Oskarżeni: pancerni i pies

Oskarżeni: pancerni i pies

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kult nigdy nie jest logiczny. Rzadko polega na prawdzie. W gruncie rzeczy - ma ją za nic. Kultu nie można wyperswadować. Najgorzej zaś - zakazać go. Kultu nie da się też zaprogramować ani przewidzieć
Serial "Czterej pancerni i pies" już dawno stał się kultowy. Dla kilku pokoleń Marusia (Pola Raksa) była ideałem dziewczyny, a Janek Kos (Janusz Gajos) bohaterem, któremu się zawsze wierzy, że ma dobre intencje. Typ Ślązaka został utrwalony w postaci Gustlika (Franciszek Pieczka), a poczciwego chłopaka symbolizował Tomek Czereśniak (Wiesław Gołas). Każda z tych postaci to archetyp: wyrazisty, zakreślony kilkoma celnymi scenami, nikogo nie obrażający. Także Szarik to pies idealny - wierny, mądry, gotowy do poświęcenia i zawsze przy swoim panu. Czy jest ktoś, kto choćby skrycie nie marzył kiedyś o takim przyjacielu? Tak więc podstawy kultu są - jak widać - solidne. I trwałe, bo nie czynią im krzywdy przemiany polityczne w Polsce ani kilkakrotna już zmiana generacji oglądających serial widzów. Ostatnio jednak "Czterej pancerni i pies" znaleźli się na cenzurowanym. Poważne organizacje patriotyczne i kombatanckie zarzuciły serialowi zakłamywanie historii i domagały się zakazu jego emitowania w telewizji publicznej. Tymczasem telewizja nie tylko go emituje, ale także wydaje na kasetach wideo, które świetnie się sprzedają. Wieść o proteście kombatantów jak błyskawica obiegła społeczność internetową, czyli Polaków (głównie młodych) korzystających z sieci. Wywołała zdziwienie, bunt, spontaniczny protest i... drwiący uśmieszek. To w imieniu tych młodych ludzi organizacje domagały się embarga dla pancernych: aby nie poznawali zakłamanej historii, aby nie utwierdzali się w przekonaniu, że Armia Czerwona była przyjazna Polakom, a Rosjanie to równe chłopy. A Katyń? A PRL? To są dowody braterstwa i przyjaźni? - pytają kombatanci.
Ich słowa brzmią jednak dziwnie niestosownie w odniesieniu do serialu "Czterej pancerni i pies". Trochę śmiesznie, trochę pomyłkowo. Nie mogą bowiem mieć zastosowania do czegoś, co żyje już własnym życiem, w oderwaniu od tematu, okoliczności historycznych i prawdy. Gdy zjawisku kulturowemu dodajemy słowo "kultowe", tym samym wyłączamy je ze świata rzeczywistego i logicznego. Zgadzamy się, by traktować je jak jedną z pociągających oryginalnością bądź swojskością baśni, które są nam niezbędne do życia. Nie dlatego, że prawdziwe, lecz dlatego, że realizują jakieś nasze potrzeby, z których czasem nawet nie zdajemy sobie sprawy. Kult nigdy nie jest logiczny. Rzadko opiera się na prawdzie. W gruncie rzeczy - ma ją za nic. Kultu nie można wyperswadować. Najgorzej zaś - zakazać go.
Kultu nie da się też zaprogramować ani przewidzieć. Bierze się nie wiadomo kiedy, nie wiadomo skąd - ale za to w mgnieniu oka staje się powszechny. Wtedy jest prawdziwy. Kult "Czterech pancernych i psa" jest prawdziwy i zasłużony. Ulegają mu dziś ci sami młodzi widzowie, którzy zaraz potem zapewniają, że najbardziej w telewizji lubią bohaterów "South Park", anarchicznej amerykańskiej kreskówki, która mieszając drwinę z okrucieństwem, bruka wszystkie świętości z Jezusem Chrystusem na czele. Gdyby jednak teologowie lub choćby organizacje religijne zaczęły się domagać zakazu emitowania "South Park", ośmieszyłyby się tylko. W ten sposób poinformowałyby bowiem wszystkich, że nie potrafią odróżnić fikcji od rzeczywistości, abstrakcyjnej gry wyobraźni od moralnych przykazań, nie mają poczucia humoru, a na dodatek są nastawione protekcjonalnie do młodych, inteligentnych entuzjastów tej fabuły.
Narzekania, że jakiś serial czy film źle przedstawia historyczną prawdę, przypominają mi zawsze grymasy powtarzające się przy każdej ekranizacji znanego dzieła literackiego. To nie to, co książka - mówią erudyci, którzy czytali oryginał. To nie to, co książka!!! - dwa razy głośniej wykrzykują ci, którzy jej nie czytali, ale chcą się wydać inteligentni i oczytani. Czasem mówiący to widzowie mają racje, czasem nie. Prawie nigdy jednak nie ma to znaczenia, bo film i tak żyje swoim życiem, w oderwaniu od pierwowzoru. Jaki jest więc prawdziwy rezultat protestu organizacji kombatanckich, domagających się przerwania emisji "Czterech pancernych"? Właśnie ośmieszenie. Samopozbawienie się autorytetu. Wśród entuzjastów załogi "Rudego" i psa Szarika zapał do serialu się nie zmniejszy, najwyżej słuchając otwierającej każdy odcinek ballady "Deszcze niespokojne..." w wykonaniu Edmunda Fettinga, podkręcą gałkę, żeby sąsiedzi usłyszeli. Za to wszystkie inne opinie w poważnych sprawach wydawane odtąd przez owe organizacje, będą się spotykać z drwiącym uśmieszkiem i lekceważącym machnięciem ręki. Jedno zdanie na wiele lat przekreśli sensowność ich działania: To ci, którzy się tak wygłupili z "Czterema pancernymi"... Krytykując kultowe zjawiska w kulturze, trzeba działać rozważnie, korzystając z konsultacji socjologów. Jeśli się tego nie robi, zwykle wynikają z tego fatalne błędy i śmieszność nie przystająca do powagi patriotycznych ideałów.
Więcej możesz przeczytać w 8/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.