Piłka na uwięzi

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z RYSZARDEM DOLATŃ prezesem Piłkarskiej Autonomicznej Ligi Polskiej
Krzysztof Olejnik: - Czy przeciwnicy Mariana Dziurowicza chcą wykonać - jak głosi rzecznik PZPN - "skok na kasę" związku?
Ryszard Dolata: - Na własną kasę się nie skacze. Piłkarska centrala jest dziś bogata między innymi dzięki klubom i sponsorom, którzy za każdy transfer zawodnika muszą odprowadzać do związku pokaźny procent. Legia, Wisła, Lech - te firmy kupują i sprzedają piłkarzy za miliony złotych. I choć do majątku PZPN nie rościmy dziś żadnych pretensji, mamy w nim swój poważny udział. Trudno więc nasze postulaty nazwać "skokiem na kasę". Chcemy tylko więcej samodzielności.
- Dziwi się pan, że PZPN nie tęskni za autonomią ligi? Przecież oznacza ona oddanie części władzy i pieniędzy.
- Organizacje zarządzające rozgrywkami działają w całej Europie. U nas największym orędownikiem powstania autonomicznej ligi był swego czasu sam Marian Dziurowicz, ale wówczas nie piastował jeszcze funkcji prezesa PZPN. Gdy stanął na czele związku, zapomniał o wszystkim.
- Po co piłkarskiej lidze autonomia?
- Chcemy samodzielnie organizować rozgrywki ligowe, przeprowadzić rywalizację o Puchar Ligi, szukać sponsorów i podpisywać umowy ze stacjami telewizyjnymi. W planach mamy także wprowadzenie premii finansowych dla najlepszych drużyn, tak jak w Lidze Mistrzów. Rozmawialiśmy już z firmami gotowymi do współpracy (producent telewizyjny, jedna z większych firm i silny bank). Nie są to przedsiębiorstwa, które myślą wyłącznie o kupowaniu miejsca reklamowego na koszulkach piłkarzy czy ustawianiu reklam wokół boisk. Chcą traktować rozgrywki piłkarskie jak poważne przedsięwzięcie marketingowe. Dzięki nim wiemy, na co nas stać.
- Ile zarobią kluby w zreformowanej lidze?
- Mistrz kraju powinien otrzymać 400 tys. zł, wicemistrz - 300 tys., zdobywca trzeciego miejsca - 250 tys. Zespoły z 14. i 16. pozycji w tabeli będą musiały się zadowolić 50 tys. zł. Najlepszy szkoleniowiec oraz drużyna, która otrzyma od sędziów najmniej kartek, wyjadą na atrakcyjną wycieczkę. Najlepszy piłkarz, król strzelców i najbardziej utalentowany zawodnik sezonu otrzymywaliby samochody.
- Aby zrealizować te plany, konieczna jest jednak rejestracja PALP i reforma PZPN. Na ostatnim spotkaniu związku postulowano zwołanie zjazdu wyborczego, zmianę ordynacji wyborczej i odejście prezesa Dziurowicza. Postraszył pan nawet strajkiem, do którego nie doszło...


Nikt, kto od dawna związany jest z piłką, nie może o sobie powiedzieć, że jest święty

- Ten zjazd został całkowicie zmarnowany. Nie zrobiono nic, co pozwoliłoby rozpocząć reformy. Po prostu zawiedli ludzie. Marian Dziurowicz zapomniał, że w sierpniu ubiegłego roku na konferencji prezesów klubów obiecywał, że ustąpi - niezależnie od tego, czy zwołany zjazd będzie wyborczy, czy tylko sprawozdawczy.
- Skąd bierze się siła Dziurowicza, który jest powszechnie krytykowany, a mimo to wciąż trwa na czele związku?
- Za prezesem stoją głównie delegaci z niższych, amatorskich lig. Stronnik Dziurowicza to człowiek od lat związany z piłką, przeważnie starszy, wciąż zakorzeniony w starych strukturach organizacyjnych. Wszyscy oni korzystają z chorej ordynacji wyborczej, polegającej na tym, że mandaty są przypisane do osób, nie do instytucji. Kluby upadają, zmieniają nazwy, lądują w drugiej bądź trzeciej lidze, do futbolu przychodzą nowi ludzie, inwestują duże pieniądze, a delegaci na zjazd pozostają ci sami.
- Prezesi klubów nie zdecydowali się na strajk. Na co więc liczą? Czy o reformie ligi trzeba zapomnieć do końca kadencji obecnego zarządu PZPN?
- Nie rezygnujemy z naszych postulatów, ale ani zarząd, ani nawet sam Dziurowicz nie są największą bolączką polskiej piłki. Prezesi doszli do wniosku, że jesteśmy zbyt biedni, by strajkować. Są w lidze dwa, może trzy zespoły, które nie mają kłopotów finansowych, reszta żyje od pierwszego do pierwszego. Spójrzmy na mojego Lecha: ostatnie cztery lata przeżył wyłącznie dzięki temu, że udało się wypromować i drogo sprzedać najlepszych graczy. Możemy mieć w Polsce świetne statuty, wspaniałego prezesa związku, sprawną organizację ligową, ale bez pieniędzy zginiemy. Dysponując rocznym budżetem w wysokości dwóch, trzech milionów marek, nie można rywalizować z zachodnimi klubami, których konta są dziesięć lub piętnaście razy większe (polski zespół potrzebuje dziś 6-7 mln zł rocznie, by egzystować w środku tabeli ekstraklasy). Możemy oczywiście marzyć o pokonaniu Anglii na Wembley, ale organizacyjnie nasz futbol i tak pozostanie zaściankiem Europy. Odpowiadamy za to wszyscy, bo nikt, kto od dawna związany jest z piłką, nie może o sobie powiedzieć, że jest święty. 
Więcej możesz przeczytać w 11/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Rozmawiał: