O kulturze raz jeszcze

O kulturze raz jeszcze

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wszyscy znamy cyniczne słowa, że "nie jest ważne, czy mówią dobrze, czy źle, ważne, żeby mówili". My trwajmy jednak w przekonaniu, że jest bardzo ważne, co mówią
Minister kultury i sztuki Andrzej Zakrzewski odpowiedział (patrz "Poczta") na mój felieton "Co to jest kultura" i ja się z tą odpowiedzią generalnie zgadzam. Tak, Andrzeju, to wszystko prawda, co piszesz. Przecież wiadomo, że przesadzam grubo, gdy twierdzę, że "dzisiejszy polityk to ktoś, kto nie ma żadnego nadrzędnego celu, żadnej potrzeby społecznego działania" itd. Z drugiej jednak strony, gdy się słucha i czyta, co Polak, statystyczny Polak-Szarak, myśli o korupcji władzy, o łapownictwie, przekupstwach, to włos się na głowie jeży. Akurat na mojej się nie jeży, ale gdyby na niej był, to by się jeżył.

Nawet jeśli Polak przesadza, to i tak widzi i doświadcza tego, co się dzieje. A co widzi? Czego doświadcza? "Własnoręcznie stwierdzam panie Tym, że bez szmalu nie ma życia. Do życia - według uczonych - potrzeba wody i tlenu, tak? A ja panu, panie Tym, mówię, że do życia potrzeba przede wszystkim szmalu, a potem może wody i tlenu. Ale szmalu przede wszystkim. Tlen? Brak szmalu pana udusi" - mówił mi znajomy człowiek, który nie dostał pozwolenia na budowę domku letniskowego na swojej działce. Co jest potrzebne do życia, czyli do definicji życia wrócę tu jeszcze za chwilę, a teraz zostanę na tej nie zabudowanej działce znajomego. Oczywiście, nie ma w tym niczego dziwnego i nagannego, że nie otrzymał pozwolenia. W końcu od tego są specjaliści od nadzoru architektonicznego, by mieli wpływ na różne samowole budowlane. Tylko że on nie chciał żadnej samowoli. Chciał według projektu typowego i pozwolenia nie dostał. Jego rozgoryczenie płynęło zaś stąd, że na podobnej działce obok jego sąsiad wybudował sobie rozpaczliwą "daczę" w stylu mauretańsko-kolonialnym, tak przepiękną, że nawet ptaki na niego z góry nie narobią, bo okrążają to g. Posmarował i dostał pozwolenie i każdy wie, że tak właśnie było. W całej Polsce (oczywiście, że znów przesadzam, jasne że nie w całej), w całej Polsce zatem przed dworcami kolejowymi stoją na postojach taksówki miejscowej mafii. Taxi-mafia bierze pieniądze, jakie chce, zaś taksówkarzom jeżdżącym według licznika nie pozwala stanąć na postoju. Pomnikowym przykładem jest taxi-mafia na Dworcu Centralnym w Warszawie. Jej postój jest usytuowany przy dworcowym komisariacie policji. Wzorcowa wręcz symbioza. Aż kłuje w oczy. Komuś się chyba bardzo opłaca, żeby taksówkarze z mafii mogli bezkarnie okradać pasażerów. Komu? Szarakowi Kowalskiemu? Nie. Komuś wysoko postawionemu, kto mógłby taxi-mafię zlikwidować. Nie będę wymieniał nazwiska, bo nie jestem pewien. Minister Zakrzewski pisze, że "o politykach, którzy najlepiej pracują, mass media nie mówią. Reklamuje się za to tych, którzy krzyczą głośno i bez sensu. Im mniej sensu, tym więcej darmowej reklamy". Zakrzewski Kochany! Chyba nie o reklamę tu jednak chodzi. Oczywiście, wszyscy znamy cyniczne słowa, że "nie jest ważne, czy mówią dobrze, czy źle, ważne, żeby mówili". My trwajmy jednak w przekonaniu, że jest bardzo ważne, co mówią. A najważniejsze jest, by mówili dobrze i by to się pokrywało ze stanem faktycznym. Mówienie źle o kanaliach, kanalijkach, przekupnych przeciętniakach moralnych i różnej maści hochsztaplerach nie jest reklamą zła, ale jest jego oświetlaniem i nazywaniem rzeczy po imieniu. Dlatego nie jest to reklama Karwowskiego ani Leppera, gdy piszę o nich to, co myślę. Nie wiem, jaka jest definicja kultury. Pewnie jej nie ma. Ale definicji życia też przecież nie ma. To znaczy - jest. "Życie jest formą istnienia białka" - napisała Agnieszka w jednej ze swych piosenek do przedstawienia Wieśka Dymnego "... i diabłu ogarek". Było to prawie czterdzieści lat temu w Teatrze STS i tę definicję Poetki pamiętam do dziś. Naukowo jednak życie definicji ścisłej nie ma, a przecież istnieje i to jak jeszcze! Kultura też nie ma definicji, a przecież... No, właśnie! Dlatego napisałem i dalej twierdzę, że minister kultury jest osamotniony, bo mu mało kto z rządu pomaga, zasłaniając się zapewne brakiem definicji. A ja uważam, że każdy minister powinien być przede wszystkim ministrem kultury. Byłyby takie zatem pieczątki: minister kultury i sztuki, minister kultury i ochrony środowiska, minister kultury i spraw zagranicznych, a nawet: minister kultury i spraw wewnętrznych. A przede wszystkim: minister kultury i zdrowia, bo jest dla mnie bardzo ważne, by Polak-Szarak doświadczał opieki zdrowotnej kulturalnie. Kultura jako subtelny i pełen szacunku dla wszystkich uczestników zdarzenia kontakt człowieka z człowiekiem... Tak sobie ostatnio myślałem, gdy z książeczką RUM (Rejestr Usług Medycznych) przyszło mi przyjść do przychodni, aby się w niej zarejestrować u tzw. lekarza pierwszego kontaktu. Skierowano mnie do pokoju x2 - 2x - 8 = 0. - Proszę pana książeczkę i jakiego lekarza pan sobie wybiera? - spytała pielęgniarka i podała mi kartkę, na której było wypisanych jedenaście nazwisk. - To są lekarze. Do którego pana zapisać? Trzymałem kartkę i nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Żadnego z tych lekarzy nie znałem. Żeby choć wiedzieć, jak wyglądają, to z wyglądu, z wyrazu twarzy mógłby człowiek wybrać, kierując się intuicją. Zwierzyłem się pani pielęgniarce z moich rozterek: jak ja mogę wybierać lekarza pierwszego kontaktu, skoro już za pierwszym razem nie mogę mieć z nim kontaktu? Chciałbym przynaj- mniej wiedzieć, jak on wygląda! Pani pielęgniarka wzniosła oczy w górę na popękany sufit pełen zwisających pajęczyn: niestety, proszą pana, nie prowadzimy zdjęć lekarzy. Po nazwisku pan musi wybrać, którego pan chce. Przyznaję, że nie zachowałem się kulturalnie, za co wszystkich z rządu z ministrem Zakrzewskim na czele bardzo przepraszam. 

Więcej możesz przeczytać w 21/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Autor: