Kolonia z wyboru

Kolonia z wyboru

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z PETEREM CARUANĄ, premierem Gibraltaru
Jacek Pałasiński: - Jak Gibraltarczycy żyją pod nieustanną presją Hiszpanii: w ciągłym stresie czy też już się przyzwyczaili?
Peter Caruana: - Rezultatem tej presji jest wysokie "upolitycznienie" Gibraltarczyków, bo każdy członek naszej wspólnoty na własnej skórze odczuwa skutki konfliktu z Hiszpanią: od braku uznania stowarzyszeń sportowych, poprzez kłopoty z przekraczaniem granicy, do nacisków wywieranych przez Hiszpanię na nasze spółki finansowe, na nasze lotnisko czy flotę. Mimo wszystko nie powiedziałbym, że żyjemy w stresie.
- Minister spraw zagranicznych Hiszpanii Abel Matutes powiedział niedawno, że ,,Gibraltar jest centrum przemytu i przyczynia się do popełniania oszustw finansowych przez 53 tys. spółek, które nie płacą podatków i nie wiadomo, kto za nimi stoi". Jak pan odpowiada na podobne oskarżenia?
- To nieprawda. Gibraltar jest miastem granicznym, a po obu stronach wszystkich granic ceny są różne. W Gibraltarze alkohol i tytoń są tańsze, więc Hiszpanie przyjeżdżają tu, by je kupować. W Hiszpanii tańsza jest żywność, meble i artykuły gospodarstwa domowego. Jeśli chodzi o przemyt narkotyków, to odbywa się on w odwrotną stronę: ta niewielka ilość, jaka spożywana jest w Gibraltarze, w całości dotarła tu z Hiszpanii. Jesteśmy również ośrodkiem wyspecjalizowanym w usługach finansowych. Hiszpania oskarża nas o pranie brudnych pieniędzy, ale to nieprawda. Nasze przedsiębiorstwa finansowe należą do najlepiej kontrolowanych na świecie. Przestrzegamy niemal wszystkich dyrektyw Unii Europejskiej, G7 i ONZ. Nasze prawodawstwo w kwestii prania pieniędzy dotyczy nie tylko zysków z przemytu narkotyków, ale dochodów z każdej działalności kryminalnej. Jesteśmy więc przekonani, że oskarżenia te są częścią politycznej hiszpańskiej napaści na Gibraltar, mającej na celu odebranie mu suwerenności.
- Pański rząd dąży do zmiany statusu Gibraltaru z "kolonii" na "terytorium zależne od Korony". Na czym polega różnica?
- Chcąc pozbawić Gibraltar międzynarodowego poparcia, Hiszpanie powtarzają: "To ostatnia kolonia w Europie, to anachronizm". Ale Gibraltarczykom nie przeszkadza fakt, że są kolonią; przeszkadza im, kiedy ktoś chce podejmować decyzje wbrew ich woli. Demokratycznie postanowiliśmy spróbować przestać być kolonią poprzez modernizację naszych konstytucyjnych związków z Wielką Brytanią. Wyspy Jersey, Guernsey i Man także nie są częścią Wielkiej Brytanii, lecz terytoriami od niej zależnymi i nikt nie traktuje ich jako kolonii. Stąd nasz projekt dekolonizacji Gibraltaru: nie poprzez wybór niepodległości, lecz poprzez zmianę statusu. W praktyce oznaczałoby to eliminację historycznej uprzęży: urzędu gubernatora, zależności instytucji Gibraltaru od centrali itp. Oczywiście, podobna decyzja musi zostać zaakceptowana przez Gibraltarczyków w referendum.
- Jak do tego projektu odnosi się Londyn?
- Londyn uznaje nasze prawo do samostanowienia i dopóki nie wypowiemy obowiązujących traktatów, dopóty będzie akceptował status quo i naszą wolę. Mówiąc o Gibraltarze, Londyn używa jednak określenia "Spanish dimension". W praktyce oznacza to, że Wielka Brytania nie chce irytować Hiszpanii. Co to będzie dla nas oznaczać - tego jeszcze nie wiemy.
- Co Gibraltar oferuje zagranicznym inwestorom? Dlaczego właśnie tu mieliby przywozić swoje pieniądze?
- Nie ukrywamy, że jesteśmy ośrodkiem finansowym off-shore, ale to jeszcze nie wystarcza, by przyciągnąć kapitał. Dlatego oferujemy różnorakie zachęty podatkowe. Dla zagranicznej spółki przeprowadzanie offshore?owych operacji w Gibraltarze jest atrakcyjne również ze względu na nasz profesjonalizm, dobrą infrastrukturę handlową, sprawdzonych klientów, wreszcie - ze względu na fakt, że należymy do Unii Europejskiej.
- Dlaczego Hiszpanom aż tak bardzo zależy na przejęciu kontroli nad Gibraltarem?
- To obsesja historyczna i psychologiczna. Gibraltar ma dziś znacznie mniejsze znaczenie strategiczne niż kiedyś. Nasze terytorium jest malutkie, a mimo to od stuleci nie było żadnego liczącego się polityka hiszpańskiego, który odstąpiłby od hasła: "Odzyskać Gibraltar". Nie czujemy się odpowiedzialni za to, że Gibraltar przestał być hiszpański w 1704 r. ani za XVIII-wieczne pojęcie zdobyczy terytorialnych. Dzisiaj jesteśmy nowoczesnym, demokratycznym narodem i fakt, że Gibraltar należał do Hiszpanii 295 lat temu, nie jest powodem, by odbierać Gibraltarczykom prawa, jakimi cieszą się inne narody Europy. Notabene w ciągu ostatnich piętnastu wieków Gibraltar był arabski przez prawie 800 lat, brytyjski przez 295 lat, a hiszpański przez 230 lat.
- Czy dzisiejsi Gibraltarczycy pamiętają polskiego bohatera II wojny światowej, który zginął tutaj w niewyjaśnionych okolicznościach w katastrofie lotniczej?
- Generał Sikorski jest ważną postacią w najnowszej historii Gibraltaru i jesteśmy przekonani, że rządy Gibraltaru i Polski mogłyby uczynić znacznie więcej, by uczcić tę wybitną postać. Byłbym szczęśliwy, gdyby w centrum naszego miasta mógł powstać jego pomnik.
- Byłby pan gotów podjąć w tej sprawie bezpośrednie rozmowy z Polską?
- Oczywiście! Ostatnio odbyliśmy serię spotkań z rządem USA w sprawie uczczenia prezydenta Eisenhowera, który miał tutaj swój sztab. Chcielibyśmy nawiązać podobne kontakty z polskim rządem w sprawie upamiętnienia generała Sikorskiego.

Więcej możesz przeczytać w 24/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Współpraca: