Zielona granica

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wartość nielegalnie przewożonych przez granicę pieniędzy i towarów w 1998 r. wyniosła - według oficjalnych statystyk - 138,6 mln zł, zaś rok wcześniej - 190,3 mln zł
Sami celnicy przyznają jednak, że jest to co najwyżej dziesiąta część rzeczywistej wartości przemytu. W wielu krajach przyjmuje się, że służby celne ujawniają właśnie 10 proc. kontrabandy. W rzeczywistości przemycone do Polski towary byłyby warte 1,5-1,9 mld zł rocznie. - Pamiętajmy, że taki przelicznik stosuje się w krajach, w których służby celne są dobrze opłacane i wyposażone w odpowiednie urządzenia. Tymczasem my pracujemy ciągle w siermiężnych warunkach. Być może więc w Polsce nie ujawniamy 10 proc. przemytu, lecz 4- 5 proc. - mówi jeden z funkcjonariuszy Urzędu Celnego we Wrocławiu, któremu podlega m.in. przejście graniczne w Kudowie Zdroju, jedno z największych na południowej granicy. Policjanci szacują, że z przemytu może pochodzić aż połowa sprzedawanych w Polsce markowych papierosów, 40 proc. alkoholu i tyle samo tekstyliów. - Zło zawsze towarzyszyło granicy. W ubiegłym stuleciu siedliskiem przestępczości były portowe dzielnice nadmorskich miast. Teraz, gdy towary wwozi się głównie przez przejścia drogowe, taką rolę odgrywają miasta, w których się one znajdują. W Zgorzelcu mamy wszystko: zabójstwa, rozboje, przemyt, kradzieże, prostytucję - twierdzi jeden z oficerów Komendy Powiatowej Policji w Zgorzelcu. Fortuny wielu "dużych" gangsterów zaczynały się od szmuglu przez granicę. Zastrzelony w ubiegłym roku Nikoś swoje pierwsze gangsterskie pieniądze zarobił na przemycie kradzionych samochodów z Niemiec. Później zajął się handlem bronią i amfetaminą. Podobnie swoją karierę zaczynał Szwarceneger, który przemyt samochodów doprowadził do perfekcji. Auto skradzione przez jego ludzi w Niemczech w piątek już w niedzielę trafiało z przebitymi numerami i kompletem fałszywych dokumentów na giełdę samochodową w Polsce lub znikało za naszą wschodnią granicą. "Pruszków" swoją dzisiejszą potęgę zawdzięcza zaangażowaniu się na początku lat 90. w przemyt papierosów, a później narkotyków. Policyjne prognozy nie pozostawiają cienia wątpliwości - w najbliższych latach będzie nadal wzrastał przemyt papierosów, alkoholu, narkotyków i ludzi, a "dziurawe" polskie granice wręcz zachęcają do prowadzenia takiej działalności. Wbrew obiegowym opiniom przemytem nie zajmują się tylko wielkie organizacje przestępcze. Na granicy "pracują" także drobni detaliści oraz hurtownicy sprowadzający po jednym lub kilka tirów odzieży lub elektroniki. Ci ostatni działają pojedynczo bądź w kilkuosobowych grupach, a ich wizerunek dalece odbiega od obrazu gangstera. Najbardziej widoczną kategorią przemytników są tzw. mrówki, trudniące się przenoszeniem przez granicę niewielkich ilości alkoholu i papierosów. Działają albo samodzielnie, albo na zlecenie bardziej przedsiębiorczych od siebie, którzy odbierają od nich towar po polskiej stronie i zajmują się dystrybucją w głębi kraju. - To proceder, którego nie możemy zwalczyć - przyznaje Krystyna Urbańska, rzecznik prasowy GUC. Urząd Celny w Przemyślu skierował ostatnio kilkadziesiąt wniosków o odebranie paszportów szczególnie aktywnym "mrówkom". Dziewięciu przemytnikom już te dokumenty odebrano. "Mrówki" operują na wszystkich granicach (z wyjątkiem morskiej). Na wschodzie szmuglują alkohol i papierosy, na południu - alkohol, a na zachodzie - oprócz tych dwóch rodzajów towarów - także elektronikę, kosmetyki i żywność, która następnie trafia na bazary. Opłacalność tego rodzaju działalności sprawia, że większe grupy przestępcze podporządkowują sobie działających dotychczas samodzielnie przemytników. Miesięczna opłata za "opiekę" wynosi 200-500 zł. Oporni albo "przypadkiem" tłuką butelki, albo "potykają się" na nierównych chodnikach i rozbijają sobie głowy. Gangi wymuszające haracze od "mrówek" sterroryzowały na przykład Kudowę Zdrój. Na ulicach w biały dzień padały strzały, a zastraszeni mieszkańcy "niczego nie widzieli". Tymczasem na tamtejszym posterunku policji pracuje zaledwie kilku funkcjonariuszy. Do ujęcia jednego z takich gangów, w skład którego wchodzili Polacy i Osetyniec, doszło przypadkowo. Gangsterzy zatrzymali w bocznej uliczce nie oznakowany radiowóz z policjantami z Wałbrzycha i jeden z nich wyjął pistolet. Policyjni wywiadowcy byli jednak szybsi. Przez południową granicę trafiają do Polski przede wszystkim transporty ubrań z Turcji oraz konfekcja. Przed świętami także żywność (w marcu zatrzymano pięć ciężarówek z nie oclonymi rodzynkami). Największy przemyt płynie przez zachodnią granicę. Oprócz papierosów, alkoholu, narkotyków i samochodów tędy właśnie przewozi się odzież, tkaniny obiciowe, części elektroniczne, kosmetyki. Wrocławska policja aresztowała w ubiegłym roku grupę, na czele której stał 21-letni student. W ciągu dziesięciu miesięcy sprowadzili nielegalnie do Polski 10 tys. procesorów oraz dużą liczbę płyt głównych, skanerów, klawiatur itp. - Mechanizm działania tych grup jest często podobny. W dokumentach celnych wpisuje się jedną dziesiątą wartości towaru. Na przykład transport kosmetyków za 180 tys. DM w deklaracji celnej wart jest zaledwie 10 tys. DM. Potem artykuły takie trafiają do fikcyjnych spółek. Jedna drugiej tak długo "sprzedaje" towar, aż zatrze się ślad po przemycie - mówi jeden z prokuratorów z Wydziału ds. Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Okręgowej w Szczecinie. Drogą morską napływają do Polski przede wszystkim narkotyki oraz bursztyny z Rosji. Ekskluzywna kokaina ukrywana jest m.in. w transportach mebli. Haszysz z północnej Afryki przez Hiszpanię i porty holenderskie trafia do Gdyni i Świnoujścia; dopiero tam jest przepakowywany. Do przemytu używa się także barek pływających do Europy Zachodniej. Policja ujawniła, że dużą partię narkotyków próbowano przewieźć barką oczekującą na wejście do Świnoujścia. Znaleziono wówczas 9 ton haszyszu. - Narkotyki przemyca się właściwie przez wszystkie granice, z tym że najwięcej zatrzymujemy ich na statkach. Tu można ich po prostu dużo ukryć - mówi Krystyna Urbańska. Na granicy lądowej modnym ostatnio sposobem szmuglowania narkotyków stało się pakowanie ich w konserwy mięsne z oryginalnymi etykietami. Coraz więcej kurierów praktykuje też metodę "na połyk". Rekordziści potrafią wprowadzić do żołądka półtora kilograma amfetaminy lub kokainy. Czasami jednak woreczki pękają. Jeden z pechowych kurierów, mieszkaniec Olsztyna, zmarł w Świnoujściu, drugi z objawami zawału serca trafił do szpitala w Szczecinie. Przemyt narkotyków na olbrzymią skalę jest zarezerwowany dla potężnych gangów, które zazdrośnie strzegą swoich stref wpływów. Według jednej z policyjnych hipotez, zastrzelenie przed rokiem w Gdańsku Nikosia miało związek z podjętą przez niego próbą przejęcia narkotykowego biznesu na wybrzeżu po aresztowaniu w Szczecinie Oczka. Kontrolujący ten rynek gang z podwarszawskiego Pruszkowa, który współpracuje z południowoamerykańskimi kartelami z Cali i Medellin, właśnie w ten sposób wyeliminował konkurenta. Do krwawego starcia między gangami gdańskim i warszawskim doszło w Jeleniogórskiem, gdzie zginęło już 13 osób.


Z przemytu może pochodzić aż połowa sprzedawanych w Polsce markowych papierosów, 40 procent alkoholu i tyle samo tekstyliów

Przemytem samochodów, alkoholu i papierosów zajmują się mniejsze grupy przestępcze, choć często mają one międzynarodowe powiązania. W ubiegłym roku celnicy zatrzymali przy próbie przemytu samochody o wartości ponad 40 mln zł. Daje się jednak zauważyć zmianę sposobu działania samochodowych gangów - "ilość przeszła w jakość". Największe zyski osiąga się na szmuglowaniu najdroższych marek, na przykład jeepa grand cherokee czy chryslera grand voyager. W zeszłym roku policja zlikwidowała gang składający się ze współpracujących z sobą przestępców z Warszawy i Wrocławia. Przemycali oni do Polski kradzione na Zachodzie luksusowe samochody terenowe, po czym po przeróbkach wysyłali je za wschodnią granicę jako fabrycznie nowe. Inny gang, złożony z Polaków i Biało- rusinów, przemycił do Mińska 28 ekskluzywnych limuzyn, wcześniej skradzionych w Polsce. W marcu tego roku rzeszowska policja i tamtejszy urząd celny zlikwidowali kolejny szlak przerzutowy, zorganizowany przez Polaka z amerykańskim paszportem. Nadal opłacalnym interesem jest przemyt alkoholu. Przed kilkoma dniami wrocławska policja przechwyciła 227 beczek spirytusu, który do Polski trafił w kontenerach z Holandii. W beczkach było 50 tys. litrów spirytusu o wartości prawie 3 mln zł. Zgodnie z dokumentami celnymi w jednym tirze miały być garnki, a w drugim - maszyny do obróbki drewna. W związku z tą sprawą aresztowano m.in. dwóch kontrolerów celnych, którzy próbowali odprawić towar na podstawie fałszywych dokumentów. To już trzecia taka sprawa prowadzona w ostatnich latach przez wrocławską prokuraturę. - Ślepota to choroba zawodowa celników. Często nie widzą ciężarówek wyładowanych spirytusem. Na przejściu granicznym w Kołbaskowie przepuszczono na przykład trzy transporty i nie ma po nich ani śladu w dokumentach celnych. Podobny proceder odkryliśmy na terminalu w Świecku i na przejściu granicznym w Gubinie. Alkohol przewożony jest jako mączka kukurydziana lub wyroby ceramiczne. Faktury są podrobione, a firmy zamawiające de facto nie istnieją - twierdzi jeden ze szczecińskich prokuratorów.
Oficjalnie problem korupcji na granicy nie istnieje. Według danych GUC, w ubiegłym roku stwierdzono 19 wypadków przyjęcia łapówek przez celników. Zdaniem byłego prezesa GUC Janusza Paczochy, wynika to z niewydolnego systemu kontroli wewnętrznej, który powinien się zmienić po przyjęciu przez Sejm nowej ustawy o służbie celnej. "Wewnętrzna policja" zostanie wówczas podporządkowana bezpośrednio prezesowi GUC. Zmianie powinien ulec także system wynagradzania celników. W tej chwili ich uposażenie składa się ze stałej pensji oraz comiesięcznej premii, którą wypłaca się wszystkim funkcjonariuszom, a jej wysokość uzależniona jest właśnie od stałych poborów. W efekcie dość powszechne w szeregach celników jest przekonanie, "że jeśli już tu robisz, to dorobisz z bagażnika". Wiele do życzenia pozostawia również wyposażenie i operatywność placówek celnych. Według Głównego Urzędu Ceł, aż 240 podległych mu placówek nie spełnia elementarnych norm. Z opublikowanego jesienią ubiegłego roku raportu Najwyższej Izby Kontroli wynika, że podstawowym narzędziem pracy polskich celników jest kartka i długopis. Na przykład tylko 2 z 59 skontrolowanych oddziałów celnych miały urządzenia do prześwietlania samochodów, a cztery dysponowały endoskopami i wykrywaczami metalu. W dziesięciu placówkach nie było placów do przeszukiwania ciężarówek, a w 29 brakowało ramp do rozładunku towarów. Celnicy zajmujący się przeszukiwaniem samochodów w Ogrodnikach mieli do dyspozycji jedynie cztery latarki, śrubokręt i komplet kluczy. We Włocławku mogli się pochwalić tylko drabiną. Na 60 funkcjonariuszy z Budziska przypadał jeden endoskop i jedno lusterko do kontroli podwozi aut, natomiast w II Oddziale Celnym Pocztowym w Warszawie nie było ani jednego urządzenia do prześwietlania paczek. Jednak nawet tam, gdzie odpowiednie urządzenia zostały zamontowane, często nie były wykorzystane. W pierwszej połowie lat 90. kupiono 37 wag elektronicznych do ważenia samochodów, umożliwiających porównanie wagi faktycznie przewożonego towaru z tym, co zostało zadeklarowane w dokumentach. Spośród wag zainstalowanych na jedenastu przejściach granicznych funkcjonowała tylko jedna - w Kołbaskowie. Tyle że waga ta należała do niemieckich służb celnych i była obsługiwana przez niemieckich funkcjonariuszy. Po polskiej stronie wagi albo nie działały, albo żaden z pracujących na przejściu celników nie potrafił ich obsługiwać. Zdaniem Janusza Wojciechowskiego, prezesa NIK, nieczynne wagi to "prawdziwa choroba" polskich przejść granicznych. A każdy dzień ich bezczynności oznacza miliony złotych strat dla budżetu państwa. W efekcie kontrola celna często ogranicza się tylko do przejrzenia dokumentów, co - według NIK - prowadzi do "faktycznie nie kontrolowanego ruchu towarów przez granice Polski". Zaniechanie kontroli zgodności dokumentów ze stanem faktycznym było na przykład powszechnie praktykowane w oddziale celnym w Poznaniu. Jak podaje NIK, o złej pracy polskich służb celnych świadczy zmniejszanie się odsetka ujawnionych prób przemytu w stosunku do ogólnej liczby odpraw. Tymczasem - według policyjnych ekspertów - przemyt jest jedną z najbardziej dochodowych gałęzi przestępczej działalności. Lepsze "przebicie" uzyskuje się jedynie na dystrybucji narkotyków w kraju i fałszowaniu pieniędzy.

Więcej możesz przeczytać w 21/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.