Byczo jest!

Dodano:   /  Zmieniono: 
Trzeba złej woli albo sporej naiwności, by nie dostrzegać, że to kobiety są traktowane jak obywatele drugiej kategorii
Sejm odrzucił projekt ustawy zmierzającej do rzeczywistego zrównania praw mężczyzn i kobiet. Uczynił to demonstracyjnie, już w pierwszym czytaniu, bez skierowania propozycji do komisji, gdzie można by przedyskutować i poprawić najbardziej kontrowersyjne zapisy. Zadecydowała o tym prawicowa większość,wsparta przez niektórych posłów Unii Wolności i PSL. Szczególną agresję wywołała propozycja zapewniająca kobietom dostęp do urzędów publicznych. Jakiekolwiek kwotowe określenie takiego uczestnictwa uznano za zamach na konstytucyjną gwarancję równego traktowania wszystkich obywateli.
Trzeba jednak złej woli albo sporej naiwności, by nie dostrzegać, iż to kobiety są nagminnie traktowane jak obywatele drugiej kategorii. To one otwierają listy zwolnień, jeśli w zakładzie trzeba zredukować zatrudnienie, i są zawsze za mężczyznami, gdy w grę wchodzą awanse lub wysokość wynagrodzenia. O trwałym i powszechnym ich upośledzeniu nie przesądzają ich kwalifikacje, bo z reguły są lepiej wykształcone.
Dyskryminacja kobiet w Polsce, podobnie jak w innych krajach, ma tradycjonalistyczno-kulturowe uzasadnienie. Konserwatywna prawica ciągle jeszcze skłonna jest definiować misję kobiety za pomocą dziewiętnastowiecznych niemieckich trzech "K": Kinder, Küche, Kirche, czyli dzieci, kuchni i kościoła. Niezmiennie też uznaje usamodzielnienie kobiety za zamach na uświęcony ład społeczny i za czyn zgoła niemoralny.
Jeśli dzisiaj jeden z posłów prawicy kwituje próbę zrównania szans życiowych kobiet i mężczyzn krótkim - "to bełkot i feministyczno-komunistyczne brednie" - nie jest w swoim sądzie odosobniony. W taki właśnie sposób prawica od stu kilkudziesięciu lat reagowała na działania zmierzające do naruszenia męskiego imperium. Z nie mniejszą zjadliwością ideowi antenaci owego dżentelmena traktowali propozycję dopuszczenia kobiet na uniwersytety. Jeszcze większą agresję budziła propozycja przyznania im praw wyborczych. A postulat kandydowania do parlamentów i na funkcje rządowe budził o wiele większe zgorszenie niż wnioski o zalegalizowanie prostytucji.
Na szczęście owe prawicowe blokady cofały się pod presją cywilizacyjnego rozwoju. Także tym razem rozlegające się na prawicy: "byczo jest i nic nie trzeba zmieniać", nie ostanie się zbyt długo. Jak dowodzi historia ostatnich dwóch stuleci, równouprawnienie płci można opóźniać, ale zablokować się go nie da.
Więcej możesz przeczytać w 11/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.