Reklama bezpośrednia

Reklama bezpośrednia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jeśli narzekamy, że otrzymujemy katalogi , ulotki czy próbki szamponów, sami jesteśmy sobie winni
Na polskiej "liście Robinsona", na którą wpisują się osoby nie chcące dostawać tego typu przesyłek, znajduje się zaledwie 200 nazwisk. W Niemczech figuruje na niej prawie 500 tys. osób, w Wielkiej Brytanii - 413 tys., a we Francji - 120 tys. - Polacy narzekają, ale w gruncie rzeczy uwielbiają otrzymywać listy i reklamówki. Czują się wtedy docenieni i szanowani: nie są anonimowi i samotni, bo ktoś zna ich z nazwiska - przekonuje dr Anna Giza, socjolog. - U większości zadowolenie z imiennych przesyłek to odreagowanie dziesiątek lat upodlenia konsumenckiego - dodaje.
- Reklamówki przysyłane na adres domowy to w Polsce wciąż nowość. Dlatego większość ludzi nie przejmuje się tym, że są zasypywani korespondencją reklamową, a ich dane osobowe stały się towarem - przekonuje prof. Ireneusz Krzemiński, socjolog.
- Przed wprowadzeniem ustawy o ochronie danych osobowych przeciw tego typu korespondencji opowiedziało się niespełna 40 osób - mówi Monika Skowera ze Stowarzyszenia Marketingu Bezpośredniego, odpowiedzialna za polską "listę Robinsona". Ustawa dała nam narzędzie: jeśli nie chcemy, by nasze dane były odsprzedawane w celach marketingowych lub by przysyłano na nasze domowe adresy ulotki promocyjne czy próbki, możemy zażądać wykreślenia nas z baz danych. Firma przetwarzająca informacje zobowiązana jest wyjaśnić, dlaczego je zbiera oraz zapytać, czy zgadzamy się na ich wykorzystanie. Takie pytanie najczęściej umieszczane jest u dołu wypełnianych przez nas ankiet czy kuponów konkursowych. Zgodę w każdej chwili możemy wycofać.


Szwajcar dostaje 108 imiennych przesyłek reklamowych rocznie, Niemiec ponad 80,
a Polak zaledwie cztery


- Tylko niewielu nie chce figurować w naszych bazach danych. Od chwili, gdy zaczęła obowiązywać ustawa, dostaliśmy zaledwie kilka próśb o wykreślenie nazwisk. To nieporozumienie, że musimy każdą z kilkuset tysięcy osób, które zgodziły się na umieszczenie swoich danych w naszych komputerach, zapytać, czy tego chce nadal - mówi Dorota Puk z Present Service. - Dotychczas tylko około 30 klientów poinformowało nas, że nie życzy sobie, by ich dane były w naszym posiadaniu - dodaje Mirella Drozd z Quelle.
Na Zachodzie sygnałem dla pocztowców, by nie dostarczać danej osobie przesyłek reklamowych, są także specjalne naklejki na skrzynkach. - U nas ich nie ma, bo tego typu przesyłek jest mało. Szwajcar dostaje przeciętnie 108 imiennych przesyłek tego typu rocznie, Niemiec ponad 80, a Polak zaledwie cztery. Pod tym względem biją nas na głowę nawet Czesi czy Węgrzy - dowodzi Paweł Grzymała z Poczty Polskiej.
Ustawa o ochronie danych osobowych ma ucywilizować obrót danymi i zagwarantować nam prawo do prywatności. Jej przepisy nie są jednak łatwe w interpretacji - z klatek schodowych znikają listy lokatorów, a Telekomunikacja Polska zamierza uzyskać zgodę od każdego ze swych abonentów na umieszczenie jego adresu i numeru telefonu w nowej książce telefonicznej. - W Polsce często przyjmujemy rozwiązania ekstremalne: przed laty naszymi danymi obracano bez jakichkolwiek ograniczeń, teraz zaś nie można tworzyć książek telefonicznych, które przecież ułatwiają życie - komentuje prof. Krzemiński. - Ustawa jest niemal dokładnym odzwierciedleniem przepisów obowiązujących w Unii Europejskiej, ale interpretowanych ą la polonaise. Na przykład zabiegi wokół książki telefonicznej to absurdalny żart, nie mający odpowiednika w żadnym kraju UE. W Niemczech imię nazwisko czy adres danej osoby to ogólnie dostępna informacja - ocenia James Walters z Haring Project Support.
Na czarnym rynku baz adresowych nadal obraca się kradzionymi danymi. Sprawcami kradzieży są najczęściej pracownicy urzędów lub firm, w których nie ma kontroli nad systemami komputerowymi. Ogólnikowe informacje (imię, nazwisko, adres, PESEL) są jednak najczęściej nieużyteczne dla profesjonalistów - firm marketingu bezpośredniego. W wartościowej bazie danych osobno gromadzi się nazwiska bezrobotnych lubiących piwo i przedsiębiorców zainteresowanych zakupem luksusowego auta, matek chcących przetestować najnowsze pieluszki dla niemowląt i mężczyzn w sile wieku mających problem z lokowaniem nadmiaru gotówki w funduszu emerytalnym. Właśnie za takie dane firmy płacą 28-88 gr za adres (w zależności od stopnia selekcji). Jeśli zaledwie kilka tysięcy osób jest potencjalnie zainteresowanych informacją o pojawieniu się nowego jaguara, najlepiej dotrzeć do nich za pomocą marketingu bezpośredniego. Warto też gromadzić informacje o osobach, które kupiły np. nasz program komputerowy i zainteresowane są jego kolejnymi, ulepszonymi wersjami.
- Ustawa uporządkowała rynek i utrudniła życie firmom korzystającym z danych z nielegalnych źródeł, często źle wyselekcjonowanych - twierdzi Andrzej Miękus, prezes Stowarzyszenia Marketingu Bezpośredniego. Mimo zapisów ustawy, wciąż niewiele osób zwraca uwagę na to, że decydując się na udział w konkursach prasowych czy telewizyjnych organizowanych przez producentów aut, czekolad czy pampersów, przekazuje im swoje personalia. Zgadza się na ich przetwarzanie, aprobując zawartą u dołu ankiety klauzulę. - Jeśli naprawdę nie chcemy dostawać przesyłek, powinniśmy kontrolować, gdzie wysyłamy nasze dane - przestrzegają w Federacji Konsumentów. Prostym zabiegiem jest modyfikacja danych w taki sposób, by nie utrudniać dostarczenia ewentualnej, interesującej nas przesyłki promocyjnej, ale jednocześnie zachować kontrolę nad rozpowszechnianiem naszego adresu. Na przykład możemy dodać drugie imię, "pomylić się" w kodzie pocztowym - wiemy wówczas, która z firm okazała się nieuczciwa.
Jeśli komuś bardzo doskwiera świadomość, że jego personalia znajdują się w bazach danych różnych firm, powinien się wpisać na "listę Robinsona". Wystarczy przesłać do Stowarzyszenia Marketingu Bezpośredniego, do którego należy prawie 40 najpoważniejszych przedsiębiorstw branży, oświadczenie, a wówczas każda z agencji usuwa nasze dane ze swych list. Lista osób wnioskujących o usunięcie ich z baz danych jest obecnie najczęściej przetwarzanym spisem. Być może wkrótce powstanie kolejna lista, tym razem ze spisem osób nie życzących sobie telefonów od akwizytorów. Także w związku z rozpoczynającą się gigantyczną kampanią reklamową funduszy emerytalnych.


Dr Ewa Kulesza generalny inspektor ochrony danych osobowych

Ustawa o ochronie danych osobowych powinna uszczelnić rynek nie kontrolowanego obrotu danymi. Już dziś spora część firm dostosowuje się do nowych przepisów. Najczęstsze przykłady łamania ustawy to niepoinformowanie przez firmę o posiadaniu i przetwarzaniu danych osoby, której one dotyczą. Nierzadkie jest też niepowiadamianie o celu przetwarzania danych, o prawie wglądu w nie osoby zainteresowanej i prawie do sprzeciwu. Dotychczas wydaliśmy 200 decyzji zobowiązujących do usunięcia danych różnych osób. Większość firm szybko zastosowała się do nakazu. Zmuszeni byliśmy skierować tylko dwa wnioski do prokuratury. Nie będę angażowała się w prowadzenie "listy Robinsona" - nie mam do tego podstaw prawnych. Mogę jedynie promować ideę tej listy, gdyż uważam ją za potrzebną. Ustawa o ochronie danych osobowych nie chroni wyłącznie konsumentów, lecz także interesy środowisk marketingowych i reklamowych. Firmy z tych branż nie potrzebują przecież zgody osób zainteresowanych, by gromadzić o nich dane. Tylko wyraźny sprzeciw zainteresowanych im to uniemożliwia. W przyszłości może się okazać, że Unia Europejska zarzuci nam, że to rozwiązanie nie jest trafne.


Janusz Jezierski prezes ABC Direct Contact

Obrót danymi osobowymi staje się w Polsce coraz bardziej cywilizowany. Podstawową zaletą ustawy o ochronie danych osobowych jest to, że powstała i chroni zarówno interesy osób prywatnych, jak i profesjonalnie działających firm marketingowych. Wypowiadanie się na temat jej skuteczności jest jednak przedwczesne. Choć już dziś rzadziej przychodzą do nas ludzie chcący sprzedać bazy danych o niejasnym pochodzeniu. Wiedzą, że żadna poważna firma nie pozwoli sobie na kupno czegoś takiego. Po wejściu w życie ustawy musieliśmy zatrudnić sztab pracowników, którzy wysyłali do ludzi informacje o tym, że mamy ich dane i je wykorzystujemy. Niestety, ustawa nie reguluje w sposób jednoznaczny problemu osób, które nie życzą sobie, by ich dane były wykorzystywane. Samo wykreślenie ich z bazy nie jest rozwiązaniem. Ich dane nie są przecież automatycznie umieszczane na "liście Robinsona". Poza tym wielu ludzi nie chce, by ich dane wykorzystywała jakaś konkretna firma, godząc są jednocześnie na figurowanie w bazie danych innej firmy. O takich wypadkach w ustawie się jednak nie wspomina.
Więcej możesz przeczytać w 10/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.