EUROPA na ZASIŁKU

Dodano:   /  Zmieniono: 
Unię Europejską zżera rak państwa socjalnego
Średni koszt pracy robotnika przemysłowego w krajach Unii Europejskiej dochodzi do 30 dolarów za godzinę, podczas gdy w Stanach Zjednoczonych wynosi niecałe 20 dolarów. Podatki i składki płacone przez pracodawców przekraczają 90 proc. płacy (we Włoszech stanowią 102 proc.) - w USA wynoszą 38 proc. Dotowana przez państwa UE energia elektryczna jest o 47 proc. droższa niż w Stanach Zjednoczonych, koszty transportu drogowego są o 40 proc. wyższe, transport kolejowy kosztuje trzy razy więcej, zaś paliwo jest prawie trzykrotnie droższe. Niemcy pracują w ciągu roku o ponad 500 godzin krócej niż Amerykanie, Francuzi - o 400 godzin krócej. Dotacje stanowią 43 proc. ceny produktów rolnych (w 1993 r. - aż 58,7 proc.), a 70 proc. produkcji rolnej unii ma zapewnione gwarancje cen i zbytu. Dotowane są także budownictwo, górnictwo, hutnictwo, energetyka, przemysł paliwowy, transport i telekomunikacja. Kiedy Europę zżera rak państwa socjalnego, niemal trzy czwarte liczących się sił politycznych w Polsce chciałaby realizacji u nas tego samego modelu "rozwoju". Lekarstwem na strajki rolników, lekarzy, nauczycieli i górników ma być wzrost dotacji i wydatków socjalnych - nawet kosztem deficytu budżetowego i załamania wzrostu gospodarczego.

Co gorsza, "socjalistyczna" Europa wcale nie zamierza ograniczać samobójczej polityki subwencji i wydatków socjalnych, przeciwnie - w najbliższych latach należy się raczej spodziewać rozbudowy polityki socjalnej, gdyż centrolewica przejęła władzę w 13 z 15 krajów unii. Zanim socjaldemokraci wygrali w ubiegłym roku wybory w Niemczech, Oskar Lafontaine, szef partii, przysięgał, że nie będzie żadnej "amerykanizacji stosunków społecznych w Niemczech", że nie dopuści do "demontażu państwa socjalnego" i wprowadzenia "nieludzkiego neoliberalizmu". SPD obiecała podwyżkę emerytur, dodatków rodzinnych, zasiłków zdrowotnych, dodatków na lekarstwa, wypłat dla pracowników budownictwa za zimowe przestoje oraz ochronę przed wypowiedzeniem. Socjaldemokraci twierdzili, że Helmut Kohl nie był "ojcem zjednoczenia", lecz "ojcem bezrobocia, długów i biedy", demontującym państwo opiekuńcze. SPD obiecała przywrócić świetność państwa opiekuńczego. Wygrała wybory, lecz skutki pierwszych poczynań rządu Gerharda Schrödera okazały się porażające: na początku stycznia Niemiecki Instytut Gospodarki zapowiedział, że wzrost gospodarczy spadnie do 1,4 proc. PKB. Z kolei Federalny Urząd Pracy ogłosił, że w ostatnich dwóch miesiącach liczba bezrobotnych zwiększyła się o pół miliona.
Utrzymywanie państwa socjalnego oznacza ogromne wydatki sektora publicznego. W rekordowym 1992 r. szwedzki sektor publiczny pochłaniał 71 proc. PKB, fiński - 62 proc. Te wydatki pokrywano, emitując obligacje rządowe, przez co dług wewnętrzny Szwecji sięgnął 83 proc. PKB, a deficyt budżetowy - 13 proc. PKB. Wnioski płynące z tych doświadczeń są oczywiste, także dla Polski. - Na długookresowy wzrost gospodarczy w żadnym wypadku nie może liczyć kraj, który - tak jak Polska - rozdysponowuje poprzez budżet połowę dochodu narodowego. Filozofia życia z ręką w kieszeni państwa jest dla nas za droga i im szybciej to sobie uzmysłowimy, tym lepiej - przekonuje prof. Jan Winiecki, ekonomista z Uniwersytetu Viadrina.
Karykaturalny model państwa socjalnego, niezdolnego do skutecznego konkurowania na światowych rynkach z gospodarkami Stanów Zjednoczonych, krajów basenu Pacyfiku, a nawet niektórych państw Ameryki Południowej, Europa kształtowała długo i wytrwale. Długo, bo aż do chwili obecnej, nie potrafiła też przekroczyć ograniczeń cywilizacji przemysłowej. Więcej, Europa nadal tkwi w epoce industrialnej, podczas gdy Ameryka i niektóre kraje Dalekiego Wschodu przeskoczyły już w epokę informatyczną - duża część dochodu narodowego (25-35 proc.) powstaje ze sprzedaży know-how (przykładem Microsoft, który "z niczego" stał się giełdowym gigantem wartym 270 mld USD). To w USA, nie w Europie, powstaje ponad 80 proc. nowoczesnych technologii i wynalazków, prowadzi się wszystkie najważniejsze badania podstawowe.
Rynek praktycznie przestał sterować gospodarkami państw europejskich już w pod koniec lat 50.; triumfy święciła wówczas idea państwa dobrobytu. Najdalej od mechanizmów wolnego rynku odsunięto europejskie rolnictwo: państwa ustalały ceny minimalne i gwarantowały nieograniczony zbyt tzw. produktów kluczowych (zbóż, mleka, mięsa, cukru, owoców, warzyw, a nawet wina), prowadziły zakupy interwencyjne, przyznawały subwencje, stosowały protekcjonizm wobec importu z krajów trzecich. Jeszcze teraz czwarta część produktów rolnych UE chroniona jest przed zewnętrzną konkurencją.
Okazuje się przy tym, że subwencje i dopłaty często przynoszą więcej szkód niż pożytku. Mimo że w latach 1994-1995 w Niemczech dotacje do budownictwa mieszkaniowego pochłonęły aż 100 mld marek, liczba właścicieli mieszkań pozostała taka sama jak w 1993 r., czyli przed wprowadzeniem subwencjonowania budownictwa. Dopłaty zasiliły kieszenie inwestorów, a ceny mieszkań nie obniżyły się ani o markę. Już w latach 70. wprowadzono wprawdzie zakaz stosowania subwencji w wielu dziedzinach wytwórczości, na przykład w przemyśle stalowym, rządy nagminnie łamały reguły i ustanawiały dotacje. Po 1980 r. subwencje w zasadzie zalegalizowano: europejska polityka gospodarcza oddaliła się od liberalizmu ku protekcjonizmowi i interwencji państwa. Kiedy Stany Zjednoczone - od Ronalda Reagana po Billa Clintona - na całej linii odchodziły od państwa socjalnego, Europa brnęła w jego umacnianie. W krajach unii w jakimś sensie przyznano rację Leninowi, gdy pod koniec 1922 r. przypisał on państwu rolę "najwyższego dowódcy gospodarki". Ale skutki tego są dla Starego Kontynentu opłakane: podczas gdy amerykańska gospodarka kwitnie, radykalnie zredukowano tam deficyt budżetowy, a bezrobocie jest najniższe od 50 lat (4,5 proc.), Europa zastanawia się, jak sprostać konkurencji, zmniejszyć bezrobocie choćby do 10 proc. i skąd wziąć środki na emerytury.
Friedrich von Hayek, klasyk liberalizmu, już dawno temu stwierdził, że "państwowe usiłowania redystrybucji dochodu poprzez ulgi, dotacje i manipulowanie podatkami są niesprawiedliwe, a w ostateczności prowadzą do totalitaryzmu". Potwierdza to prof. Ralph Raico z uniwersytetu w Buffalo: "Jest mitem, iż państwo dobrobytu wprowadzono po to, by rozwiązać społeczne problemy. Otto von Bismarck zbudował w latach 80. XIX w. podwaliny państwa socjalnego po to, by skumulować w swoich, czyli państwa, rękach, większą władzę. Ewidentną konsekwencją tej polityki było dojście Hitlera do władzy".
Historycy nie mają wątpliwości: III Rzesza była dla Niemców ucieleśnieniem państwa dobrobytu, z szerokimi przywilejami socjalnymi dla ogromnej większości obywateli. Państwo wzięło na siebie obowiązek troszczenia się o losy jednostek. Europa przejęła te pomysły i już od kilkudziesięciu lat nie wie, jak się od tej spuścizny odciąć. W Polsce partie ludowe i lewicowe robią tymczasem wszystko, by państwo nadal było "najwyższym dowódcą gospodarki". - Wszystkie rozwiązania nakładające na państwo odpowiedzialność za los obywatela, niezależnie od tego, w jakiej jest kondycji i czy ma w ogóle ochotę do pracy, są nie do przyjęcia. Europa chce odejść od takiego modelu państwa. Dyskusje na ten temat nasilają się zwłaszcza we Francji i Niemczech - przestrzega Andrzej Olechowski, były szef resortów spraw zagranicznych i finansów. W Niemczech sektor publiczny zatrudnia 20 proc. pracujących, lecz pochłania aż 60 proc. budżetu. Głównie po to, by "sprawiedliwie" podzielić pozostałą część budżetu.


Janusz Lewandowski poseł Unii Wolności, były minister przekształceń własnościowych
Politycy Starego Kontynentu są świadomi, że zabezpieczenia socjalne rozbudowywane od zakończenia II wojny światowej poważnie obniżają konkurencyjność Europy w stosunku do USA i państw basenu Pacyfiku. Nie wiedzą tylko, jak się z tych gwarancji wycofać. Za każdym razem, gdy we Francji, Wielkiej Brytanii czy Szwecji politycy próbują ograniczyć państwo socjalne i dążą do zwiększenia konkurencyjności gospodarki, ponoszą klęskę w wyborach. To błędne koło. Tymczasem koszty pracy w Europie rosną, a społeczeństwa się starzeją. Beneficjantów systemu zabezpieczeń socjalnych przybywa, a przy tym chętnie głosują oni na lewicę, bo ta wiele obiecuje. To swoista lekcja dla Polski: nie możemy w całości przyjmować Europejskiej Karty Socjalnej, bo jeśli ledwie radzą sobie z nią gospodarki Zachodu, dla nas oznacza ona zobowiązania absolutnie ponad stan. Już teraz zabezpieczenia socjalne pochłaniają 20 proc. polskiego PKB. Jesteśmy więc krajem socjalnym, choć nie wierzą w to emeryci i renciści. Polska nie może sobie pozwolić na blokowanie rozwoju poprzez rozrost sfery przywilejów pracowniczych. Musimy zwiększać konkurencyjność i obniżać koszty pracy. Jeśli pójdziemy drogą krajów UE, zniszczymy małą i średnią przedsiębiorczość. Będziemy wówczas dreptać w miejscu, gdyż zabezpieczenia socjalne pochłoną środki, które mogłyby być przeznaczone na postęp technologiczny, poprawę jakości polskich towarów i wspieranie ekspansji naszego eksportu.


Paradoksem jest to, że idee państwa dobrobytu z wielkim zapałem rozwijały nie rządy lewicowe, lecz prawicowe: McMillana w Wielkiej Brytanii, Adenauera w Niemczech, de Gaulle?a we Francji, Nixona w USA. Mielizny tej koncepcji zaczęły być widoczne już pod koniec lat 60. Zadecydowały o tym przede wszystkim czynniki demograficzne: wzrost liczby ludzi w starszym wieku, uzależnionych od pomocy państwa. W raporcie Międzynarodowej Organizacji Pracy z 1996 r. stwierdzono, że emerytury i renty stanowiły wówczas 25 proc. wydatków państwa, podczas gdy 25 lat wcześniej były o połowę niższe. Z tego głównie powodu większość państw zastosowała cięcia w wydatkach socjalnych na skalę, o której ze względów politycznych trudno byłoby myśleć jeszcze kilkanaście lat temu. - Unia Europejska reformuje się po to, by nie stać się gigantycznym hamulcowym światowej gospodarki. Odchodzi więc od starych rozwiązań, wymyślonych przez europejskich socjalistów w latach 60. - mówi Jan Krzysztof Bielecki, były premier RP.

Kierunek: wschód Obserwowana w ostatnich tygodniach walka o rosyjski rynek żywnościowy pokazuje, jak obowiązujący w Unii Europejskiej system dopłat i subwencji niszczy wolny handel. Czy możemy konkurować z unią na rynkach wschodnich, gdy jej budżet dopłaca do każdej wyjeżdżającej do Rosji tony wieprzowiny aż 700 euro? Piętnastka przeznaczyła na ten cel 400 mln euro. Na szczęście taka sytuacja nie potrwa długo. Unia będzie musiała znacznie ograniczyć dopłaty, co wynika z założeń programu Agenda 2000, wyznaczającego obniżanie subwencji, poczynając od 2000 r. Zdaniem Jana Małkowskiego z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, w dłuższym okresie Polsce opłaca się podjąć rywalizację na wschodnich rynkach. Rosjanie preferują bowiem nasze wyroby, które zawierają więcej tłuszczu. Musimy być tylko konkurencyjni cenowo. Zniesienie przez Unię Europejską subwencji do eksportu żywności do Europy Środkowej i Wschodniej (do każdej tony wieprzowiny trafiającej na nasz rynek dopłaca się 200 euro) oznaczałoby praktycznie zaprzestanie wymiany produktów rolnych. Wyroby zza zachodniej granicy, znacznie droższe od krajowych, nie miałyby szans na wschodnich rynkach. Wtedy jednak - pod presją tamtejszych farmerów - unia sama zaprzestałaby importu. Gdyby wymiana ustała lub została znacząco ograniczona, wówczas wzrosłyby ceny żywności zarówno u nas, jak i w krajach UE. (RB)

Ale polityka odchodzenia od państwa socjalnego wywołała ogromny społeczny opór. Kiedy w 1995 r. Alain Juppé, ówczesny premier Francji, zapowiedział cięcia w wydatkach socjalnych, na ulice wyszły setki tysięcy ludzi. Jak informował wtedy "The Economist", wskutek wydatków socjalnych udział podatków w PKB Francji przekroczył granice zdrowego rozsądku: był o 6 proc. wyższy niż w Niemczech i o 13 proc. niż w Wielkiej Brytanii. Kiedy Helmut Kohl proponował obcięcie zasiłków chorobowych do 80 proc., spotkał się ze sprzeciwem związków zawodowych. Propozycje kanclerza poparły między innymi koncerny Daimler-Benz, Siemens, GM i Ford. Zaprotestowało jednak wówczas 100 tys. ludzi. "Pracodawcy weszli na minę" - stwierdził wówczas Klaus Zwickel, szef IG Metall. To właśnie ten związek zawodowy zorganizował w 1957 r. trwający 16 tygodni strajk i zmusił pracodawców do przyznania prawa do zasiłków chorobowych w wysokości 100 proc. płacy.
Na początku 1996 r. cięcia w wydatkach socjalnych zapoczątkował socjaldemokratyczny rząd Austrii. "The Economist" tak opisywał kryzys polityki socjalnej w Skandynawii: "Rachunki z tego tytułu tak szybko rosły, że przekroczyły możliwości podatników. Gdy bezrobocie wynosiło 1,5-2 proc. nie było problemu, by zasiłki dla bezrobotnych stanowiły 90 proc. płacy, lecz gdy stopa bezrobocia doszła do 20 proc. - jak w Finlandii - stało się to po prostu niemożliwe". I kraje skandynawskie zaczęły odchodzić od modelu państwa opiekuńczego, choć raz przyznane przywileje bardzo trudno jest odebrać, a nawet ograniczyć.
Klasycznym przykładem rozdęcia socjalnych funkcji państwa może być Dania. Bezpłatna jest tam opieka medyczna i szpitalna. Zasiłek chorobowy stanowi 90 proc. płacy, podobnie zasiłek dla bezrobotnych. Zasiłki (opodatkowane) otrzymują osoby, które ukończyły 67 lat - 44,5 tys. duńskich koron rocznie oraz dodatkowe świadczenia w wysokości 22,5 tys. koron. Jest tylko jeden warunek - duńskie obywatelstwo, status rezydenta lub pobyt w Danii przez 40 lat. Matce przysługują cztery tygodnie urlopu macierzyńskiego przed porodem i 24 tygodnie po rozwiązaniu. Ojciec noworodka otrzymuje natomiast dwutygodniowy urlop po porodzie. Zasiłek porodowy wynosi minimum 2556 koron tygodniowo. Rodzice otrzymują także tzw. czek dziecięcy (nie opodatkowany): 6600 koron rocznie dla dzieci w wieku 7-18 lat, 8600 - dla dzieci w wieku 3-6 lat i 9600 koron dla niemowlaków. Zasiłki te są przyznawane niezależnie od wielkości dochodów.
Europa nadal nie rozumie tego, co w Stanach Zjednoczonych uświadomiono sobie już na początku lat 80. - dotacje, subwencje i opłaty wyrównawcze nie pobudzają wzrostu gospodarczego, lecz odzwyczajają firmy od przedsiębiorczości, z kolei poprzez rozbudowane funkcje socjalne państwa wcale nie likwiduje się biedy i nierówności. Jak zauważa J. Bradford de Long z Uniwersytetu Berkeley, interwencjonizm państwa spowodował w latach 70. w Stanach Zjednoczonych jedynie wzrost bezrobocia i inflacji - w obu wypadkach do ok. 10 proc. Michael Tanner, analityk z amerykańskiego Cato Institute, dowodzi, że choć "w latach 1960-1990 rząd federalny i rządy stanowe w USA wydały na tzw. programy zwalczania biedy 5 bln dolarów; rezultat był taki, że obszarów ubóstwa było więcej niż przed uruchomieniem tych programów". Aż 30 centów z każdego wydawanego przez rząd dolara przekazywano ubogim, ich sytuacja jednak się nie poprawiała, za to przybywało rozbitych rodzin i wzrastała przestępczość.
Niepomne amerykańskich doświadczeń państwa Unii Europejskiej starają się tymczasem uregulować i ujednolicić prawo pracy, a nawet stosunki społeczne. Celowi temu służyć ma przyjęta w grudniu 1989 r. Europejska Karta Socjalna (nie podpisała jej jedynie Wielka Brytania). Sygnatariusze karty mają dbać o bezpieczeństwo i ochronę socjalną pracowników, opiekować się nimi po rozwiązaniu umowy o pracę, zadbać o reprezentację i obronę interesów pracowniczych. W traktacie z Maastricht podpisanym w 1991 r. jedenaście krajów UE (Wielka Brytania przyłączyła się w 1997 r.) przyjęło ponadto dyrektywę o dialogu socjalnym, ustanawiającą system konsultacji ze związkami zawodowymi w ramach przedsiębiorstwa. Wyznaczono też maksymalny czas pracy - 48 godzin tygodniowo. Wszystkie te posunięcia przeczą deklaracjom o dążeniu do zliberalizowania rynków europejskich i odchodzeniu od państwa opiekuńczego, wróżą więc Europie trudną przyszłość, szczególnie w dobie globalizacji.
Gdyby w Polsce, wzorem Unii Europejskiej, już teraz przyznano pracownikom większe prawa - a trzeba pamiętać, że nadal są oni mniej wydajni niż na Zachodzie - pogorszyłaby się rynkowa pozycja przedsiębiorstw, zagrożona byłaby konkurencyjność, szczególnie eksportu. Musimy zatem już dziś zapomnieć o wielu europejskich standardach socjalnych. - Bardzo ważne jest, by w momencie, gdy zdecydowaliśmy się na bardzo nowoczesne - oparte na anglosaskim systemie odpowiedzialności jednostki - rozwiązania emerytalne, w podobnym duchu zreformować zarządzanie przedsiębiorstwami. Trzeba odejść od niemieckiego modelu rad nadzorczych, które stały się karykaturalnym wyrazicielem interesów właścicieli i reprezentują raczej zgromadzenie znajomych prezesa firmy - proponuje Jan Krzysztof Bielecki.
- Europa nie stanie się szybko Ameryką, ale w ciągu najbliższych kilku lat musi wykształcić system mniej uciążliwy dla podatnika, bardziej eksponujący samodzielność obywatela. Polska powinna się natomiast wystrzegać dzisiejszych rozwiązań europejskiego państwa socjalnego - mówi Andrzej Olechowski. Liberalni ekonomiści są mniej powściągliwi: jeśli Europa się nie zliberalizuje i nie zrezygnuje z podtrzymywania przy życiu trupa państwa socjalnego, przegra rywalizację o przyszłość i dostatek. Gdy sytuacja materialna setek milionów Europejczyków znacznie się pogorszy, jedynym rozwiązaniem może się okazać nawrót do totalitaryzmu. Historia nowożytnej Europy zatoczyłaby wówczas koło.
Więcej możesz przeczytać w 9/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.