Co piętnasty pracuje

Co piętnasty pracuje

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gdy my, Polacy, laliśmy się z jakimś głupim caratem o niepodległość, mądrzy Francuzi prali się między sobą o wyzwolenie wszystkich od wszelkiego ucisku, czyli wszelkich obowiązków
Zainteresowała mnie pewna prawidłowość, że każdy szanujący się tygodnik w Polsce musi mieć stałego felietonistę z Paryża. Ludwik Stomma mieszka wprawdzie w Szampanii, ale pracuje w Paryżu i pisze do "Polityki". Andrzej Dobosz, który trzyma na stronie szóstej "Tygodnika Powszechnego" stały felieton, mieszka w Paryżu, tuż przy Notre Dame i zaraz obok ma swoją księgarnię. Piotr Moszyński - wiadomo, z Paryża dla "Wprost". A przecież są i w codziennej prasie paryscy korespondenci i felietoniści z Krzysztofem Rutkowskim na czele. Dlaczego wszyscy z Paryża? Dlaczego z Francji, a nie - na przykład - z Danii, USA, Portugalii lub Anglii?

Postanowiłem sprawę zbadać na miejscu. Przebrany za etatowego pracownika Teatru Powszechnego im. Zygmunta Hübnera w Warszawie udałem się na dziesięć dni do Francji, zobaczyć, co się święci. I okazało się, że właśnie to. To, to znaczy co? - spytacie. Odpowiadam: to! To się święci właśnie, że się święci! We Francji wciąż, nieprzerwanie i na okrągło się świętuje. Święto goni dzień wolny, dzień wolny goni sobotę, a ta goni niedzielę i tak na okrągło - a to Zielone Świątki, a to 1 Maja, a to Dzień Zwycięstwa, a to Święto Matki i w dodatku wszystkie środy wolne od nauki w szkołach. Praktyczni Francuzi łączą zatem dni wolne ze świątecznymi, coś tam odrobią, coś tam przesuną i podobno w maju na przykład można było przyjść do pracy we Francji tylko osiem razy, żeby mieć cały miesiąc roboty zaliczony i to jeszcze z nadgodzinami. Krótko mówiąc - żyć, nie umierać!
Zaraz, zaraz - spytacie - ale jak tu żyć, skoro nikt nie pracuje? Przecież, jeśli nikt nie pracuje, wszystko musi być nieczynne, zamknięte, tak? Odpowiadam: właściwie tak, wszystko jest nieczynne i wszystko jest zamknięte i nic nie działa, ale Francuzi tak to jakoś wymyślili, że się tego w ogóle nie zauważa i nie odczuwa. Jak wymyślili? A bardzo prosto. Wszystkiego jest we Francji piętnaście razy za dużo i na tym polega rozwiązanie.
Konkretnie, czego jest za dużo? Wszystkiego. Rozpatrzmy taki przykład na przykład: w Paryżu jest około dwustu tysięcy domów. Kamienic znaczy. W każdym takim domu są na parterze przynajmniej dwie restauracje. Czasami jest ich pięć, a nawet osiem, ale dwie są zawsze. Przyjmijmy, że średnio wypadają trzy restauracje na kamienicę - daje to minimum sześćset tysięcy restauracji. Otóż okazuje się, że jeśli nawet wszystkie restauracje w Paryżu są zamknięte, to i tak co najmniej czterdzieści tysięcy jest otwartych, a tymczasem - co łatwo obliczyć - czterdzieści tysięcy to jest jedna piętnasta sześciuset tysięcy. I ta jedna piętnasta wystarcza. Jedna piętnasta restauracji w Paryżu jest czynna i to wystarcza, żeby wszystkie były czynne. I są czynne! Trudno to wytłumaczyć w jednym krótkim felietoniku, ale się postaram. Już się naukowo okazało - wszyscy ludzie mają genetycznie zakodowaną (w jednym z białek DNA, chyba gdzieś tam między tyminą a guaniną albo gdzieś jeszcze indziej) - otóż mają zakodowaną skłonność do nieróbstwa. W sześciu przecinek i sześciu dziesiątych populacji występuje właśnie defekt tego kodu. A 6,6 proc. to jest jedna piętnasta, czyli - u co piętnastego osobnika. I Francuzi dawno temu intuicyjnie wpadli na to pierwsi. Nie będę tu przypominał historii, bo nie mam na to ani miejsca, ani wiedzy, ale w końcu Komuna Paryska to są lata siedemdziesiąte XIX w. XIX wiek! My, Polacy, laliśmy się wtedy z jakimś głupim caratem o niepodległość, a mądrzy Francuzi już wtedy prali się między sobą o wyzwolenie wszystkich od wszelkiego ucisku, czyli wszelkich obowiązków. I udało się. Niby oficjalnie mówi się, że Komuna Paryska padła, ale nieoficjalnie wszyscy we Francji wiedzą, że - być może, jako jedyna na świecie - odniosła trwałe zwycięstwo.

We Francji święto goni dzień wolny, dzień wolny - sobotę, a ta niedzielę. I tak na okrągło. Żyć, nie umierać!

Najnowsze badania przyniosły jeszcze większe rewelacje. Defekt 6,6 proc. populacji dotyczy też, podobno, osobników bez defektu. Coś się tam w rodniku amylowo-propylowym czy w innym hydrochinonowym wiązaniu tak zapętla, że nawet najbardziej normalny (czyli nieskory do jakiejkolwiek pracy) nagle nienormalnieje i chce mu się robić. Trzyma go to krótko, bo przyroda zaraz taki zdefektowany rodnik naprawia, ale wystarcza, że go chęć do pracy najdzie choćby przez dwa dni miesięcznie i już wszystko we Francji działa, choć wszystko jest nieczynne. Jeszcze jeden, ostatni przykład: metro w Paryżu. Piętnaście długaśnych linii - tak, tak... piętnaście - piętnaście linii paryskiego metra stale jest czynnych, choć nikt tam nie pracuje, bo Francuzi wymyślili, że zamiast maszynisty można posadzić komputer. I pociągi metra w Paryżu jeżdżą (jeszcze nie wszystkie) bez maszynisty! Albo TGV, czyli bardzo szybki pociąg. Jeździ po całej Francji, we wszystkich kierunkach z szybkością 360 km na godzinę. Z Paryża do Bordeaux - 800 km - trzy godziny. Nasze PKP wiozą nas sto kilometrów z Krakowa do Zakopanego (które się stara o olimpiadę) cztery godziny i kwadrans, czyli 24 km na godzinę. 360 km/h to jest... tak jest... to jest piętnaście razy szybciej.
Francuz ma we Francji wszystkiego piętnaście razy więcej i nie musi nic robić, Polak nie może się do tego przyzwyczaić. Jak długo można nic nie robić? - pyta Polak mieszkający we Francji i z rozpaczy, by czymś czas wypełnić, pisze felietony i wysyła je do Polski. W czasie mojej wizyty we Francji pojawił się w Paryżu Janusz Tomaszewski, wicepremier, felietonista "Wprost". Jak sądzicie, po co tu przyjechał? Oczywiście z tych samych co i ja powodów - napisać felieton. 

Więcej możesz przeczytać w 22/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Autor: