Trzeba myśleć o wzroście gospodarczym, a nie o "sprawiedliwym" dzieleniu tego, czego nawet jeszcze nie wytworzono
Oczywiście nie chodzi o żadne dodatkowe "centrum rządowe" czy o inną centralną "agencję". Z istniejącymi mamy dosyć kłopotów. Tym mniej zależy nam na rozbudowie centralnej administracji wykazującej i tak już nieprawdopodobną zdolność do rozrastania się. (Vide: informacje prasowe o liczbie pracowników w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów).
Chodzi oczywiście o centrum w rozumieniu światopoglądowo-politycznym, o partię nie "klasową", lecz "mającą klasę", będącą zapleczem kadrowym nowoczesnego państwa, nowoczesnej gospodarki. Chodzi o cieszącą się silnym społecznym poparciem partię ludzi wykształconych i odpowiedzialnych, partię utożsamiającą się z interesem państwa i społeczeństwa jako całości, partię odwołującą się do świadomości i inicjatywy świadomego obywatela, o partię uznającą gospodarkę rynkową za podstawę ustroju ekonomicznego. Historia XX w. dowodzi aż nadto dobitnie, że rządy ugrupowań skrajnych, niezależnie od tego, czy nazwiemy je "prawicowymi", czy "lewicowymi", prowadzą rzeczywiście do przepaści. Ha?sek wprawdzie sobie kpił z "partii umiarkowanego postępu w granicach prawa", ale to właśnie rządy partii umiarkowanych, centrowych zapewniały prosperity i stabilność. To nie przypadek, że Tony Blair, Gerhard Schröder, Lionel Jospin czy Viktor Klima, przywódcy partii określanych jako socjaldemokratyczne, tak silnie akcentują ich "centryzm", konieczność odchodzenia od nadopiekuńczości państwa, konieczność tworzenia warunków sprzyjających dynamice gospodarczej. Nic natomiast dziwnego, że kariera Oskara Lafontaine?a trwała bardzo krótko. To również nie przypadek, że właśnie w okresie szesnastoletnich rządów Helmuta Kohla Niemcy osiągnęły największe sukcesy, że stać je było na poniesienie gigantycznych kosztów inkorporacji b. NRD. To także nie przypadek, że konserwatywny - ale bynajmniej nie totalitarny - rząd Margaret Thatcher, potrafił postawić na nogi zdezelowaną przez laburzystów gospodarkę brytyjską. Blairowi jest bliżej do Margaret Thatcher niż do Oskara Lafontaine?a! Trzeba bowiem myśleć przede wszystkim o wzroście gospodarczym, a nie o "sprawiedliwym" dzieleniu tego, czego nawet jeszcze nie wytworzono. Układ sił na polskiej scenie politycznej, niestety, nie zapewnia jeszcze przewagi tych, którzy mają świadomość otaczających nas realiów, dysponują wiedzą warunkującą prawidłowość wyboru i decyzji, a także posiadają program rokujący autentyczny sukces. Unia Wolności, jedyna partia mająca charakter partii centrowej, uzyskuje w sondażach i wyborach najwyżej 15 proc. poparcia, a nie 30 proc., 40 proc. czy 50 proc. Polska scena polityczna ma przy tym dziwne oblicze. Jest spolaryzowana ("prawica" i "lewica"), a równocześnie zdominowana przez wpływy związków zawodowych zarówno po prawej, jak i po lewej stronie sceny. Dlatego Unia Wolności ma przeciw sobie nie tylko lewicową opozycję, lecz także koalicjantów. Sprawdza się znane porzekadło: "Boże, ochroń nas przed przyjaciółmi, bo z wrogami poradzimy sobie sami!" Zauważmy przy tym, jak niewybrednymi epitetami obrzucani są ludzie z tej przecież nie największej partii, jak mało jest merytorycznej dyskusji, a równocześnie, jak perfidnie wykorzystywana jest przeciw Unii Wolności niewiedza maluczkich. Silne, centrowe ugrupowanie polityczne potrzebne jest Polsce jak powietrze, zwłaszcza w obliczu czekającej nas integracji i globalizacji gospodarki. W XXI w. będą się liczyć kwalifikacje, wiedza, zdolność do podołania trudnym wyzwaniom. Ani lewica, ani prawica nie wydają się mieć szans w tym wyścigu. To już nie czas dogmatycznych doktryn i przesądów. Przezwyciężywszy zarówno hitleryzm, jak i komunizm - świat nieuchronnie będzie grawitować ku wolnemu od uprzedzeń rozwiązywaniu trudnych problemów. Na tym właśnie polega historyczna misja ugrupowań centrowych. Zapotrzebowanie na dojrzałość jest dziś większe niż kiedykolwiek. Czy Polacy zdadzą egzamin maturalny dostatecznie wcześnie?
Chodzi oczywiście o centrum w rozumieniu światopoglądowo-politycznym, o partię nie "klasową", lecz "mającą klasę", będącą zapleczem kadrowym nowoczesnego państwa, nowoczesnej gospodarki. Chodzi o cieszącą się silnym społecznym poparciem partię ludzi wykształconych i odpowiedzialnych, partię utożsamiającą się z interesem państwa i społeczeństwa jako całości, partię odwołującą się do świadomości i inicjatywy świadomego obywatela, o partię uznającą gospodarkę rynkową za podstawę ustroju ekonomicznego. Historia XX w. dowodzi aż nadto dobitnie, że rządy ugrupowań skrajnych, niezależnie od tego, czy nazwiemy je "prawicowymi", czy "lewicowymi", prowadzą rzeczywiście do przepaści. Ha?sek wprawdzie sobie kpił z "partii umiarkowanego postępu w granicach prawa", ale to właśnie rządy partii umiarkowanych, centrowych zapewniały prosperity i stabilność. To nie przypadek, że Tony Blair, Gerhard Schröder, Lionel Jospin czy Viktor Klima, przywódcy partii określanych jako socjaldemokratyczne, tak silnie akcentują ich "centryzm", konieczność odchodzenia od nadopiekuńczości państwa, konieczność tworzenia warunków sprzyjających dynamice gospodarczej. Nic natomiast dziwnego, że kariera Oskara Lafontaine?a trwała bardzo krótko. To również nie przypadek, że właśnie w okresie szesnastoletnich rządów Helmuta Kohla Niemcy osiągnęły największe sukcesy, że stać je było na poniesienie gigantycznych kosztów inkorporacji b. NRD. To także nie przypadek, że konserwatywny - ale bynajmniej nie totalitarny - rząd Margaret Thatcher, potrafił postawić na nogi zdezelowaną przez laburzystów gospodarkę brytyjską. Blairowi jest bliżej do Margaret Thatcher niż do Oskara Lafontaine?a! Trzeba bowiem myśleć przede wszystkim o wzroście gospodarczym, a nie o "sprawiedliwym" dzieleniu tego, czego nawet jeszcze nie wytworzono. Układ sił na polskiej scenie politycznej, niestety, nie zapewnia jeszcze przewagi tych, którzy mają świadomość otaczających nas realiów, dysponują wiedzą warunkującą prawidłowość wyboru i decyzji, a także posiadają program rokujący autentyczny sukces. Unia Wolności, jedyna partia mająca charakter partii centrowej, uzyskuje w sondażach i wyborach najwyżej 15 proc. poparcia, a nie 30 proc., 40 proc. czy 50 proc. Polska scena polityczna ma przy tym dziwne oblicze. Jest spolaryzowana ("prawica" i "lewica"), a równocześnie zdominowana przez wpływy związków zawodowych zarówno po prawej, jak i po lewej stronie sceny. Dlatego Unia Wolności ma przeciw sobie nie tylko lewicową opozycję, lecz także koalicjantów. Sprawdza się znane porzekadło: "Boże, ochroń nas przed przyjaciółmi, bo z wrogami poradzimy sobie sami!" Zauważmy przy tym, jak niewybrednymi epitetami obrzucani są ludzie z tej przecież nie największej partii, jak mało jest merytorycznej dyskusji, a równocześnie, jak perfidnie wykorzystywana jest przeciw Unii Wolności niewiedza maluczkich. Silne, centrowe ugrupowanie polityczne potrzebne jest Polsce jak powietrze, zwłaszcza w obliczu czekającej nas integracji i globalizacji gospodarki. W XXI w. będą się liczyć kwalifikacje, wiedza, zdolność do podołania trudnym wyzwaniom. Ani lewica, ani prawica nie wydają się mieć szans w tym wyścigu. To już nie czas dogmatycznych doktryn i przesądów. Przezwyciężywszy zarówno hitleryzm, jak i komunizm - świat nieuchronnie będzie grawitować ku wolnemu od uprzedzeń rozwiązywaniu trudnych problemów. Na tym właśnie polega historyczna misja ugrupowań centrowych. Zapotrzebowanie na dojrzałość jest dziś większe niż kiedykolwiek. Czy Polacy zdadzą egzamin maturalny dostatecznie wcześnie?
Więcej możesz przeczytać w 15/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.