Miłosne manewry

Dodano:   /  Zmieniono: 
Oddajemy się w ramiona partnera, ponieważ nie możemy sobie poradzić ze stresem, nadwagą i lękiem przed następną wizytą u dentysty. I w rezultacie uprawiamy seks "nieseksualny"
W jednej z ankiet dotyczących tego, jak powinny się ubierać kobiety, by się podobać mężczyznom, minispódnica została zdetronizowana na rzecz sukienki miękko opływającej figurę. Czyżby oznaczało to, że mężczyźni postanowili wreszcie uruchomić erotyczną wyobraźnie zamiast mieć wszystko podane na tacy? Wpadła mi ręce publikacja Franka Hajcaka i Patricii Garwood "17 nieseksualnych powodów, dla których ludzie uprawiają seks". A są takie? Są i jest ich co najmniej siedemnaście. W uproszczeniu chodzi o to, by uprawiać seks seksualny, czyli ten w czystej postaci. Dla samej radości i - bezwstydnie przyznajmy - orgazmu.

Cóż z tego, skoro najczęściej do sypialni trafiamy w poszukiwaniu rekompensaty czułości i intymności, której brak odczuwamy na co dzień. Oddajemy się w ramiona partnera, ponieważ nie możemy sobie poradzić ze stresem, nadwagą i lękiem przed następną wizytą u dentysty. I w rezultacie uprawiamy seks "nieseksualny". W tym miejscu autorzy zadają nam takie oto pytanie: czy kiedykolwiek poprzez uprawianie seksu udało ci się zaspokoić uczucie głodu albo pragnienia? Oczywiście, że nie. Najwyżej udało się nam na moment o tych pragnieniach zapomnieć. Nie kochaj się więc kobieto po to, żeby się najeść, nie idź do łóżka mężczyzno, żeby się napić.
"Łóżko jest jedynym miejscem, w którym możemy swobodnie rozładowywać lub kamuflować swoją złość, potwierdzać swą kobiecość lub męskość, wyrównywać rachunki i leczyć rany". Z zastrzeżeniem. Dopóty bezkarnie, dopóki partner nie dostrzeże naszych prawdziwych "erotycznych" motywacji. Najpierw zdziwiony, potem rozdrażniony, wreszcie znudzony - może się zdarzyć, że w końcu opuści wspólną sypialnię. Na zawsze. Jednym z pierwszych syndromów uprawiania "nieseksualnego" seksu jest "kochanie się ze znajomym obcym". Mimo że mąż to lub żona.
Jak możesz się czuć samotna, skoro jesteśmy małżeństwem? - pyta skonfundowany mąż. Jak możesz mnie zdradzać, skoro nigdy nie mówię "nie"? - dziwi się porzucona żona. Jak możesz być tak nieczuła, skoro mam przykrości w pracy? - obwinia mąż żonę itd. Wszystko to sprawia, że to, co miałoby prowadzić do seksualnej szczęśliwości kobiety i mężczyzny, staje się ich erotycznym więzieniem. Największą karą jest w nim konieczność pójścia do łóżka. Co więc zrobić, żeby się kiedyś znaleźć na wolności?
Trzeba za wszelką cenę odzyskać własną tożsamość seksualną. Aby tak się jednak stało, należy zaakceptować siebie jako kobietę i jako mężczyznę. Wyzbyć się poczucia, że taką jestem kobietą, jaką jestem kochanką i takim jestem mężczyzną, jakim jestem kochankiem. Jeśli się nam tu uda, seks przestanie być kartą przetargową w związku, dominacją jednego partnera nad drugim i wyładowywaniem w tej sferze życia wzajemnych frustracji. Problemem jest jeszcze to, że nie żyjemy na bezludnej wyspie. Nasz seks jest nieustannie poddawany oglądowi. Począwszy od tego, jak długo kobieta powinna być dziewicą, ilu partnerów wolno jej mieć i czy prawy mężczyzna nalega na złamanie przedmałżeńskiego celibatu, czy też nie? Wbrew pozorom, o tym wszystkim nie my decydujemy. Czynią to za nas matki, koleżanki, media, szkoła i katecheta. Jak napisał w "Historii seksualności" Michel Foucault, "czysty, "prawdomówny" seks nie istnieje, jako realny byt przysługuje tylko seksualności, to jest sposobowi, w jaki za pomocą skomplikowanego systemu zakazów, nakazów, pokus i przynęt, kar i nagród nasza kultura pozbawia go jego seksualnej natury związanej z ciałem i przyjemnościami". Dzisiejszym kochankom nie pozostaje nic innego, jak próbować podporządkować się temu, co kulturowo "narzucone" albo wypracować własne seksualne normy i zachowania. Na to jednak trzeba dużej odwagi, chyba że potencjalni kochankowie zejdą do erotycznego podziemia i miłość będą uprawiać za zamkniętymi drzwiami. Przy zgaszonym świetle. Pomocne okaże się tu odróżnianie przyjemności seksualnej towarzyszącej aktowi miłości od satysfakcji seksualnej następującej po spełnieniu. Autorzy książki przestrzegają także przed myleniem seksu z miłością, a konkretnie przed oczekiwaniami, że seks zaspokoi naszą potrzebę miłości. Podobnie jak sama miłość nie zadośćuczyni jeszcze naszym erotycznym potrzebom. Chociaż łączenie seksu z miłością jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Warto się o tym przekonać i to - jak się okazuje - bez względu na wiek. Według najnowszych badań amerykańskiego ośrodka Midus (Midlife Development in the United States), klasyfikujących osiem sfer życia wpływających na jego poziom i nasze samopoczucie, na ostatnim miejscu znalazł się .... seks. Najważniejsze dla ankietowanych między dziewiętnastym a osiemdziesiątym rokiem życia okazało się posiadanie dzieci, małżeństwo, standard życia, zdrowie, praca, socjalne udogodnienia i finanse. Dzięki tym samym badaniom dowiadujemy się, że biologiczny proces starzenia się nie ma nic wspólnego z tzw. odczuwaniem starości. Do tego stopnia, że mężczyźni między sześćdziesiątym piątym a siedemdziesiątym czwartym rokiem życia twierdzą, że czują się o 12,6 ro- ku młodsi niż w rzeczywistości. A kobietom w tym samym przedziale "ubywa" 14,7 lat. Jedynym, co różni ich od trzydziestolatków, jest to, że seks uprawiają średnio nie raz w tygodniu, lecz raz w miesiącu. Mimo to za nic nie chcieliby powrotu do czasów młodości. Czyżby dlatego, że czasy uprawiania "nieseksualnego" seksu mają już za sobą?
Więcej możesz przeczytać w 15/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Spis treści tygodnika Wprost nr 15/1999 (854)

  • Playback11 kwi 1999Wicemarszałek Sejmu Marek Borowski (SLD) i rzecznik SLD Andrzej Urbańczyk13