Papieski czas

Papieski czas

Dodano:   /  Zmieniono: 
Tym, czego boję się dziś najbardziej, jest zjawisko społecznej sklerozy, która dojrzałość niepostrzeżenie zamienia w niedołęstwo
"By czas nie przyćmił i niepamięć"
Jan Długosz


Milos'ević pod sądem, Świtoń w kryminale, Lepper na drogach - jakiż jeszcze atrakcji nam brakuje? To są tylko te informacje, o których dowiedzieliśmy się do ubiegłego piątku. Co wydarzyło się między piątkiem i wtorkiem, to wiedzą już P.T. Czytelnicy, ale nie wiedział jeszcze niżej podpisany, bo "Wprost" się okropnie spieszyło z drukiem. Zresztą słusznie się spieszyło, bo oto zaczyna się w Polsce czas papieski. Od pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do ojczyzny upływa właśnie równe 20 lat. Rytmowi kolejnych odwiedzin towarzyszył rytm zmian, o których liczni może marzyli, ale nieliczni wierzyli, że mogą się one wydarzyć w przewidywalnym czasie. Od czasów, gdy biały koń Andersa dokonał żywota (choć nikt nie potrafi precyzyjnie określić, kiedy się to właściwie stało), nadzieja na rewolucję tak rozległą, jaka wydarzyła się w Polsce, Europie i świecie, była udziałem nie tyle nawet optymistów, ile fantastów raczej. Gdy w październikowy wieczór 1978 r. dowiedzieliśmy się, czyj wybór zwiastował biały dym z Sykstyny, można było co najwyżej pomyśleć, że oto coś niezwykle doniosłego właśnie się rozpoczyna. Ale pójść już wtedy tak daleko, by wyobraźnią ogarnąć rewolucję, jaka się faktycznie w następnych dwudziestu latach dokonała - byłoby więcej niż zuchwalstwem. Mam własną skromną teorię, w myśl której właśnie brak nadziei na rychłe zrealizowanie się radykalnego marzenia o suwerenności, demokracji i gospodarczej normalności kazał kolejnym pokoleniom przekazywać raczej pałeczkę "pracy organicznej", niż nastawiać się na nagły rewolucyjny zryw. Ta droga zaowocowała, bo bez niej trudno sobie wyobrazić tak płynne w gruncie rzeczy przejście od PRL do III RP. Wystarczy zresztą przyjrzeć się doświadczeniu choćby niektórych dawnych "demoludów", by jak na dłoni zobaczyć skutki innej strategii przetrwania czasów niewoli. Zgłaszamy niekiedy zarzut pod adresem naszych partnerów z sytego i bezpiecznego Zachodu, że tak się w swej sytości i bezpieczeństwie zadomowili, iż nie umieją wejść w położenie tych, którzy mieli mniej szczęścia. Prawdę mówiąc, zarzut ten da się z powodzeniem skierować także przeciw nam samym. Ile w nas jest na co dzień radości z faktu, że jesteśmy obywatelami suwerennego państwa? Jak często pamiętamy o odbierających nam codzienną godność kolejkach za papierem toaletowym? Jaki procent dorosłych Polaków uczestniczy w wolnych i demokratycznych wyborach samorządowych, parlamentarnych czy prezydenckich? Do tego stopnia przyzwyczailiśmy się do ochrony obywatela przed wszechpotężnym państwem, że gotowi jesteśmy uznać prawo Leppera do rzucenia każdej obelgi i do wykręcenia się przed odpowiedzialnością karną za łamanie prawa... bolącą nogą (choć właśnie wtedy akurat rozpoczynał swe blokady dróg). I gdy- by Świtoń nie podłożył bomby pod swoją "kaplicę", to nie wiadomo, czy policja odważyłaby się wyprowadzić go pod rączki z nieszczęsnego żwirowiska. Równocześnie spokojnie wysłuchujemy tyrad, w których słowa "patriotyzm", "krzyż" lub "wolność" odmienia się przez wszystkie przypadki bez większego starania o głębszy sens tych słów. Nie można się oprzeć wrażeniu, że tegoroczna pielgrzymka Jana Pawła II do Polski swoistą klamrą zamyka to niezwykłe dwudziestolecie. Dwudziestolecie tak wypełnione we wszystkich możliwych przestrzeniach, od religii poczynając i na polityce kończąc, że wciąż wymyka się próbom usystematyzowanego opisu. Nie wiem, o czym i jak będzie mówił Jan Paweł II do swych rodaków. Może właśnie spróbuje opisać proces, przez jaki przeszliśmy? Nie po to, by odwołać się do naszych bieżących dylematów i wyborów i za nas podjąć decyzje, lecz po to, by pomóc nam ogarnąć cały obszar zmian, których detonatorem były proste słowa "nie bójcie się". Tym, czego boję się dziś najbardziej, jest zjawisko społecznej sklerozy. Tej, co nie boli, lecz która dojrzałość z czasem niepostrzeżenie zamienia w niedołęstwo.
Więcej możesz przeczytać w 23/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.