Prawdziwe kłamstwa

Prawdziwe kłamstwa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nie na miejscu jest otwarta walka ze starzeniem się, nawet jeśli środkiem odmładzającym jest witamina E. Młodość trzeba zachowywać w sposób naturalny - zawyrokował świat
W telewizyjnym "Raporcie", w którym odważnie rozprawia się o tym, z czym my, zwykli ludzie, nie potrafimy sobie poradzić - niespodzianka. Oto młoda kobieta nie tylko z trudem wyjawia, że jest już bliżej czterdziestki niż trzydziestki, ale - co na prawdę szokujące - nie decyduje się na pokazanie twarzy. Dlaczego? Jest uzależniona... od witaminy E. Jakiż to wstyd czy też publiczna kompromitacja? Co nieprzystojnego jest w korzystaniu z jej osławionego dobrodziejstwa w walce z mijającym czasem?

Okazuje się, że żyjemy w czasach, w których wstyd nie być młodym, ale jeszcze większy - otwarcie się przyznawać do tego, że chce się być młodym wbrew upływającym latom. Jak to z sobą pogodzić? Jedno jest pewne, nie na miejscu jest otwarta walka ze starzeniem się, nawet jeśli środkiem odmładzającym jest "tylko" witamina E . Nie wolno się starzeć, a młodość trzeba zachowywać w sposób naturalny i już - zawyrokował świat.
Temu, komu się to nie uda, biada. Od momentu jednak, gdy w "Twoim Stylu" dwie bezpruderyjne kobiety - Anna i Maria Bojarskie - przyznały się do plastycznych zabiegów i obfotografowały swoje nowe, młodsze buzie, w niejednym opiniotwórczym salonie zapanowała konsternacja.
Co teraz zrobić z tą obowiązującą, chociaż niepisaną, zasadą, że o wygładzonych laserem zmarszczkach się nie opowiada? Należy za wszelką cenę przemilczeć każdą chirurgiczną interwencję, a nowy image przypisać zwiększonej dawce snu albo mantrze. Cóż z tego - syczą dobrze poinformowane panie, wydymając przy tym usta - że Y czy X wygląda jak nowo narodzona, skoro to zasługa sprawnie poprowadzonego skalpela, a nie genów. Poprawiona uroda wraz z dołączonym adresem chirurga traci automatycznie na wartości. To cena, jaką płaci za "wieczną" młodość współczesna kobieta. Gdy patrzy w lustro i widzi swoją gładką buzię, zamiast się cieszyć z efektu, zadręcza się tym, że inni na jej widok pomyślą o chirurgu, a nie o tym, jak świetnie wygląda. Dlaczego tak bardzo zależy jej, by inni uwierzyli w to "prawdziwe kłamstwo", czyli to, że czas się jej nie ima? By poprawić samopoczucie - tylko czyje? No właśnie. Może już nie warto dłużej udawać, że gładkie lico ma się po babci i zdecydować się na wariant sióstr Bojarskich? Ten z pewnością gwarantuje, że w siną dal odejdą kawiarniane spekulacje, podejrzliwe spojrzenia i szepty za plecami: "Co też ona zrobiła, że tak dobrze wygląda?".
Kiedy jednak za siostrami Bojarskimi pójdą inne? Na łamach amerykańskiego "Vouge?a" natrafiłam na takie wyznanie : "Zawstydzona swoimi trzydziestymi siódmymi urodzinami - pisze dziennikarka - postanowiłam zostać weteranką operacji plastycznych. Przyglądałam się swoim migdałowym oczom, które przestawały już być zwierciadłem mojej duszy. Nawet moja matka zawyrokowała: "Przydałaby ci się mała korekta"".
Posiadaczka opadających powiek poddała się więc wycięciu postarzających nawisów i - jak obiecał chirurg - ponownie rzucała spojrzenia dwudziestolatki. Czy więc swoim dawno nie widzianym znajomym opowiadała, że wygląda tak młodo, bo radykalnie zmieniła tryb życia? Ależ skąd. "Na jednym z przyjęć siedziałam przy stole z 39-letnią pisarką, która mimo że była atrakcyjna, wyglądała na swój wiek. Gdy wspomniałam, że mam dziesięcioletniego syna, zawołała: "Niemożliwe, wygląda przecież pani tak młodo!". Właśnie skorygowałam sobie oczy - wyznałam szczerze i bez wahania. W tym momencie poczułam, że moja walka o młodość - poprzedzona bólem, opuchlizną i sińcami - została nagrodzona. Co więcej, byłam pewna, że moja rozmówczyni już wkrótce stanie się jedną z nas".
To znaczy jedną z tych, które wiedzą, że nie można się nie zestarzeć i że i tak dopadnie nas menopauza. Ale mimo wszystko, jeśli tylko odczujemy taką potrzebę, możemy się zdecydować na zatrzymanie czasu. Takie kobiece "prawdziwe kłamstwo".
Bohaterka "Celebrity", najnowszego filmu Woody?ego Allena, zwraca się do swojej przyjaciółki: "To nieprawdopodobne, że poznałaś mężczyznę swego życia w poczekalni chirurga plastycznego". Ten błyskawicznie oczywiście zauważył, że u potencjalnej pacjentki trzeba poprawić za wąskie usta, opadające powieki i podbródek. To lista koniecznych przeróbek, które uczynią z niej atrakcyjną partnerkę. A co z mężczyzną życia? Pochwalił przyszłą żonę i nie wiedząc, że jest jeszcze przed zabiegiem, zawyrokował: "Trzeba przyznać, że w pani wypadku profesor nieźle się przyłożył. Efekt jest zachwycający". O ironio losu! Toż to doskonały argument dla zadeklarowanych przeciwników chirurgicznych interwencji. Ale nie dla tych, którzy autorytatywnie wyrokują, że nikt nas już nie pokocha, jeśli nie będziemy odpowiadały aktualnie obowiązującym kanonom. Warto przypomnieć, że w tej chwili modne są kolagenowe, czyli nienaturalnie wydęte usta. Według amerykańskich sondaży, w relacjach kobieta-mężczyzna nadal niewiele się zmieniło: mężczyźni ciągle rozglądają się za sterczącymi pod obcisłym sweterkiem piersiami i pośladkami opiętymi seksowną bielizną. A kobiety? Im nadal najatrakcyjniejsze wydają się pieniądze i władza, nawet jeśli towarzyszy jej nieatrakcyjne, przyprószone siwizną i naznaczone nadwagą opakowanie. Czyli nie skorygowany plastycznie dojrzały mężczyzna. A gdyby się tak wszystko odmieniło? Mężczyźni zyskiwaliby w oczach kobiet tylko jako właściciele kolagenowych ust i silikonowych pośladków, a im wystarczyłaby władza i pieniądze? Bez prób zatrzymywania czasu? To jest właśnie "prawdziwe kłamstwo".
Więcej możesz przeczytać w 17/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.