Boskie szyfry

Dodano:   /  Zmieniono: 
40-lecie wydawnictwa Znak
Ludzki system liczenia jest arbitralny. W różnych kulturach dzieje ludzkie liczone są na rozmaite sposoby, a nasz system obciążony jest dodatkowym błędem. Popełnił go jego twórca, mnich Dionizy, w VI wieku po Chrystusie. W efekcie przyjęliśmy datę urodzin Chrystusa kilka lat późniejszą niż rzeczywista.

Takimi uwagami sławny historyk angielski Norman Davies zaczął swoje wystąpienie inaugurujące sesję zatytułowaną "Czy koniec milenium będzie przełomem epok". Sesja odbywała się w Krakowie w trakcie trzydniowych obchodów czterdziestolecia istnienia wydawnictwa Znak, które już z całą pewnością założone zostało w 1959 r. i stanowiło niezwykłe przedsięwzięcie kulturalne na mapie PRL, wymykając się ze szczelnej sieci komunistycznego monopolu. Okazało się, że była to inicjatywa nie tylko na czas szczególny. Po upadku PRL wydawnictwo potrafiło stawić czoło nowym warunkom i awansować do czołówki firm wydawniczych wolnej Polski. Przy wszystkich zastrzeżeniach Norman Davies przyznał, że ludziom potrzebne są okrągłe daty, symbolicznie ujmujące i oddzielające od siebie epoki. Lęki i nadzieje związane z przełomowymi datami wyznaczają zachowania i postawy. Wybitny filozof Leszek Kołakowski przedstawił śmiałą, acz udokumentowaną tezę, że stulecia zamykają się zwykle po około piętnastu latach od swego kalendarzowego zakończenia. Wiek XIX skończył się naprawdę w 1914 r., w momencie wybuchu pierwszej wojny światowej; wiek XVIII - w 1815 r., wraz z ostateczną klęską Napoleona i stworzeniem nowego europejskiego porządku na kongresie wiedeńskim; wiek XVII - w 1715 r., gdy umarł Ludwik XIV, "król Słońce"; wiek XVI - z wybuchem wojny trzydziestoletniej w 1618 r.; wiek XV - z wystąpieniem Lutra w 1517 r.; wiek XIV - w 1415 r., wraz z zablokowaniem odnowy Kościoła i spaleniem Jana Husa na soborze w Konstancji itd. Błyskotliwa analiza filozofa ukazała umowność ustanawiania tego typu przełomowych dat. Można by przecież zbudować tezę odwrotną i stwierdzić, że stulecia kończą się mniej więcej dziesięć lat przed swoim oficjalnym finałem. Wiek XX zamknąłby się wraz z upadkiem komunizmu w 1989 r., data wybuchu Wielkiej Rewolucji Francuskiej w 1789 r. narzuca się jako koniec osiemnastego stulecia, a "chlubna rewolucja" w 1688 r., czyli stworzenie demokracji w Anglii, wyznaczałaby koniec XVII w. Problemem jest więc wyznaczenie wydarzeń dzielących minione epoki, ale znacznie trudniej przewidywać to, co nadejdzie. Wiek XX był domeną niszczycielskich ideologii, które doprowadziły ludzkość na skraj katastrofy i były źródłem gigantycznych cierpień. Leszek Kołakowski nie dostrzega współcześnie ideologii o uniwersalnych pretensjach, która odpowiadałaby globalnej rzeczywistości wykluwającej się na naszych oczach. Natomiast globalizacji przeciwstawiają się partykularne nacjonalizmy czy szowinizmy, również religijnej natury. W każdym razie apokalipsa - zdaniem Kołakowskiego - pojawi się nieoczekiwanie: "dzień Pański przyjdzie jako złodziej" - cytował Biblię. "Przewidywanie przyszłości jest jeszcze o tyle fikcją, że proces, który nazywamy historią, to ciąg nieoczekiwanych wydarzeń. Być może niesie on Boski szyfr, ale dla człowieka w sposób oczywisty niedostępny" - stwierdził autor "Jeśli Boga nie ma". Wystąpienie Leszka Balcerowicza było bardziej optymistyczne. Wiek XX to dla niego triumf zbrodniczych i aberracyjnych ideologii. Skończył się on jednak wraz z upadkiem komunizmu. Najbardziej aberracyjną ideą dwudziestego wieku, która skrajną formę przybrała w komunizmie, a obecna była w całej myśli lewicowej, nawet wykraczała poza nią, jest - według Balcerowicza - przeświadczenie, że wszystkie poważniejsze przedsięwzięcia ludzkie muszą być firmowane przez biurokrację państwową. Zdaniem wicepremiera, obserwujemy odejście od tej zgubnej iluzji. Przyczyniły się do tego zarówno praktyczna porażka tych idei, jak i procesy globalizacji. Globalny rynek bezpośrednio reaguje na nieodpowiedzialne posunięcia ekonomiczne, wymierzając za nie "karę". Powoduje to powrót do klasycznych wartości dziewiętnastego wieku: wolności, pracowitości, przezorności. Władimir Bukowski, sowiecki dysydent i pisarz mieszkający dziś w Anglii, za współczesną ideologię globalną uznał polityczną poprawność. Jego zdaniem, ta zrodzona na lewicy ideologia szuka zbrodni i nieprawości wyłącznie na prawicy; przedstawiciele lewicy obciążeni być mogą co najwyżej odpowiedzialnością za błąd lub pomyłkę. Uderzający przykład politycznej poprawności podał Norman Davies, którego nowojorski wydawca poprosił o wyeliminowanie określenia "Anno Domini" w amerykańskim wydaniu jego "Europy". Ze względu na ową "poprawność" naciskano też, by w budowli wzniesionej w Londynie dla uczczenia końca drugiego tysiąclecia zrezygnować z odniesień do chrześcijaństwa. Wreszcie wskutek protestów stworzona została tam "zona spirytualna". Od analizy fenomenu politycznej poprawności w sposób nie do końca oczywisty Bukowski przeszedł do ataku na interwencję NATO w Jugosławii. Stwierdził, że jest to zarówno pogwałcenie prawa narodowego, jak i stosowanie podwójnych standardów moralnych, gdyż w innych wypadkach łamania praw człowieka Zachód nie interweniuje. Bukowski, pytając, dlaczego Stany nie bombardują Kuby, dokąd mają bliżej, odpowiedział sobie, że interwencja Zachodu nigdy nie dotknie systemu lewicowego. Pewnie wzbudziłby tym spore zdumienie postkomunistycznego prezydenta Milo?sevicia i rządzącej w Serbii Partii Socjalistycznej. Wystąpienie Bukowskiego wywołało polemikę ze strony Leszka Balcerowicza i prof. Jacka Woźniakowskiego, "ojca założyciela" Znaku. Stwierdzili oni, że w rzeczywistości ludzkiej żadnej zasady nie da się zastosować w stu procentach, nie znaczy to jednak, że należy zrezygnować z ich wprowadzania. Próba obrony praw człowieka w Kosowie jest pozytywnym symptomem. Prof. Woźniakowski zauważył, że stosowanie się do reguły "wszystko albo nic" rodzi bierność i akceptację zła. Przytoczył wypowiedź polskiego prawnika, prof. Sawickiego, który ogłosił, że suwerenność państwa stoi powyżej praw człowieka. Rozumowanie takie prowadzi - zdaniem Woźniakowskiego - do obojętności wobec każdej zbrodni dokonanej pod szyldem państwa. Ryszard Kapuściński podkreślał naszą europocentryczną perspektywę, opowiadając o świecie Afryki, który - według niego - niewiele się zmienił od pięciu tysięcy lat. Mówił o świecie nędzy i zacofania, gdzie normą jest głód oraz bezwzględne rządy wojska i policji. Kapuściński ukazywał dwa przeciwstawne zjawiska: z jednej strony, anarchizację krajów i rozpad władzy państwowej, a z drugiej - zwielokrotnienie się liczby państw. ONZ powstawała z myślą o 44 krajach; dziś istnieje ich 192, a 40 kolejnych szykuje się do ogłoszenia niepodległości. Większość tych państw nie jest w stanie egzystować samodzielnie. Na dylematy Kapuścińskiego odpowiedział Leszek Balcerowicz, który ukazał, że źródłem nędzy społeczeństw Trzeciego Świata są właśnie ich struktury państwowe; państwa zamiast zabezpieczać elementarne bezpieczeństwo, stają się jego największym zagrożeniem, przekształcają się w łupieżców i uniemożliwiają jakikolwiek ekonomiczny rozwój. Leszek Kołakowski przypomniał, że gospodarki rynkowej nie da się wprowadzić w dowolnym otoczeniu kulturowym. Arcybiskup Józef Życiński zwrócił uwagę, że ludzie w Afryce tęsknią najbardziej do tego, co udało się zapewnić w Europie (poza odosobnionym przypadkiem Bałkanów) - do pokoju. Natomiast przed Europą pojawia się zagrożenie schyłku, zaniku sił życiowych. Zdaniem abp. Życińskiego, istnieje obawa, że Europa podzieli los starożytnej Grecji, z której zostały rzeźby, budowle i szacowna tradycja. To Jan Paweł II próbuje się przeciwstawić temu i odrodzić w Europie ducha wartości. Innym obliczem tego niebezpieczeństwa jest "ucieczka w średniactwo". "Tragicznie stałoby się, gdyby odpowiedzią na dwa zagrożenia współczesnego świata: fundamentalizm i nihilizm, była Myszka Miki" - stwierdził Józef Życiński.

Więcej możesz przeczytać w 21/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.