego zza kadru wprowadzenia o dziwnym roku 1647, w "którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia". Film zamykam ostatnim akapitem z powieści, kończącym się słowami: "Nienawiść wrosła w serca i zatruła krew pobratymczą - i żadne usta nie mówiły: ťChwała na wysokościach Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woliŤ". Od siebie dodałem tylko jedno zdanie: "150 lat później Katarzyna II, caryca Rosji, podbiła Chanat Krymski, zlikwidowała Sicz Zaporoską i walnie przyczyniła się do upadku Rzeczypospolitej". Już zresztą w scenie uczty u Chmielnickiego świadomie umieściłem wśród ucztujących trzech bojarów, którzy uważnie się wszystkiemu przyglądają. Poza tym dla mnie w "Ogniem i mieczem" historia stanowiła tło. Kamera przede wszystkim podąża tropem głównych bohaterów. To film o wielkich ludzkich namiętnościach - miłości, nienawiści, zazdrości, żądzy władzy. Bardzo chciałbym, aby Ukraińcy obejrzeli ten film. Wiem już, że zostanie pokazany na festiwalu filmowym w Kijowie.
- Czy pana film będzie "Sienkiewiczem współczesnym", "wideoklipem z "Trylogii"?
- Realizując ten film, miałem świadomość, że zmienił się widz i czytelnik, chociaż "Trylogia" jest ciągle najczęściej wypożyczaną książką w polskich bibliotekach. "Ogniem i mieczem" różni się na pewno od filmowych wersji "Pana Wołodyjowskiego" i "Potopu", ponieważ inne jest tempo akcji i narracja. Często przytaczam takie porównanie: "Pan Wołodyjowski" robiony był stępa, "Potop" - kłusem, zatem "Ogniem i mieczem" musiało być zrealizowane w galopie. Korzystałem z większości zdobyczy współczesnego kina i techniki, która temu kinu służy. Przy montażu zatrudniłem dwóch młodych ludzi, którzy podsuwali mi bardzo śmiałe pomysły. Nie zabraknie też efektów specjalnych. Niezbędne okazały się również zdjęcia wykonywane komputerowo. Na przykład w kadrach ze Zbaraża "dorysowane" zostały budynki miasta, komputerowo zmultiplikowano też armie. Musiałem także skondensować dialogi. Z uwagi na młodych widzów usunąłem łacińskie zwroty, ponieważ należę chyba do ostatniego pokolenia, które uczyło się łaciny. Prawo perorowania pozostawiłem jednej postaci - Zagłobie.
Więcej możesz przeczytać w 7/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.