Piersi w boju

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czwarta wojna z seksem
Trzy holenderskie gwiazdy filmów porno - "gibka" Melani, "rozkoszna" Jacqueline i "słodka" Bibi - nie mogły zaprezentować swoich wdzięków publiczności Targów Erotyki, Rozrywki, Zdrowia i Urody EroCarnaval ?99. Obrońcy moralności cofnęli klubowi sportowemu Pogoń Zabrze zgodę na zorganizowanie pokazów. Targi przekształciły się więc w prywatną imprezę, na którą wstęp mieli tylko wybrani. Miały być tłumy, a było pusto. Już po pierwszym dniu organizatorzy zadecydowali, że kontynuowanie targów nie ma sensu. Zmarnowało się pół tony kisielu, w którym miały się toczyć zapaśnicze pojedynki. Nie wyświetlono filmu "Kamasutra", nie wystąpił też Teatr Bluźnierczy. Nie doszło nawet do - jak zapowiadano porywającej - dyskusji o seksie i zakłamaniu z udziałem dr. hab. Juliana Godlewskiego z Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz prof. Józefa Bańki z Uniwersytetu Śląskiego.

W tym czasie w całym kraju wzmagały się protesty przeciwko "gorszącej" reklamie papierosów. Gorszyły nagie kobiece piersi. Po raz kolejny moralną krucjatę podjęła "polska liga antypornograficzna". Pierwsza wojna przeciwko deprawacji (w III RP) zaczęła się za rządów Hanny Suchockiej, kiedy "świerszczyki" wyszły z podziemia. Kolejną akcję (jej symbolem był przekreślony króliczek "Playboya") podjęło ok. 60 niezależnych grup. Ich działania koordynowało jednak Radio Maryja. Ostatnia kampania prowadzona przez Komitet do Walki z Pornografią odbywała się pod patronatem ministra Kazimierza Kapery, pełnomocnika rządu do spraw rodziny. Obecna - już czwarta - wojna z seksem ma charakter podjazdowy. Targi Erotyki, Rozrywki i Urody EroCarnaval '99 miały trwać cztery dni. Do organizatorów zgłosiło się 30 wystawców, dla których przygotowano 700 m2 powierzchni wystawowej. Po raz pierwszy tego typu imprezę postanowiono udostępnić publiczności. Dotychczas targi tej branży organizowane w Warszawie odbywały się w częściowej konspiracji. - Chcieliśmy przygotować imprezę, w której byłoby więcej dowcipu niż seksu - mówi Krzysztof Szewczyk z gliwickiej firmy Protag Invest, przygotowującej targi. Wydrukowano na przykład specjalny przewodnik dla zwiedzających, w którym stopniuje się seksualne emocje. "Niewinne" stoiska lub pokazy oznaczono kolorem białym, budzące nieco większe napięcie - różowym, zaś wydarzenia i eksponaty "działające z mocą viagry" - krwistą czerwienią. Ochroniarze przy wejściu mieli legitymować wszystkich wchodzących, sprawdzając, czy są pełnoletni.
Kłopoty zaczęły się, gdy informacja o targach erotycznych dotarła do władz miasta. Początkowo impreza miała się odbyć w hali sportowej Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji, ale Roman Urbańczyk, prezydent Zabrza, a jednocześnie lider Stowarzyszenia Rodzin Katolickich, nakazał kierownictwu MOSiR wycofanie się z tego pomysłu. Wówczas organizatorzy targów postanowili się zwrócić do klubu sportowego Pogoń Zabrze, który znalazł się w finansowym dołku i niezbyt przejął się groźbami władz miasta. Prezydent Zabrza nie zamierzał jednak ustąpić. - Tego typu impreza nie powinna w ogóle się odbyć. Zwłaszcza w takim miejscu jak Zabrze - stwierdził Roman Urbańczyk. Seks i erotyka są, jego zdaniem, sprawami intymnymi, a mieszkańcy są przeciwni temu, by stały się przedmiotem handlu i publicznej prezentacji. Prezydent stwierdził, że odbierał wiele telefonów od zbulwersowanych obywateli miasta, choć przyznał również, iż dzwonili członkowie Stowarzyszenia Rodzin Katolickich. Koronnym argumentem była obawa przed zamieszkami ulicznymi wywołanymi przez przeciwników erotycznych targów. - Nie mogłem do tego dopuścić - stwierdził prezydent Urbańczyk.
Sprawa zrobiła się na tyle głośna, że trafiła na posiedzenie rady miasta. - Zarządziliśmy głosowanie nad poparciem dla prezydenta. Większość radnych opowiedziała się za podjęciem działań prowadzących do odwołania imprezy - mówi Zbigniew Szczurek, przewodniczący rady miasta. Przeciwny targom był także wojewoda katowicki Marek Kempski. - Zdaniem wojewody, tego typu imprezy nie promują miasta - tłumaczy Grzegorz Widenka, sekretarz Kempskiego.
Trzy dni przed rozpoczęciem targów EroCarnaval '99 do hali sportowej przyjechała ekipa strażaków mających sprawdzić zabezpieczenie obiektu - oczywiście "zupełnie przypadkowo". - Tak się właśnie złożyło - wyjaśnił kpt. Jerzy Matusiak, zastępca komendanta zabrzańskiej policji. Strażakom udało się znaleźć kilka uchybień, które opisali w protokole. Osiem minut po opuszczeniu przez nich hali pojawił się pracownik magistratu z pismem nakazującym odwołanie targów. Podstawą takiego zarządzenia był negatywny wynik kontroli przeprowadzonej przez straż pożarną. Następnego dnia zjawili się wysłannicy sanepidu. Zbigniew Bożek, powiatowy inspektor sanitarny, przyznał, że wiedział, "co się święci" i nie chciał czekać na ponaglenia zwierzchników. - Osobiście nie mam nic przeciwko tej imprezie. Nie sądzę także, by nasze krytyczne uwagi mogły być podstawą do jej odwołania - wyjaśnił.
Następni w kolejce kontrolerów byli inspektorzy urzędu skarbowego, na końcu - policjanci. Organizatorzy targów otrzymali pismo od komendanta rejonowego, z którego wynikało wprost, że policja spodziewa się zakłócenia "ładu i porządku". - Możemy wprowadzić do akcji około tysiąca ochroniarzy, aby się przeciwstawić agresji i uspokoić chuliganów - replikował przedstawiciel organizatorów. Powołano również eksperta do spraw zabezpieczeń przeciwpożarowych, zakupiono potrójną liczbę gaśnic, a podczas imprezy w pobliżu hali miał cały czas czekać w pogotowiu bojowy wóz strażacki z dziesięcioosobową załogą.
W końcu okazało się jednak, że morale mieszkańców Zabrza nie zostanie wystawione na próbę. Magistrat cofnął klubowi sportowemu Pogoń zezwolenie na organizację imprez masowych. Jedną z przyczyn było słabe ciśnienie wody w hydrantach. To ostatecznie przechyliło szalę zwycięstwa na stronę prezydenta Romana Urbańczyka. Organizatorzy musieli się poddać. Amatorom przeżyć erotycznych, którzy pojawili się przed wejściem na targi, oświadczono, że odbywa się tam prywatna impreza: aby się dostać do środka, należy okazać zaproszenie. Stowarzyszenie Rodzin Katolickich udowodniło, że jest organizacją o wiele skuteczniejszą niż ambasador Rosji. Dwa lata temu to właśnie on protestował w Warszawie przeciwko targom erotycznym, gdyż miały się odbyć w dawnym domu przyjaźni polsko-radzieckiej. Organizatorzy imprezy w Zabrzu zaczęli podliczać straty. Klub sportowy Pogoń miał zarobić na wynajęciu hali 35 tys. zł, co - z powodu kiepskiej kondycji finansowej - byłoby poważnym zastrzykiem finansowym. - Już teraz mamy straty. Jeśli nie otrzymamy pieniędzy, będziemy rozłożeni na łopatki - mówi Andrzej Góra, pełnomocnik prezesa Pogoni. Z kolei firma Protag Invest szacuje swoje straty na milion złotych. Sprawą już zajęła się wynajęta kancelaria adwokacka. Być może jednak EroCarnaval uda się zorganizować nieco później i w innym mieście: nie w Zabrzu zdominowanym przez Stowarzyszenie Rodzin Katolickich, lecz w Bytomiu.
Tymczasem na Śląsku - z inicjatywy wojewody Marka Kempskiego - trwa zmasowane "prześwietlanie" agencji towarzyskich. W operacji bierze udział policja, urząd wojewódzki, Państwowa Inspekcja Sanitarna, Państwowa Inspekcja Pracy, a nawet funkcjonariusze straży granicznej. "Walka o czystość moralną narodu" toczy się też na innych frontach. Szczególne emocje w całej Polsce wzbudził plakat reklamujący papierosy, na którym widać obnażony biust. Taki właśnie billboard pojawił się w Częstochowie nieopodal okien przedszkola prowadzonego przez Zgromadzenie Sióstr Najświętszej Rodziny z Nazaretu. Siostry poczuły się dotknięte bardzo śmiałym - ich zdaniem - i naruszającym kanony publicznej moralności plakatem. - W ich odczuciu wizerunek narusza dobre obyczaje - stwierdził Jacek Mróz, rzecznik częstochowskiego magistratu.
Wkrótce podjęto rozmowy z firmą odpowiedzialną za krytykowany sposób promocji papierosów. Po kilku godzinach nagie piersi przysłonił biały pasek papieru z napisem "cenzura" (wedle zamierzeń prowadzących kampanię reklamową, miało to nastąpić kilka dni później). To jednak nie do końca usatysfakcjonowało siostry, które chcą, by także w nowej, "niewinnej" formie, billboard zniknął sprzed ich okien. Przeciwko rozpowszechnianiu rzeczonego plakatu protestuje także Koło Dekanalne Stowarzyszenia Rodzin Katolickich w Zielonej Górze. Uznało ono, że plakat "emanuje niebezpiecznym z psychologicznego punktu widzenia połączeniem kolorystycznej agresji i erotyzmu". Obrońcy publicznej moralności twierdzą również, iż autorzy takich właśnie reklam "są współtwórcami zepsucia moralnego i ponoszą współodpowiedzialność za wszelkie zło, u którego podstaw leży zmysłowość".
Żarliwość i poetyka protestacyjnych laudacji nawiązuje do płomiennych wystąpień działaczy przedwojennego Komitetu Akademickich Ślubowań Jasnogórskich. Celował w nich niejaki Lewicki, który twierdził, że "gorszyciele powinni być potraktowani na równi z agentami Kominternu". Plakat promujący zachodnie papierosy przy pomocy roznegliżowanej panienki stał się również tematem debaty samorządowych władz Warszawy. Dyskusji towarzyszyła burzliwa demonstracja uliczna. Radni AWS zdecydowanie potępili gołe biusty na billboardach i zapowiedzieli podjęcie uchwał, które zapobiegną w przyszłości społecznemu zgorszeniu. Z prezentowanymi poglądami zgodził się w pełni przedstawiciel opozycji. Radny SLD Andrzej Golimont zaproponował podjęcie radykalnych kroków wobec nieprzyzwoitych stołecznych pomników - Nike oraz Syrenki.
Twórca pierwszego monumentu, Marian Konieczny, jest wciąż aktywny. Może więc wyrazić zgodę na "zmianę koncepcji artystycznej" swojego dzieła. Biorąc pod uwagę, że twórca pomnika Lenina stworzył niedawno monument przedstawiający papieża Jana Pawła II opierającego dłonie na makiecie bazyliki w Licheniu, zapewne byłby on zwolennikiem "opakowania" biustu bogini zwycięstwa. Pomnik mógłby "opakować" Christo, słynny amerykański twórca bułgarskiego pochodzenia. Więcej kłopotów przysporzą ewentualne "retusze" wyglądu Syrenki. Nie wiadomo bowiem, kto powinien wyrazić zgodę na wprowadzenie zmian.
Okrywanie rzeźb nagich kobiet bielizną może jednak także wywołać społeczne protesty. Nie tak dawno władze Tarnowskich Gór zostały zasypane skargami na reklamy damskiej bielizny. W centrum miasta na billboardach pojawiła się bowiem zgrabna pupa przyodziana tylko w minimajteczki. W ten sposób reklamowała się pewna włoska firma. "Reklama prezentująca damskie figi przekroczyła granice przyzwoitości i dobrego smaku. My, dorośli, czujemy się na takie namowy uodpornieni. Ale jak reaguje na takie namowy młody człowiek? Próbuje się przekonać o prawdziwości reklamowanych obietnic" - napisała Wspólnota Ruchu Rodzinnego Domowy Kościół, działająca w Tarnowskich Górach.
Zanim jeszcze podjęto decyzje w sprawie zdjęcia gorszącej reklamy, 20 billboardów zostało zniszczonych bądź zamalowanych. Jedna z mieszkanek miasta zagroziła, że jeśli "pupy w seksownych minimajteczkach" nie znikną, zacznie wysadzać je w powietrze. Do dzisiaj nie zrealizowała jednak swojej groźby. Wcześniej podobne emocje wzbudził plakat Andrzeja Pągowskiego z napisem "Nie pękaj". Chodziło o zachęcanie do używania prezerwatyw oraz uprawiania "bezpiecznej miłości". Cóż jednak dziwnego w tym, że do walki z wszelkimi przejawami erotyki przystąpili działacze stowarzyszeń katolickich, skoro nawet Pamela Anderson, symbol seksu, postanowiła zmniejszyć obwód swojego biustu o całe osiem centymetrów.

Więcej możesz przeczytać w 19/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.