Oskarżenia posła Karwowskiego nie miałyby takiej mocy, gdyby premier Jerzy Buzek nie uległ szantażowi i nie zwrócił się do lustracyjnej przyzwoitki o świadectwo moralności
Ostatnie dni mogły podnieść na duchu każdego, kto uważa, że w naszej polityce i w jej okolicach jest tylko cynizm, egoizm i oportunizm. Oto przez skorupę podłości przebiły się idealizm i bezkompromisowość. Lista przykładów jest długa, więc tylko kilka z brzegu. Kazimierz Świtoń, poniewierany przez idące na wiadomo czyim pasku media, potrafił zaśmiać się w twarz wszystkim politykom, którzy skroili ustawę, by wykurzyć go ze żwirowiska w Oświęcimiu. Oni go ustawą, on ich kaplicą. Oni go groźbą, on ich wodą święconą. I nie zabrakło mu odwagi, by nazwać biskupów satanistami. Nie mniejsze ukłony należą się Adamowi Słomce z KPN Ojczyzna, która to ojczyzna nie ma nic wspólnego z ubekistanem. Odsądzany od czci i wiary poseł Słomka ma dość odwagi, by stanąć w obronie moralnej czystości, a skorumpowanym i bojącym się lustracji politykom pokazać, że w polityce może być jak w Piśmie: "tak - tak, nie - nie". To nie koniec. Przedstawiciel włościan, Andrzej Lepper, ostro stawiając chłopskie postulaty, dowiódł, że chłopski rozum to nie przenośnia, ale potęga i basta. Próbującym się wcielić w szaty Witosa Kalinowskim i Janowskim pokazał, jak polski chłop walczy o swoje i jak rozmawia z władzą - jeszcze zanim zaczęły się rozmowy, powiedział, że do niczego nie doprowadzą. A jak nie doprowadzą, to już chłopy zablokują drogi przed samą pielgrzymką. W końcu Ojciec Święty i tak lata śmigłowcem. Wszystkim tym mężom chwała, choć na największy szacunek zasłużyła czwórka z SLD (nazywana przez nieżyczliwych bandą czworga), która wybrała się do Belgradu. Posłowie Sierakowska, Gadzinowski, Majewski i Ikonowicz nie dali się omamić natowskiej propagandzie dla maluczkich o gwałconych kobietach i palonych żywcem mężczyznach. Dostrzegli, że to Albańczycy czyszczą etnicznie Serbię, próbując jednocześnie rzucać kłody pod nogi demokratycznie wybranemu prezydentowi Milos?eviciowi. Najbardziej imponujące jest to, że w swojej przenikliwości i dalekowzroczności dostrzegli, iż NATO nie jest żadnym obronnym sojuszem, broniącym - pożal się Boże - praw człowieka, ale jak dawniej - agresywnym, imperialistycznym paktem gotowym przegryźć gardło każdemu, kto nie chce iść na pasku Waszyngtonu. Ileż odwagi trzeba, by nie poddać się stadnemu instynktowi każącemu składać hołdy Clintonowi, ileż rozumu, by przyznać, że tym razem rację ma nie NATO, lecz Belgrad i Moskwa, i za nimi powtórzyć: przerwać naloty. Nawet pacyfistyczni niemieccy Zieloni wezwali jedynie do zawieszenia broni. No, ale Zieloni to Zieloni, a prawdziwa lewica wie, co to solidarność z bitymi i poniewieranymi. Czwórce z SLD, która potrafiła machnąć ręką na to, co oportuniści nazywają polską racją stanu, należy się szacunek. Gołąbek pokoju, który poleciał do Belgradu, może i pofrunąć do Bagdadu. Tam też jest przywódca, którego Zachód maltretuje, chcąc odwrócić uwagę swoich społeczeństw od rzeczywistych problemów. Nie jest oczywiście zbyt ambitne drwienie z tych, którzy ośmieszają się sami. Tym bardziej że każda ze wspomnianych wyżej postaci symbolizuje tylko jakiś większy problem, który może by nie powstał albo nie byłby tak dokuczliwy, gdyby ktoś zrobił to, co do niego należy. Na każdej stronie historii jest margines, ale może on być mniejszy albo większy. Problem z Lepperem na przykład byłby mniejszy, gdyby premier nie mówił, że z Lepperem rozmawiać nie można, a potem się na takie rozmowy godził, gdyby lider AWS nie mówił, że sądy powinny przymykać oko na blokady, i gdyby prezydent nie uznał, że Lepper może być jego gościem. Problem ze Słomką byłby mniejszy, gdyby w ustawie nie legalizowano donosu. I gdyby materiały mające weryfikować prawdziwość oświadczeń lustracyjnych członków rządu nie były przekazywane rzecznikowi interesu publicznego przez podwładnych premiera z UOP. Oszczerstwa nie miałyby takiej mocy, gdyby po obrzuceniu premiera błotem przez posła Karwowskiego Jerzy Buzek nie nobilitował jego oskarżeń, ustosunkowując się do nich przez cztery kolejne dni. Byłyby mniej istotne, gdyby nie uległ szantażowi i nie zwrócił się do lustracyjnej przyzwoitki o świadectwo moralności. Pan Świtoń nie rozkochałby się tak w odgrywanej przez siebie roli primadonny i męczennika i nie ośmieszałby wszystkich polityków oraz całego Kościoła, gdyby ktoś odpowiednio wcześniej walnął pięścią w stół i powiedział: dość. Czwórka z SLD nie jest wielkim problemem. Prawdziwym problemem jest to, że nasi najważniejsi politycy nie położyli na szali swojego autorytetu, by wyjaśnić Polakom, kto w tej wojnie ma rację. Owszem, mówili to, ale półgębkiem. Tym razem żaden nie poprosił publicznej telewizji o 10 minut. Nie tak jak Tony Blair, który nalotów NATO broni z pasją. Dlaczego Schröder, Clinton czy Blair jadą do obozów dla uchodźców? Bo wiedzą, że akcja NATO potrzebuje poparcia, a to poparcie zależy od nich. Oczywiście, łatwiej jest schować się za kilkoma beznamiętnymi stwierdzeniami o poparciu dla sojuszu. Można odnieść wrażenie, że nasi politycy są ostrożni, znając proserbskie sympatie wielu Polaków, a na przykład wsłuchujący się zwykle w sondaże Blair mówi z serca. Bo przecież nie jest to z jego strony maskarada. Ta ma zawsze krótkie nogi. Dowód? Czytelnik "Życia Warszawy" pożalił się redakcji, że redaktor Lis nie lubi NATO. Cóż, kiedyś musiało się wydać.
Więcej możesz przeczytać w 21/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.