Ostateczna tajemnica

Ostateczna tajemnica

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czy możliwy jest konstruktywny dialog między nauką a religią?
Współczesna nauka przedstawia wszechświat opisany bezosobowymi prawami i nie mający żadnego specyficznego celu - uważa Steven Weinberg, jeden z najwybitniejszych współczesnych fizyków, laureat Nagrody Nobla. Czy wszechświat miał początek i stwórcę? Odpowiedzi na to pytanie szukali w Waszyngtonie najznakomitsi naukowcy podczas konferencji na temat dialogu między nauką a religią. Spotkaniu patronowała American Association for the Advancement of Science. Nasz wiek często nazywany jest złotym wiekiem kosmologii. Rzeczywiście, w tym stuleciu dokonano w tej dziedzinie rewolucyjnych odkryć: powstała teoria względności, mechanika kwantowa, a Edwin Hubble udowodnił, że wszechświat się rozszerza. Nadal jednak nie znamy odpowiedzi na wiele pytań. Czy wszechświat miał początek? Czy zaprojektował go jakiś stwórca? Czy poza nami istnieją inne inteligentne istoty? Jeśli ktoś może sugerować prawdopodobne odpowiedzi, z pewnością jest to Steven Weinberg, fizyk, którego praca dokonała przełomu w naszym rozumieniu wszechświata i stanowi pierwszy krok ku stworzeniu kwantowej teorii grawitacji - jednolitej "teorii wszystkiego", mającej opisać wszystkie procesy i cechy kosmosu, w tym również nasze w nim miejsce. Dziś przyjmujemy, że wszechświat zaistniał miliardy lat temu w chwili Wielkiego Wybuchu. Początkowo był niewyobrażalnie gęsty i gorący, lecz rozszerzając się, stopniowo stygł, powstały pierwsze atomy, gwiazdy i galaktyki. Współczesne modele przedstawiają wszechświat stale zmieniający się, o zakrzywionej przestrzeni, wypełniony atomami, promieniowaniem i tajemniczą, ciągle nieuchwytną, ciemną materią. Rządzą w nim cztery podstawowe siły - grawitacja, elektromagnetyzm oraz słabe i silne siły jądrowe. Fizycy podejrzewają, iż "teoria wszystkiego" udowodni, że są one jedynie różnymi przejawami jednej siły. Ciągle znamy tylko cząstkowe zasady takiej teorii, opisujące niektóre zjawiska w kosmosie. Próbował ją sformułować Albert Einstein, nie potrafił jednak w pełni zaakceptować zasady nieoznaczoności związanej z mechaniką kwantową, gdyż nie mógł się pogodzić z możliwością, że wszechświatem rządzi przypadek. "Bóg nie gra w kości" - mówił. Dziś jednak mechanika kwantowa jest powszechnie akceptowana. Jak więc wytłumaczyć, dlaczego wszechświat jest taki, a nie inny? Może rzeczywiście miał swojego stwórcę, który nadał mu specyficzne prawa, cząstkom określone masy i właściwości?

Potrzebujemy kwantowej teorii grawitacji, by wyjaśnić wszystkie cechy naszego wszechświata i udowodnić, dlaczego prawa natury są takie, jakie są i istniejemy my sami. - Każdy wszechświat można by wyjaśnić jako rezultat jakiegoś projektu - nawet gdyby był to kosmos kompletnie chaotyczny i nie obowiązywałyby w nim żadne prawa. Wtedy zawsze można powiedzieć, że wymyślił go idiota - mówi Steven Wein- berg. W swojej słynnej książce "Sen o teorii ostatecznej" podkreśla on, iż nie uważa, że fizyka służy szukaniu kreatora kosmosu, chociaż fizycy lubią używać sformułowania "Bóg" w sensie metaforycznym. Odnoszą się w ten sposób do praw naturalnych, zasad i porządku wszechświata. Tak myślał Einstein, nie wierząc w istnienie nadnaturalnej istoty interesującej się losami ludzi i ingerującej w ich codzienne sprawy. Ale w takim wypadku, po co używać sformułowania "Bóg"? - Dla mnie interesującym pytaniem - takim, na które możemy mieć nadzieje uzyskać w pewnym stopniu odpowiedź - jest to, czy istnieje stwórca taki, jakiego opisują tradycyjne religie monoteistyczne - powiada Weinberg. Weinberg podkreśla, że w dawnych czasach istnienie nadnaturalnej istoty musiało się wydawać oczywiste. Nie potrafiono wytłumaczyć takich zjawisk, jak ogień, deszcz, piorun, narodziny, śmierć czy inteligencja. Nie wierzono, że mogą one być rezultatem naturalnych procesów. Dziś nauka ukazała nam wszechświat opisany bezosobowymi prawami i nie mający żadnego specyficznego celu istnienia: "Im bardziej wszechświat wydaje się zrozumiały, tym bardziej też wydaje się bezcelowy" - to najsłynniejsze i najczęściej przytaczane stwierdzenie noblisty, zawarte również w jego książce "Pierwsze trzy minuty". Mimo że nie znamy jeszcze wszystkich podstawowych praw rządzących kosmosem, stworzyliśmy teorie tłumaczące większość z nich i nie widzimy odstępstw od tych praw, cudów i wyjątków.


Potrzebujemy kwantowej teorii grawitacji, by wyjaśnić wszystkie cechy naszego wszechświata

Według niektórych fizyków, stwórca może się przejawiać w kosmosie w niezwykle subtelny sposób: na przykład przez stworzenie fundamentalnych praw, które doprowadziły do naszego powstania. Zgodnie z zasadą antropiczną, przypominaną w Waszyngtonie przez jednego z jej twórców - Johna Baarowa - wszechświat jest skonstruowany w taki sposób, by mogło w nim powstać życie. Dla zwolenników tej idei istoty inteligentne i obdarzone świadomością to cel istnienia wszechświata. Teolodzy dodają, że drobiazgowej selekcji wszystkich niezbędnych do tego parametrów kosmosu dokonała istota wyższa. W kosmosie rzeczywiście występują intrygujące prawa natury i trudno uwierzyć, że ich cechy są dziełem przypadku. Gdyby grawitacja była tylko trochę słabsza lub silniejsza, nie istniałby nasz Układ Słoneczny, gdyż planety odleciałyby w przestrzeń międzygwiezdną albo spadłyby na Słońce. Gdyby siła elektryczna była inna, prawo elektromagnetyzmu nie pozwalałoby na powstanie stabilnych atomów. Okazuje się, że natura pełna jest takich pozornie sprzyjających praw, umożliwiających powstawanie galaktyk, gwiazd, planet i życia. Weinberga takie argumenty nie przekonują. Przyznaje, że prawa natury są tak dostrojone, iż pozwalają na powstanie życia, lecz nie widzi w tym żadnego spektakularnego zbiegu okoliczności. - Nie robią one na mnie wrażenia. Poziom energetyczny jądra atomu węgla musi być dokładnie taki, jaki jest, aby mogło dojść do syntezy jądrowej i powstania w gwiazdach cięższych pierwiastków, takich jak niezbędny do życia tlen - odpowiada. Bardziej przekonują Weinberga najnowsze odkrycia w kosmologii, zgodnie z którymi "nasz" Wielki Wybuch mógł być jednym z wielu i podczas każdego z nich stałe w naturze mogły przyjąć inne wartości. Nasz wszechświat ma parametry umożliwiające powstanie i ewoluowanie życia do formy obdarzonej inteligencją i zdolnej zadawać pytania o jego sens i naturę, ale mogą też istnieć inne kosmosy lub subkosmosy naszego wszechświata, gdzie prawa natury nie pozwalają na powstanie życia i nikt się tam nie zastanawia nad jego sensem i początkiem. - Można się zachwycać, mówiąc: "Czyż to nie wspaniałe, że stwórca umieścił nas na planecie, gdzie temperatura, woda i ciśnienie są tak dobrane do naszych potrzeb, a nie np. na Merkurym?". Wszystko zależy od tego, czy prawa natury ukazują nam wszechświat, w którym w różnych jego rejonach to, co my określamy jako "stała", przybiera różne wartości, czy też nie. Zasada antropiczna nie wydaje więc w pełni przekonująca - uważa Weinberg. - Podstawowe prawa przyrody - w naszym rozumieniu - są chłodne, bezosobowe i nie zawierają żadnego specjalnego odniesienia do życia. Wiemy, że człowiek jest wynikiem trwającej miliony lat naturalnej selekcji, a biologowie, choć nie rozumieją wszystkich zjawisk związanych z życiem, nie znajdują w nim niczego szczególnego, niczego, co odbiegałoby od zasad fizycznych rządzących wszechświatem. Henri Bergson i Obi-wan Kenobi mylą się - nie istnieje żadna "siła życiowa". Jak mówił Richards Feynman, jeden z najsłynniejszych fizyków teoretyków: "Teoria, że to wszystko jest zorganizowane w formie oglądanej przez boga teatralnej sceny, na której człowiek walczy o dobro lub zło, wydaje się niewystarczająca". Weinberg podkreśla, że nie można zapominać, iż wszechświat jest niewyobrażalnie wielki - może nawet nieskończony - istnieje więc niezliczona liczba planet. Na wielu z nich, nawet jeśli stanowią znikomy ułamek, mogło powstać życie, rozwinęły się zwierzęta, które potrafią chodzić. - I może jest bardzo mało prawdopodobne, że dysponują inteligencją potrzebną do rozważania sensu wszechświata. No to co? Świadczyłoby to jedynie o tym, że my jesteśmy po prostu wybranymi, bardzo niezwykłymi członkami tego "kosmicznego zgromadzenia". Fakt, że mamy inteligencję, niczego nie dowodzi. Weinberg widzi ogromną szansę na zrozumienie wszechświata nie w poszukiwaniach jego stwórcy, lecz w mechanice kwantowej, już dzisiaj opisującej równie dobrze istnienie inteligentnego obserwatora, jak i zderzające się w akceleratorach cząstki. - To dzieło nie jest jeszcze ukończone i nie mogę powiedzieć, że mamy zupełnie zadowalającą i obiektywną formułę mechaniki kwantowej, ale tak się stanie - zapewnia.


Steven Weinberg: "Im bardziej wszechświat wydaje się zrozumiały, tym bardziej też wydaje się bezcelowy"

Nawet gdy fizycy znajdą już swój święty Graal - "teorię wszystkiego" - i będzie możliwe ustalenie zasad rządzących kosmosem, nadal nie będziemy mieli kompletnego i satysfakcjonującego obrazu wszechświata, gdyż zawsze będziemy w stanie zapytać: "Dlaczego mechanika kwantowa, a nie newtonowska? W mechanice kwantowej nie ma niczego logicznie nie do odparcia...". - Muszę przyznać, że - moim zdaniem - istnieje ostateczna tajemnica, której nauka nigdy nie wyeliminuje. To samo dotyczy wiary w Boga czy stwórcę wszechświata - przyznaje Weinberg. - Jeśli mówiąc o Bogu, masz na myśli jego konkretne cechy, na przykład, że jest inteligentny, czujny, zazdrosny, mściwy czy kochający, musisz odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Bóg jest taki, a nie inny. Znowu więc pojawia się ostateczna tajemnica. W takim wypadku fizyka jest w lepszej sytuacji. Teorie fizyczne mają logiczną sztywność, która pozwala nam wyjaśnić, dlaczego to właśnie one są prawdziwe, a nie coś trochę lub zupełnie innego. Z kolei teorie religijne są nieskończenie giętkie i mogą być modelowane, by pasowały do opisu stwórcy, jakiego sobie wymyślisz. Steven Weinberg słynie z radykalnych i gorzkich refleksji nad religią, kwestionując jej rolę w propagowaniu dobra moralnego. - Próbując ostatecznie rozstrzygnąć, czy w życiu spotykamy znaki świadczące o istnieniu nadprzyrodzonego stwórcy, moje doświadczenie jako fizyka zawodzi i muszę polegać, jak każdy, na własnym doświadczeniu życiowym. Uważam się za wyjątkowo szczęśliwego człowieka, ale nawet ja widziałem, jak moja matka długo umierała na raka, osobowość mojego ojca zniszczyła choroba Alzheimera, a wielu moich krewnych padło ofiarą Holocaustu. Istnienie życzliwego projektanta tego świata wydaje się więc co najmniej przewrotne. Z religią czy bez, mielibyśmy dobrych ludzi czyniących dobrze i złych wyrządzających krzywdę - podkreśla. Przypomina również, że problem istnienia zła jest tłumaczony tym, że mamy "wolną wolę". - Wydaje mi się "trochę" niesprawiedliwe, że moi kuzyni zostali wymordowani po to, by hitlerowcy mogli realizować swoją wolną wolę. A - odsuwając Holocaust na bok - co w takim razie z rakiem? Co to jest? Wolna wola dla nowotworów? Teolodzy mówią, że nie powinniśmy używać ludzkich standardów w sądzeniu Boga. To arogancja. Mój problem polega na tym, że jeśli jeszcze do tej pory nie jestem przekonany o istnieniu stwórcy i szukam dowodów na jego istnienie, wypatrując śladów jego dobroczynności we wszechświecie, to jakich innych standardów moralności mam używać, jeśli nie własnych i ludzkich? A stosując je, nie widzę przejawów żadnego wyjątkowego i znaczącego dobra na świecie - mówi z rezygnacją. Weinberg nie wierzy w konstruktywny dialog między nauką a religią: - Jestem za dialogiem, lecz nie konstruktywnym. Myślę, że największym osiągnięciem nauki nie jest to, że odrzuca religię, lecz to, że coraz częściej pozwala inteligentnym ludziom nie wierzyć.

Więcej możesz przeczytać w 19/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.