Poczta

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ślad antyświata
W uzupełnieniu artykułu "Ślad antyświata" (nr 18) chciałbym poinformować, że od roku 1990 Instytut Mechaniki i Podstaw Konstrukcji Maszyn Politechniki Krakowskiej współpracuje z ośrodkiem CERN w Genewie przy projektowaniu elementów akceleratora LHC oraz związanych z nim detektorów. Dr Tadeusz Kurtyka, obecnie pracownik inżynieryjny CERN, do roku 1995 był adiunktem naszego instytutu. On też w znacznym stopniu przyczynił się do rozwoju tej współpracy. We wspólnych pracach uczestniczy ostatnio ośmiu pracowników, z których czterech spędziło w zeszłym roku w CERN ponad sześć miesięcy, a czterech - około miesiąca. Również w ubiegłym roku przygotowywało tam prace dyplomowe dwóch studentów prowadzonej przez nasz instytut specjalności: mechanika komputerowa. Od roku 1993 zajmuję się koordynacją współpracy z CERN. Instytut współpracuje również z Uniwersytetem Technicznym w Hamburgu (TUHH) oraz politechniką w Lozannie (EPFL) i utrzymuje ścisłe kontakty z kilkoma innymi ośrodkami naukowymi za granicą. Przez wiele lat dyrektorem instytutu był prof. Michał Życzkowski, a obecnie prowadzi go prof. Józef Nizioł, członek Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego, członek korespondencyjny PAU.

prof. ANDRZEJ P. ZIELIŃSKI zastępca dyrektora Instytutu Mechaniki i Podstaw Konstrukcji Maszyn Politechniki Krakowskiej


Wyspa piratów
Ze zdumieniem przeczytałem artykuł "Wyspa piratów" (nr 19), w którym Roman Rogowiecki w ten sposób określa nasz kraj. Powodem takiego widzenia Polski jest fakt, że niektóre z naszych praw różnią się od obowiązujących w Unii Europejskiej. Rogowiecki sugeruje, że legalne u nas tłoczenie płyt z nagraniami sprzed 1974 r. jest równoznaczne z piractwem. Dobrze znam pewną wyspę, gdzie wiele obowiązujących praw różni się od unijnych. Na przykład samochody poruszają się tam po innej stronie jezdni niż w pozostałych krajach Europy. Tamtejszych kierowców nikt jednak nie nazywa piratami, mimo że - podobnie jak nasi wytwórcy - stosują się do obowiązujących na tej wyspie praw. Tak więc dopóki ktoś działa wedle obowiązującego prawa, dopóty nie należy nazywać go piratem czy "obłudnym" biznesmenem, a jego dochodów z legalnej działalności - "łupem". Rogowiecki przejmuje się stratami, które z tytułu rozbieżności prawnych ponoszą bogate zachodnie koncerny płytowe. Natomiast zupełnie nie cieszy go fakt, że tysiące osób w kraju mogą kupić stare nagrania po dostosowanych do ich możliwości finansowych cenach. Zresztą straty wielkich koncernów płytowych wcale nie są duże. W Polsce mało kto był zainteresowany kupnem nagrań sprzed 1974 r. po cenach, jakich żądają monopoliści. Poza tym śmiem twierdzić, że Paul McCartney ze względu na wielką liczbę sprzedanych egzemplarzy otrzymuje więcej pieniędzy z tytułu tantiem autorskich (płaconych mu przez krajowych producentów za pośrednictwem ZAiKS), niż dostałby od oficjalnego dystrybutora. Może więc obecna treść ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych nie jest krzywdząca dla McCartneya, jak to sugeruje Roman Rogowiecki. Jej zmiana służyć będzie jedynie wielkim zachodnim koncernom płytowym i to one starają się o jej nowelizację. Roman Rogowiecki nie wspomniał nawet słowem o prawdziwym pirackim procederze - nielegalnym kopiowaniu najnowszych i najbardziej "chodliwych" nagrań, które sprzedawane są na Stadionie Dziesięciolecia, na bazarach i giełdach płytowych w całym kraju. Stąd właśnie biorą się milionowe straty zachodnich kompanii płytowych. Z drugiej strony, zachodnie koncerny płytowe i ich polscy przedstawiciele sami są sobie winni, gdyż - cytując Tomasza Raczka - "tak naprawdę piratami są legalnie działające wytwórnie płytowe, bo zdzierają z nas pieniądze nieproporcjonalnie duże do naszych zarobków" ("Diagnoza piratów", nr 2). Tego czynnika, który jest jedynym autentycznym motorem wszelkiej nielegalnej produkcji, wolą nie dostrzegać szefowie i pracownicy wielkich firm fonograficznych, a winą za spowodowane własną pazernością straty próbują obciążyć nasze prawo, legalnie działających wydawców czy "nieuczciwych" klientów wybierających tańsze produkty. Cóż, prawdziwych piratów złapać trudno, a nowelizacja ustawy niewiele w tej kwestii zmieni.

MAREK POTEMPSKI wicedyrektor stowarzyszenia Niezależna Fonografia Polska


Dom niedostępny
W artykule "Dom niedostępny" (nr 22) zniekształceniu uległy zdania, które winny brzmieć: "W kraju jest 11,5 mln mieszkań. Załóżmy, że okres eksploatacji każdego z nich powinien wynosić 100 lat. Aby następowała naturalna wymiana starych mieszkań, należałoby rocznie budować 115 tys. nowych".

Redakcja
Więcej możesz przeczytać w 23/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.