Pożegnanie z muzą

Pożegnanie z muzą

Dodano:   /  Zmieniono: 
Spotykam się z narzekaniem, że w telewizji nie ma czego oglądać. Niby wszystkiego dużo, ale jeden program od drugiego niewiele się różni. Powstaje wrażenie, jakby się oglądało wciąż to samo. Jest tu coś na rzeczy
Telewizyjne programy rozmnażają się ostatnio przez pączkowanie. Nie ma tygodnia, żeby na ekranie mojego telewizora nie pojawił się jakiś nowy kanał. Dbają o to kablówki i programiści obu platform cyfrowych. Samo sprawdzanie przy użyciu pilota, co jest grane na tych wszystkich kanałach, zabiera mi prawie kwadrans! Nawet popularne tygodniki drukujące repertuary skapitulowały i dziś nie ma już bodaj ani jednego, który by oferował informacje o wszystkich dostępnych programach. Nie mają na to miejsca. W dodatku coraz częściej zdarza się, że zamiast poszukiwanego omówienia znajduję tylko wypisany petitem tytuł z lakonicznym dopiskiem "film fab." lub "talk-show". Nic mi to zwykle nie mówi, więc takie informacje mam gdzieś.

Ilustrowane tygodniki repertuarowe z wolna oddają pole znacznie aktualniejszym informacjom o programach, zamieszczanym w telegazetach poszczególnych kanałów. Zupełną zaś rewolucją jest system proponowany przez platformy cyfrowe: w każdej chwili trwającego programu możemy się dowiedzieć, kiedy się on rozpoczął, kiedy skończy i przeczytać jego omówienie. Możemy także uzyskać informacje o tym, co będzie za chwilę. Jeśli zaś szukamy dla siebie czegoś ciekawego według klucza upodobań, uruchamiamy pilotem odpowiednią funkcję i otrzymujemy krótki indywidualny przewodnik po dostępnych programach. Jeśli lubimy filmy, to mamy ich rozkład w różnych kanałach z godzinami rozpoczęcia emisji i omówieniami. Jeśli szukamy programów dokumentalnych, to z równą skrupulatnością wyświetlą się one na ekranie. Dzięki temu nie musimy tracić czasu na mozolne przeszukiwanie słupków z repertuarami. Telewizor robi to za nas. Czasem spotykam się z narzekaniem, że w telewizji nie ma czego oglądać. Niby wszystkiego dużo, ale jeden program od drugiego niewiele się różni. Powstaje wrażenie, jakby się oglądało wciąż to samo. Jest tu coś na rzeczy. Wszystkie polskie kanały telewizyjne są komercyjne, bo wszystkie uzależniają układ swojego programu od wyników tzw. oglądalności, od której zależą wpływy z reklam. Dlatego ambicje programowe ustąpiły miejsca niewolniczemu poddawaniu się prawom marketingu. Jeśli coś zyskuje akceptację tele- widowni, natychmiast jest naśladowane lub wręcz kopiowane przez konkurencyjną stację. Jaskrawych przykładów na to dostarcza ostatnio przede wszystkim TVN, który na "Wieczór z Wampirem" (RTL 7) odpowiedział "Ibisekcją", a na "Zoom" (RTL 7) - "Telewizjerem". W pierwszej chwili żachnąłem się: a gdzie ambicja stworzenia czegoś własnego? Ale już w drugiej chwili przeczytałem, że w związku z ostatnimi zmianami programowymi oglądalność TVN gwałtownie wzrosła. Zatem widzom brak ambicji nie przeszkadza! Rzekłbym wręcz, że brak ambicji popłaca. Telewizyjną muzę odesłano do lamusa. Podobnie rzecz się ma w innych mediach. Najpopularniejsze radiostacje są dziś tak podobne do siebie, że rozpoznać je można głównie po tytułach konkursów, w których słuchacze, odpowiadając na prościutkie pytania, mają szansę wygrywać nieraz duże pieniądze. Trudno byłoby jednak rozpoznać je na podstawie granej przez nie muzyki lub lansowanych stylów czy zachowań kulturowych. Tak było niegdyś, gdy całe pokolenie mogło się na przykład identyfikować z Trójką. Dziś nawet Trójka zatraca swój charakter, a dyrektor jednej z czołowych rozgłośni, namawiany, by umieścił na antenie trochę ambitniejszy repertuar, rozłożył ręce i przyznał, że zestaw piosenek układany jest na podstawie preferencji odbiorców, ustalanych podczas rozmaitych sondaży, zaś o kolejności utworów decyduje komputer. Prawa rynku ponad wszystko. A ponieważ większość radiowych dyrektorów zmuszona jest tak myśleć (znowu walka o wpływy z reklam), nasz eter wygląda jak stado radiowych klonów. A czy inaczej jest z czasopismami? Proponuję następujący test: proszę kupić dwa, trzy pisma kolorowe i podczas weekendu przeczytać je na wyrywki, nie spoglądając na okładki. Potem proszę określić, który artykuł z którego pochodzi magazynu. W większości wypadków okaże się to niemożliwe. Dlaczego? Bo artykuły wszędzie są podobne. Pisma różnią się przede wszystkim grafiką, a nie zawartością. Trudno więc mówić (co dawniej wydawało się oczywiste) o profilu magazynu, jego cechach charakterystycznych i lansowanej linii programowej. Dochodzi do tego, że periodyki o ugruntowanej pozycji, dawniej dumne ze swojej oryginalności i odróżniania się od konkurencji, dzisiaj rezygnują z dotychczasowych atutów, bo... badania marketingowe dowodzą, iż czytelnicy nie oczekują niczego oryginalnego. Najbardziej podoba się im to, co już widzieli w innych pismach. Tak więc i z prasy wygoniono muzę, unifikując wielobarwne tytuły. Telewizja, radio i prasa dają nam to, czego sami chcemy (przynajmniej w sondażach), ale czy rzeczywiście jesteśmy tak bezbarwni i podobni do siebie? Dziś, gdy muzę zdetronizował marketing, pozostaje mieć nadzieję, że nie jest to ostatnia rewolucja na medialnym tronie.
Więcej możesz przeczytać w 20/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.