Świńska sprawa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Za upolitycznienie cen w latach 1996-1997 zapłacili konsumenci, podatnicy i hodowcy świń, a PSL leje teraz krokodyle łzy
Istotą socjalizmu była totalna dominacja polityki nad gospodarką. Gospodarcze decyzje, które powinny być podejmowane przez osoby nie związane ze sferą polityki, zapadały w gremiach politycznych i w związku z tym często wedle kryteriów politycznych. Dotyczyło to inwestycji, produkcji, importu, eksportu, cen itp. Ten wielki eksperyment upolitycznienia gospodarki skończył się źle dla ludzi i tak musiał się skończyć. Jeżeli gospodarka ma się rozwijać, to musi się kierować logiką niezależną od bieżącej polityki.

Reformatorski przełom 1990 r. oznaczał w Polsce radykalne odpolitycznienie gospodarki i zwrot ku wolności gospodarczej. Taki sens miała liberalizacja produkcji, handlu zagranicznego i cen oraz prywatyzacja gospodarki. Paradoksem posocjalistycznej transformacji jest to, że na czele reform, które odpolityczniają gospodarkę, a przez to pozwalają się jej rozwijać, muszą stanąć politycy. To od nich zależy, czy i w jakim tempie gospodarka jest uwalniana od politycznej kurateli, a przez to państwo może się zająć sprawami, które do niego niezbywalnie należą: obroną narodową, bezpieczeństwem obywateli, kształtowaniem i egzekwowaniem dobrego prawa. Reforma gospodarki jest więc zarazem reformą państwa. Los i powodzenie posocjalistycznej transformacji zależy więc od tego, jacy politycy i z jaką siłą polityczną znajdą się na pozycjach państwowej władzy i odpowiedzialności. A to z kolei w demokracji zależy od wyborców. Jeśli na tych pozycjach znajdą się ludzie, którzy chcą i potrafią użyć władzy politycznej do odpolitycznienia gospodarki i reformy państwa, to kraj ma szanse na sukces. Jeśli natomiast władza polityczna znajdzie się w rękach osób, które nie chcą lub nie potrafią jej użyć do gospodarczych i politycznych reform, a widzą w niej źródło dalszego upolitycznienia gospodarki, to kraj znajdzie się w niebezpieczeństwie. Pójdzie bowiem wtedy drogą konserwowania ruin socjalizmu albo w kierunku modelu, który kilkanaście lat temu zbankrutował w Ameryce Łacińskiej: duży, niesprawny sektor publiczny i wiele szczegółowych państwowych regulacji; a w efekcie niewielki rozwój i wysoka korupcja. W praktyce może występować - i występuje - połączenie obu tych antyreformatorskich i antyrynkowych form. Tak stało się w większości krajów dawnego obozu socjalistycznego. W Polsce radykalna faza reform wyrwała gospodarkę z orbity polityki, a przez to wyzwoliła w niej potencjał rozwoju i umożliwiła reformę państwa. Pozostały jednak enklawy socjalizmu: służba zdrowia, wielkie przedsiębiorstwa państwowe; ponadto partie, które w upolitycznieniu gospodarki widzą sens polityki, zaczęły odzyskiwać stracony grunt. Głównym obszarem ich ofensywy stało się rolnictwo, a szczególnie upolitycznienie cen głównych produktów rolnych, co oznacza wyłączenie tego działu gospodarki z działania rynku. W socjalizmie ceny żywności były politycznie zaniżone, co powodowało ogromne marnotrawstwo, kolejki i wielkie koszty dla podatnika. Po upadku socjalizmu przez krótki czas, w latach 1989-1991, umożliwiono działanie rynku. Następnie pod wpływem wspomnianych sił ceny głównych produktów rolnych znów wpadły w orbitę polityki, tyle że stały się politycznie zawyżone, co bije w biedniejszych konsumentów i wywołuje gromadzenie się strukturalnych nadwyżek wraz ze związanym z tym marnotrawstwem i niebezpieczeństwem ciemnych interesów. Jaskrawego przykładu takiego upolitycznienia dostarcza działalność Agencji Rynku Rolnego w latach 1996-1997; była ona wtedy narzędziem w rękach PSL. Ceny pszenicy dla producentów zostały wywindowane w Polsce ze 128 ECU za tonę w 1995 r. do 166 ECU za tonę w 1996 r. Oznaczało to skok z poziomu 92 proc. cen w Unii Europejskiej do 121 proc.! A trzeba pamiętać, że ceny w UE też były zawyżone i dlatego podjęto ostatnio - po długich negocjacjach - decyzję o ich obniżce. Decyzja o skokowym podwyższeniu cen interwencyjnych w Polsce wywołała gwałtowny wzrost opłacalności; koszty bezpośrednie produkcji pszenicy - według badań Instytutu Ekonomiki Rolnictwa Gospodarki Żywnościowej - wzrosły o 16 proc., a ceny w skupie i na targowiskach o 63,9 proc. Można więc było osiągać ogromne zyski. Skokowej podwyżce interwencyjnych cen pszenicy towarzyszyła zagadkowa decyzja o zawieszeniu ceł importowych na ten produkt, co wywołało zwiększony import. Zarobili na tym importerzy - czy również spółki związane z PSL? Liberalizacja importu pszenicy nie miała żadnego uzasadnienia z punktu widzenia sytuacji w krajowym bilansie zbóż. Ich skup z produkcji krajowej utrzymywał się bowiem na poziomie poprzednich lat. Skok cen pszenicy nie tylko napełnił kiesę importerów, ale i zdestabilizował produkcję i sprzedaż trzody chlewnej, której opłacalność zależy od cen zbóż: ceny zbóż determinują ceny paszy, a te z kolei - koszty hodowli świń. Wywindowanie cen zbóż w 1996 r. przyczyniło się - na skutek uruchomienia tego mechanizmu - do redukcji pogłowia świń o 22 proc. w 1996 r. oraz do spadku pogłowia tuczników w I kwartale 1997 r. Zmniejszenie podaży przyspieszyło wzrost cen żywca wieprzowego w III kwartale 1997 r. aż o 18,8 proc. Był to z kolei sygnał zachęcający rolników do zwiększenia produkcji. W istocie, w 1997 r. utrzymywała się wzrostowa tendencja krycia loch. Zaowocowało to wzrostem podaży wieprzowiny i w efekcie spadkiem jej cen skupu w 1998 r. Jak widać, niedawne cenowe kłopoty rolników - dobitnie podkreślane przez działaczy PSL - mają swoje źródło w upolitycznionej manipulacji cenami zbóż, dokonanej wcześniej przez PSL w okresie poprzedzającym kongres krajowy tej partii w końcu 1996 r. Za upolitycznienie cen zapłacili konsumenci, podatnicy i rolnicy hodujący świnie, a PSL leje teraz krokodyle łzy. Wywindowanie cen pszenicy w 1996 r. zrodziło polityczną presję na ich podwyższenie w 1997 r. Tym razem już nowy wicepremier z PSL Jarosław Kalinowski polecił Agencji Rynku Rolnego oficjalnym pismem z 12 sierpnia objąć zakupami interwencyjnymi zboża o obniżonej jakości. Oznaczało to, rzecz jasna, ukrytą podwyżkę ceny. Upolitycznione cenowe interwencje wymagają pieniędzy podatników. Jesienią 1997 r. Agencja Rynku Rolnego musiała zaciągnąć kredyt w wysokości 170 mln zł, a potem jeszcze 450 mln zł. Rząd Jerzego Buzka otrzymał więc od poprzedników zarówno politycznie podbite ceny zbóż, rozregulowaną produkcję żywca wieprzowego, jak i długi ARR wartości 620 mln zł. Polityka życia na kredyt - czy to nam czegoś nie przypomina?
Więcej możesz przeczytać w 15/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Spis treści tygodnika Wprost nr 15/1999 (854)

  • Playback11 kwi 1999Wicemarszałek Sejmu Marek Borowski (SLD) i rzecznik SLD Andrzej Urbańczyk13