KWESTIA smaku

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z CHER
Roman Rogowiecki: - Ostatnio oszałamiającą karierę zrobił przebój "Believe". Utwór ma wprawdzie smutny tekst, ale i tak został najbardziej popularną piosenką dyskotek na całym świecie.
Cher: - Jest to rzeczywiście dziwna kombinacja. Tekst jest smutny, ale melodia piosenki nastraja optymistycznie. To bardzo specyficzna kompozycja. I nie sądzę tak wyłącznie dlatego, że go śpiewam. Zakochałabym się w tej piosence nawet wówczas, gdyby wykonywał ją ktoś inny. Kiedy po raz pierwszy usłyszałam wersję roboczą z taśmy demo, bardzo spodobał mi się refren. Podobnie reagują inni ludzie - nikt nie może się oprzeć refrenowi "Believe".
- Jest pani przede wszystkim wokalistą rockową. Album "Believe" zaskakuje jednak nowoczesnymi aranżacjami i muzyką dance.
- To był pomysł szefa wytwórni płytowej. Moje korzenie to rock, najbardziej lubię głośne dźwięki gitary. Dlatego nie byłam przekonana do projektu nagrania płyty z muzyką dance i początkowo sprzeciwiałam się. Szef wytwórni przekonał mnie jednak, abym najpierw wysłuchała tych utworów. Przysłał je do mnie, abym mogła zdecydować, czy mi się podobają, czy nie. Nagrywaliśmy w innym trybie niż ten, do którego byłam przyzwyczajona. Brakowało mi również nagrań jednośladowych, do których mogłabym śpiewać. Musiałam śpiewać bez melodii, a dopiero później do mojego głosu "dogrywano" podkład muzyczny. Także ekipa producentów była znacznie młodsza niż moi dotychczasowi współpracownicy. To było zupełnie nowe doświadczenie.
- Sama nie pisze pani piosenek. Czy często ingeruje pani w teksty i zmienia je tak, aby bardziej odpowiadały pani wrażliwości?
- Staram się dobierać utwory, które akceptuję w całości, zarówno ich tekst, jak i muzykę. Czasami zdarza się jednak, że tekst jest sprzeczny z tym, co myślę, i wówczas muszę go zmienić. Sądzę, że mam takie prawo. Sama zmieniłam na przykład drugą zwrotkę "Believe". Na poprzedniej płycie przerobiłam zaś cały tekst piosenki "One by One" - wersja pierwotna zupełnie do mnie nie pasowała.
- Jaką rolę odegrał w pani karierze pierwszy mąż Sonny Bono?
- Bez Sonny?ego w ogóle nie zrobiłabym kariery. Kiedy go spotkałam, miałam 16 lat. Byłam pełna energii, ale zupełnie nie wiedziałam, czym mogłabym się zająć. Zaczęłam uczyć się rzemiosła aktorskiego, ponieważ moja mama była aktorką. Sonny uważał jednak, że aktorstwo to bzdura. Dla niego naprawdę ważna była wyłącznie muzyka. Zrezygnowałam więc z aktorstwa na jakiś czas, by skoncentrować się właśnie na muzyce. Niemal wszystkiego nauczyłam się od Sonny?ego.
- Pani córka Chastity z małżeństwa z Bono śpiewała w zespole Ceremony.

Nie mogę pozwolić na to, aby praca zmieniła moją osobowość. Zawsze mówię otwarcie o swoich poglądach

- Owszem, ale teraz zrezygnowała z muzyki. Natomiast mój syn Ellajah (z drugiego, krótkiego małżeństwa z wokalistą Greggiem Allmanem z Allman Brothers Band) jest w grupie, która ma wkrótce wydać pierwszy album. Często słucham jego nagrań, dzięki czemu znam współczesne gatunki muzyczne. To bardzo odległe trendy i gusty, ale dobrze, że tak jest. Ellajah zdobywa uznanie u innej publiczności. To normalne, że nie gra dla mnie czy ludzi w moim wieku.
- Łączy pani pracę w branży muzycznej z okazjonalnymi występami na ekranie. Czym się pani kieruje w doborze ról?
- Z rolami jest podobnie jak z piosenkami. Czytam scenariusz i jeśli mnie wciąga, wydaje się interesujący - jak książka, którą pożera się strona po stronie, by dowiedzieć się, co będzie dalej - wtedy wiem, że to może być coś dla mnie.
- Liczy się chyba jednak również nazwisko reżysera i obsada?
- Nie, ponieważ jeśli scenariusz nie jest ciekawy, nawet przy świetnej obsadzie nie powstanie interesujący film. Pomyliłam się tylko raz, odrzucając rolę w obrazie "Thelma i Louisa".
- Otrzymała pani Oscara za rolę w filmie "Wpływ księżyca", a główną nagrodą w Cannes uhonorowano pani udział w "Masce".
- Praca na planie "Maski" była specyficzna, ponieważ fabuła odwoływała się do autentycznej historii. To bardzo dziwne uczucie powtarzać i odtwarzać prawdziwe zdarzenia. Natomiast kręcąc "Wpływ księżyca", bawiliśmy się tak dobrze, że nawet nie zauważaliśmy, że robimy film. Wszyscy aktorzy włączyli się do gry - przez cały czas udawaliśmy, że przed kamerami stajemy wyłącznie dla zabawy.
- Ma pani również za sobą pierwsze doświadczenia w dziedzinie reżyserii. Zrealizowała pani telewizyjną nowelę "Gdyby ściany miały uszy". Zagrała w niej pani lekarkę dokonującą aborcji. Czy jest to manifestacja pani poglądów?
- Tak, jest to mój głos w dyskusji. Uważam bowiem, że każdy człowiek powinien mieć prawo do podejmowania decyzji dotyczących swojego ciała. Nieważne jest zresztą, do czego się one odnoszą - najważniejsze jest to, że odpowiedzialność ponosi konkretny człowiek.
- Takie szczere wyznania to rzadkość. Zwłaszcza w świecie show-businessu, w którym gwiazdy starają się kreować własny, jak najbardziej pozytywny wizerunek.
- Nie mogę pozwolić na to, aby praca zmieniła moją osobowość. Zawsze mówię otwarcie o swoich poglądach i o tym, w co wierzę i raczej nie obchodzi mnie, co inni o tym myślą. Oczywiście, nie mogę stwierdzić, że zupełnie się z tym nie liczę, ale ważniejsze jest dla mnie to, co ja czuję, niż to, co z moich wypowiedzi zachowują dla siebie inni.
- Dba pani nie tylko o repertuar, ale również o strój. Jest pani uważana za jedną z najlepiej ubranych kobiet świata. Czy ma pani swojego ulubionego projektanta?
- Wszystko zależy od kolekcji. Zdarza się, że jednego roku Versace ma najlepszą kolekcję na przestrzeni ostatnich pięciu lat, a innym razem może to być John Galliano projektujący dla Diora. Rozumiem, że trudno jest co roku przygotować kolekcję, która wszystkich zafascynuje. Ja łączę stroje różnych kreatorów, choć zdaję sobie sprawę, że im się to nie podoba. Lubię zestawiać elementy stroju Versace z rzeczami Gaultiera albo Dolce & Gabbany. Zaletą współczesnej mody jest to, że można tworzyć własny wizerunek, wybierając to, co się lubi, a jednocześnie korzystać z wielu wzorów. Moda zawsze mnie ekscytowała i wciąż uważam, że piękna sukienka jest dziełem sztuki.
- Pani rozmówców często najbardziej interesuje, co sądzi pani o mężczyznach.
- Nie chcę, aby zabrzmiało to negatywnie, ale powiedziałam już kiedyś, że mężczyzn można porównać do deserów - nie są niezbędni, ale dodają smaku. Można mieć bez nich bardzo bogate życie, poczuć się spełnioną. Znacznie lepiej jest jednak mieć przy sobie kogoś wspaniałego. Czasami kobiety tak desperacko poszukują uczucia, że zgadzają się na wszystko. Lepiej wówczas być samą - zachować wolność i cieszyć się sobą.

Więcej możesz przeczytać w 15/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Rozmawiał:

Spis treści tygodnika Wprost nr 15/1999 (854)

  • Playback11 kwi 1999Wicemarszałek Sejmu Marek Borowski (SLD) i rzecznik SLD Andrzej Urbańczyk13