Świnie i rozum

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nie ma dobrej edukacji bez dobrych badań naukowych
Rząd pracuje już nad ostatnim budżetem Polski w tym wieku. Dochodzący zewsząd populistyczny ryk nie wskazuje na to, aby nasze elity polityczne decydujące o budżecie powiększyły dotacje na naukę i edukację. Nie jest wesoło. Reforma systemu emerytalnego zrównała prawa większości profesorów tytularnych w Polsce z prawami obywateli III RP utrzymującymi się z opilstwa (zrealizowano wreszcie hasło: "wszyscy mamy równe brzuchy", kosztem tych, co mają ciut lepsze głowy). Rząd - tylko po części pod presją obowiązku zajęcia stanowiska w sprawie bubla konstytucyjnego "o częściowo odpłatnym, lecz bezpłatnym" szkolnictwie wyższym - chce do jesieni doprowadzić do uchwalenia nowej ustawy o szkolnictwie wyższym. Bardzo zły jest tzw. projekt społeczny, przygotowany przez rektorów wyższych szkół niepaństwowych. Zarówno projekt społeczny, jak i wersje projektu rządowego łączy zamiar dalszego obniżenia poziomu profesury oraz oderwanie od realiów gospodarki kraju.
Do "poprawy nastrojów" walnie przyczynia się wymagający awaryjnego remontu Komitet Badań Naukowych, który jeszcze nie poinformował utrzymywanych przez siebie instytucji naukowych o wysokości przyznanej im w tym roku jałmużny na tzw. działalność statutową. W kasach instytucji badawczych, uczelni, a przede wszystkim pracowników nauki, są więc pustki.
Inne kraje też przygotowują swoje budżety. W Stanach Zjednoczonych, które mają ostatnio trochę zwiększone wydatki - choćby z powodu zaangażowania w wojnę na Bałkanach - dotacja dla Narodowej Fundacji Badań (NSF), finansującej tylko drobny fragment działalności naukowej w USA, wzrośnie do 4 mld dolarów (16 mld zł). To tyle, ile wyniesie - według optymistycznych szacunków - tegoroczny deficyt polskiego budżetu. Subwencja NSF została powiększona w stosunku do poprzedniego roku o 7 proc. W Stanach Zjednoczonych uznano za konieczne zintensyfikowanie badań w dziedzinach podstawowych, przede wszystkim technologii informacji (nowe technologie oraz badania w dziedzinie szeroko pojętej informatyki). Jednym z priorytetowych zadań NSF ma być na przykład rozwijanie Narodowej Cyfrowej Biblioteki Matematyki, Inżynierii i Techniki (NSMETEDL) - sieci baz danych dostępnych dla uczelni i szkół, uczniów i nauczycieli.
Filozofia zmian budżetu NSF wynika z zaakceptowania tego, że instytucje federalne, a więc ogół podatników, będą w przyszłości głównym "sponsorem" badań podstawowych, które muszą poza tym współgrać z rozwojem edukacji. Mimo że nowe technologie, głównie informatyczne, wnoszą do gospodarki USA ok. 700 mld dolarów rocznie, wydatki korporacyjne na podstawowe badania i rozwój (w odróżnieniu od tzw. badań krótkoterminowych oraz dotyczących konkretnych produktów) zmalały w latach 1989-1996 niemal o połowę. Pod koniec XX wieku badania podstawowe realizowane są na powrót w laboratoriach uczelnianych lub związanych z uczelniami - przykładem niemieckie tzw. wielkie ośrodki badawcze, skupione w Stowarzyszeniu im. Helmholtza (część z nich ma nadal w nazwie skrót GmbH), zatrudniające armie doktorantów i magistrantów.
Porównanie budżetów NSF i naszego Komitetu Badań Naukowych wskazuje, że otrzymywane przez KBN środki (poniżej 0,5 proc. PKB) stanowią szóstą część funduszy NSF. Biorąc pod uwagę wielkość gospodarki USA, pozornie jest to korzystne porównanie. Pozornie, ponieważ KBN nie zajmuje się tym, czym powinien, czyli finansowaniem tylko badań podstawowych. Niestety, nadal finansuje on krótkoterminowe badania przemysłowe (głównie poprzez tzw. JBR). Tymczasem powinny one zostać przejęte przez podmioty gospodarcze. Aby nauka w Polsce mogła się rozwijać z korzyścią dla podatników, czyli w ścisłym związku z rozwojem szkolnictwa wyższego, KBN winien pozostać instytucją finansującą tylko badania podstawowe. Podnosząc wtedy larum o pieniądze na naukę, będziemy wiedzieli, że nie przyczyniamy się do wyciągania z publicznej kasy pieniędzy na badania nad nie rozlewającymi piwa wagonami restauracyjnymi. Dla dobra podatnika komitet musi też uzyskać zdolność prawną do wspomagania działalności edukacyjnej. Gdyby przestrzegać obecnej ustawy o KBN, żaden student w Polsce nie mógłby korzystać na uczelni z Internetu czy poczty elektronicznej. To ważne, gdyż w ubiegłym roku dzięki staraniom posłanki Grażyny Staniszewskiej ruszyła akcja instalowania Internetu w ponad 2 tys. gminnych szkół. Otrzymują one prawdziwe laboratoria komputerowe podłączone do sieci. Kto ma finansować polski odpowiednik narodowej biblioteki cyfrowej? Prywatne fundacje temu nie podołają.
Zadziwiająca krótkowzroczność reformatorów medycyny w Polsce spowodowała, że zapomniano o tym, iż lekarzom i pielęgniarkom trzeba nie tylko dobrze płacić, lecz umożliwić im także pracę badawczą. A to oznacza pieniądze. Aby środki te były adekwatne do potrzeb, powinny zostać wyjęte z ogólnego kotła. Budżet Narodowego Instytutu Zdrowia, instytucji finansującej ogólnie rozumiane badania medyczne w USA, jest znacznie wyższy niż budżet NSF. W Polsce powinniśmy zacząć od podziału formalnego: głównie po to, aby stopniowo przywrócić proporcje i móc ocenić wyniki badań na uczelniach medycznych. Nie jest tajemnicą, że poziom badań w wielu akademiach medycznych jest niski, że uczelnie te bronią się przed zatrudnianiem światowej klasy uczonych, którzy nie są klinicystami. To jednak sprawia, że absolwenci tych uczelni często nie ocierają się nawet o badania naukowe. KBN nie pasuje do obecnej rzeczywistości, choć jego zasługi w pierwszych latach po utworzeniu są ogromne (na przykład finansował rozwój infrastruktury naukowej, choćby budowę sieci NASK). Rozwój Polski w ciągu ostatnich lat wykazał całkowitą ułomność hybrydowej struktury KBN: zasiadającego w rządzie ministra i jego urzędu oraz wybieranego w dziwny sposób ciała przedstawicielskiego społeczności naukowej. Struktura KBN odzwierciedla rozumowanie z okresu wielkiego przełomu lat 1989-1990: "ich" minister - "nasza" rada kontrolująca. Podział odpowiedzialności za podejmowane w KBN decyzje jest rozmyty: administracja zawsze może się schować za plecy uczonych. Pozycja tych ostatnich jest jednak słaba, chociażby dlatego, że obieralni członkowie KBN pozostają aktywnymi pracownikami nauki, korzystającymi z subwencji i grantów przyznawanych przez KBN. O etycznym aspekcie tego stanu rzeczy nie wypada wspominać.
Jesienią zeszłego roku KBN przygotował plan zmiany ustawy o "sobie samym". Projekt ten został jednak źle przyjęty przez sporą część środowiska naukowego. Od tego czasu panuje cisza. Obieralna część KBN nadal zajmuje się bibliometryczną oceną placówek, pełną "obiektywnie" wprowadzanych, arbitralnych współczynników przeliczeniowych. Oceną, której wyniki są albo trywialne, albo - szczególnie w naukach humanistycznych - niezgodne z rzeczywistością.
W gospodarce rynkowej kwalifikacje pracownika mają dużą wartość rynkową. W Polsce w wyniku nie do końca przeprowadzonych jeszcze reform kwalifikacje ludzi mają należytą wartość w sprywatyzowanej części gospodarki oraz niektórych tylko firmach państwowych, na przykład w bankowości. Z jakichś powodów uznano, że kwalifikacje lekarzy, nauczycieli i naukowców są "nieważne". Reformując służbę zdrowia, doceniono kwalifikacje urzędnicze (stąd wysokie i zapewne zasłużone zarobki administracji kas chorych), lecz zbagatelizowano umiejętności lekarzy i pielęgniarek. Teraz każda próba reformy podstawowych badań naukowych i uczelni akademickich spotka się z oporem środowiska, które będzie uważać, że - podobnie jak lekarze - na tym straci.
W sytuacji "zagrożenia" ujawniają się złe obyczaje. Finansowe upośledzenie pracowników nauki w znacznym stopniu przyczyniło się w ostatnich latach do obniżenia norm etycznych. Już prawie nikt nie dostrzega, że nie jest etyczne zatrudnianie profesorów jednej uczelni w drugiej, w dodatku o tym samym profilu (praca dla konkurencji). Mnożą się wypadki naukowych oszustw (zeszłoroczna afera plagiatu kilkudziesięciu prac badawczych), coraz częściej tolerowanych przez środowisko naukowe. Przeprowadzenie reform będzie więc teraz znacznie trudniejsze.
Jakie jest wyjście z tej sytuacji? Większość funkcji KBN powinny przejąć pozarządowe agendy państwa. Do rozdysponowywania funduszy na tzw. granty indywidualne wystarczyłaby fundacja otrzymująca z budżetu państwa dotację i pracująca według sprawdzonych wzorów światowych, na przykład korzystająca z zagranicznych recenzentów (wtedy gdy ma to sens, czyli w matematyce, fizyce, chemii, biologii). Ta sama fundacja mogłaby finansować niewielką liczbę wyselekcjonowanych placówek badawczych, które i tak powinny brać udział w kształceniu studentów - od licencjatu po doktorat. Podstawowym elementem reformy musi być bowiem związanie placówek badawczych z kształceniem wyższym. Trzeba zatem - korzystając z zawartej w nowej ustawie o PAN furtki prawnej - wprowadzić taki obowiązek w odniesieniu do placówek Polskiej Akademii Nauk.
De facto powstaną nowe uczelnie państwowe, wykorzystujące mienie istniejących bibliotek, laboratoriów itp. Oznaczałoby to też powiększenie oferty edukacyjnej o nowego typu uczelnie przy instytucjach akademii. Dotychczasowe doświadczenia kilku instytutów PAN są bardzo zachęcające. Pozostała część KBN po reformie mogłaby się stać departamentem badań w nowym Ministerstwie Edukacji i Badań. Nie ma bowiem dobrej edukacji bez dobrych badań naukowych i nie można prowadzić dobrych badań w kraju posiadającym złe szkoły i uczelnie.
Debatujący ostatnio w telewizji politycy po omówieniu dopłat do tuczników, zboża itp. gremialnie dopominają się o polepszenie sytuacji edukacji, głównie wiejskiej. To niezwykle ważne: musimy upowszechnić edukację na poziomie gimnazjalnym i licealnym, przede wszystkim na polskiej wsi i w małych miastach. I temu ma służyć wchodząca w życie reforma szkolna. Reforma ta może się nie powieść choćby dlatego, że pozbawiony zaplecza badawczego, ubogi system szkolnictwa wyższego, nie dostarczy dobrych nauczycieli. Patrzmy więc uważnie na to, co się będzie działo z budżetem na przyszły rok. Zobaczymy, czy wygrają w nim świnie, czy rozum.

Więcej możesz przeczytać w 17/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.